Dzień Dziecka zaczął się od tego, że Tajfuniątko (moja ośmioletnia córka – wcielony żywioł) mogło ze mną spać poprzedniej nocy, choć przecież jest taaaaaka dorosła. Wielkie przenosiny na Łóżko Rodziców, czyli najważniejszy mebel w domu, a po kąpieli – moszczenie się w nowym miejscu.
Poduszka i kołdra przyniesione, piżamka założona, “Król Maciuś Pierwszy” (tak!) przeczytany (Mamo, a czy mogę jeszcze jeden rozdział? Mamooooo…), światło zgaszone. Czas na opowieść – zawsze na dobranoc opowiadam w wersji dla dzieci rozdział którejś z licznych książek, które sama czytam. To dużo łatwiejsze niż przypominanie sobie dawno zapomnianych baśni i bajek.
Pora spać. „Mamo, a czy mogę razem z tobą pod twoją kołdrą?” Zawsze się zgadzam. Wiem, że wiek przychodzenia na pieszczoszki i przytulasy nie potrwa wiecznie.
Pierwszy czerwca
rozpoczęliśmy menu śniadaniowym zaordynowanym przez Tajfuniątko: bułeczki upieczone przez mamę posmarowane maminym dżemem morelowym i kubeczek mleka. Zazwyczaj nie zaczynamy dnia na słodko, ale dziś, w drodze wyjątku – niech będzie.
Połykamy śniadanie w okamgnieniu, bo spieszymy się na bieg. W ramach obchodów dzisiejszego święta kunmińskie Centrum Matki i Dziecka zorganizowało rodzinny bieg dla dzieci z rodzicami – i obie startujemy (mąż odmówił wzięcia udziału w tej hucpie, ale obiecał, że pojedzie z nami jako fotograf).
Wszyscy uczestnicy dostaną pamiątkowe koszulki, dzieciaki już na starcie otrzymają medale, a jeśli wystartują w którymś konkursie lub quizie, przewidziane są jeszcze jakieś drobiazgi. Bieg rozpocznie się niezłą rozgrzewką, a zakończy cyknięciem pamiątkowego zdjęcia.
Choć sam bieg nie jest długi ani męczący, do domu wracamy tak padnięci i wymordowani hałasem, tłumem i złą pogodą, że ucinamy sobie całą rodziną poobiednią drzemkę.
Popołudnie zorganizował Tajfuniątku tato.
Strojnisia założyła strój galowy. Prezenty, kolacja w eleganckiej restauracji wybranej przez ukochaną córeczkę, a potem spanie z tatą. Jeszcze można, jeszcze się nie wstydzi. Normalnie śpi bez problemu we własnym pokoju, ale gdy śpi z którymś z nas, jest sto razy szczęśliwsza. Niech się nacieszy.
Podsumowując: Dzień Dziecka z przytupem i zgodny z wyobrażeniami owego dziecka.
Następny ranek zaczyna się dla mnie w momencie, kiedy bladym świtem przytuptuje do mnie smutne Tajfuniątko.
Co się stało? – pytam i od razu zaczynam przytulać, żeby odegnać precz wszelkie smutki. W końcu zasmarkane i zapuchnięte dziecko wychlipuje: „Ale ja nie dostałam od taty kwiatka! Ty zawsze dostajesz – na urodziny, na święta, na rocznicę ślubu… Ja też jestem kobietą! Czy tata tego nie wie?”.
Udało mi się nie wybuchnąć śmiechem. Z najpoważniejszą miną świata wytłumaczyłam, że do dziś czasem muszę tacie o różnych Ważnych Sprawach przypominać, a wczoraj po prostu zapomniałam mu przypomnieć, więc to właściwie moja wina. Taki fikołek logiczny został przyjęty przez ośmiolatkę z podziwu godnym spokojem i wyrozumiałością. Zwłaszcza gdy się dowiedziała, że przecież dziś też jest dzień i możemy iść po kwiaty dzisiaj.
„A będę mogła sama wybrać?” Nie tłumaczyłam, że gdy się od kogoś dostaje kwiaty, to nie wypada marudzić, że się woli jakieś inne i wybór leży w gestii obdarowującego, nie obdarowywanego. Na dziś dość łez; poza tym dzieci lubią mieć poczucie sprawczości.
Dzieci? Przecież chce być traktowana jak Dorosła Kobieta?
Kobieta? Przecież ma zaledwie osiem lat!
*
Mamo, nie bądź taka dziecinna!
Obetniesz mi paznokcie u nóg mamo?
Mamo, sama sobie znajdę ubranie.
Nakryjesz mnie kołderką? Ty to robisz najlepiej.
Sama zrobię sałatkę i hamburgera dla taty.
Mamo, mogę twoją kanapkę? Twoja zawsze jest smaczniejsza od mojej.
Mamo, idź już sobie.
Mamo, przyjdź do mnie, boję się…
*
Przy całym tym pomieszaniu z poplątaniem i jakże częstych łzach, bo dorastanie jest gorsze od wyrzynających się zębów, przybijam naszej małej rodzinie piątkę. Na razie mojej kobietce bycie kobietą kojarzy się z dostawaniem kwiatów, noszeniem sukienek i wyczekiwaniem momentu, gdy wreszcie będzie miała własny stanik. No i z robieniem wszystkiego, na co tylko jej przyjdzie fantazja.
I niech tak już zostanie! Niech dorastanie będzie darem, nowymi możliwościami, piękną podróżą; niech panieneczka śmiało wypowiada swoje prawdy i swoje granice.
Tylko…
Moje malutkie kochanie, proszę, nie dorastaj zbyt szybko. Dla rodziców twoje dorastanie jest znacznie trudniejsze do ogarnięcia niż dla ciebie samej. Gładzę z czułością sukienusie, których Tajfuniątko już nigdy nie założy i z westchnieniem pełnym melancholii oddaję je w dobre ręce.
Wyrzucam stare zeszyty, rozdaję zabawki, na które dziecko jest nagle zbyt dorosłe. Przez brak strychu i piwnicy pęka mi serce podczas każdych porządków. Patrzę na dziecko-kobietkę, która kocha różowe jednorożce i piłkę nożną, która jest z matmy tak samo dobra jak z chińskiego.
Czy będę potrafiła ci pokazać, co jest najważniejsze w byciu kobietą? Czy sama to już wiem?
Wyrzucam lęki z głowy i z serca.
Tak, będę ci potrafiła pokazać, co jest najważniejsze. To, że będziemy zawsze mogły sobie nawzajem ufać i że będziemy zawsze potrafiły i chciały sobie nawzajem pomagać. Że będziemy na swoich najbliższych patrzeć z miłością, oddaniem i troską. Że będziemy tak patrzeć również w lustro.
Tak nam dopomóż wszechświat.