Mieszkamy poza Polską już prawie osiem lat. Wyjechaliśmy, gdyż chcieliśmy żyć ,„normalnie”, a w kraju nie było to możliwe w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Synek chorował, mąż stracił pracę, ponieważ zamknięto jedyną firmę w jego branży, a moja pensja nie wystarczała na wiele. Marzyliśmy, by nasze dziecko miało lepszy dostęp do opieki medycznej i międzynarodowych badań, możliwość realizacji pasji, a przede wszystkim pragnęliśmy podarować mu to, co uznaliśmy za bezcenne, czyli wspólnie spędzony czas.
Podjęliśmy decyzję o wyjeździe. Wiele osób się dziwiło. Pukali się w czoła i zastanawiali, co robimy. Pytali, dlaczego wyjeżdżamy z niepełnosprawnym dzieckiem, poruszającym się na wózku na pustynię i jak sobie poradzimy. Wiedzieliśmy, że my, we troje, damy radę i że to dobry wybór.
Katar
Emigrację rozpoczęliśmy na pustyni. Przenieśliśmy się do nowego miejsca na ziemi, czyli do Kataru, gdzie mąż otrzymał bardzo dobrą ofertę pracy. Początki były niezapomniane. Byliśmy jedynymi Polakami w Mesaieed, małym miasteczku położonym 30 kilometrów od stolicy. Wybór domu, rozpakowywanie, pierwsze zakupy zrobione w najbliższej okolicy, które sami przynieśliśmy i które Adaś przywiózł na wózku elektrycznym. Poruszał się nim po różnych wertepach, gdyż budowa chodników dopiero ruszała. Ramiączka do stanika pomagały w zabezpieczeniu nóżek synka, kiedy tobołki przeważały. Z czasem odkryliśmy, że można do nas podjechać autobusem. Śmialiśmy się sami z siebie. Jak dziś pamiętam, kiedy popołudniami siadaliśmy na schodach domu i patrzyliśmy na naszego synka bawiącego się z nowo poznanymi kolegami. Z biegiem czasu kupiliśmy auto i zamontowaliśmy windę na wózek. Rodzina dosłała z Polski nasz najazd do wózka i skuter terenowy, których syn używał w Polsce podróżując po górach, lasach i uliczkach w naszym miasteczku. Słono za to zapłaciliśmy, ale nie było to istotne. Ważne było tu i teraz oraz komfort życia codziennego całej rodziny.
To był dobry czas. Pustynia okazała się odpowiednim domem na ten okres. Mieszkaliśmy w Katarze sześć lat. Trzy lata z Adasiem i trzy we dwoje, bez niego w ziemskim wymiarze. Wiedzieliśmy, że to był mądry wybór. Nasz synek był szczęśliwy, miał dostęp do bardzo dobrych specjalistów i co istotne, spełniał swoje marzenia. Czy może być coś ważniejszego dla rodzica niż uśmiechnięte, szczęśliwe i wdzięczne dziecko? Zapewniam, że nie. Mamy poczucie, że ten czas był bardzo dobrym dla naszego synka, poza ostatnią drogą. Wiemy, że pomimo choroby był szczęśliwy. Wielokrotnie nam to mówił. Jak i to, że nas bardzo kocha. Był to czas dobrego codziennego życia, podróży, spotkań z przyjaciółmi i znajomymi, a także odwiedzin rodziny i przyjaciół z Polski. Prowadziliśmy dom otwarty, w którym każdy, mały, czy duży, mógł przyjść i się dobrze czuć.
Azja
Po odejściu Adasia do świata Aniołów mieszkaliśmy jeszcze w Katarze, ale podświadomie wiedzieliśmy, że pora na zmianę. Udaliśmy się w podróż do Nepalu i odbyliśmy trekking dookoła Annapurny, który zmienił wiele w naszym myśleniu, ale też i we wzajemnych relacjach. Po powrocie wiedzieliśmy, że już tylko my i długo, długo nikt inny. Bliskość nie do opisania. Były kolejne podróże, między innymi do Tajlandii, Laosu i Wietnamu. Będąc tam jeszcze nie wiedzieliśmy, że kiedyś Azja będzie naszym domem. Wspomniane „kiedyś” przyszło bardzo szybko.
Wietnam
Zmiana nadeszła dość niespodziewanie. Po krótkiej, tym razem już tylko dwuosobowej naradzie, zdecydowaliśmy o wyjeździe do Wietnamu. Przenieśliśmy się z pustyni do zielonej krainy. Teraz tutaj jest nasz dom, bo nasz dom jest tam, gdzie my. Lubimy Wietnam z jego plusami i minusami. Dzięki dobrej pracy męża możemy realizować swoje pasje i spełniać marzenia, a ja mogę dbać o nas i robić to, co lubię. Gdzie te czasy, gdy musiałam pracować na dwa etaty naraz? Na szczęście minęły od czasu wyjazdu z Polski. Lubimy kraj, w którym obecnie żyjemy. To piękna, zielona kraina, choć jej miasta przytłaczają. W Wietnamie trzyma nas praca, styl życia i możliwość realizacji planów oraz rozwoju naszych pasji. Mamy tutaj codzienne życie, które lubimy, przyjaciół i znajomych. Kiedy tylko mamy czas, wyjeżdżamy poza Hanoi, w którym mieszkamy, na łono natury. Trzeba przyznać, że możliwości są ogromne, gdyż to niezwykle zielona kraina tysiąca gór, jezior, a także rzek, mórz i wysepek. Dla nas najważniejsze jest jednak to, że jesteśmy razem na dobre i złe, a nasz dom jest tam, gdzie my, czyli obecnie w Wietnamie.
Aneta / Wietnam / Życie i podróże
<3 Ściskam Was mocno! A przede wszystkim Ciebie, dzielna kobieto!
Dziękujemy bardzo 🙂 Całuski gorące 🙂
Niesamowite 🙂 A mieszkaliście gdzieś w Europie? (poza Polską znaczy się) Bo Wasze wybory są rzeczywiście ciekawe ; tu Katar, tu nagle Wietnam :)))
Nasza emigracja rozpoczęła się od Kataru i póki co zakończyła na Wietnamie 🙂 W Europie mieszkaliśmy tylko w Polsce 🙂
Jestem ciekawa, jaki europejski kraj bylibyście skorzy wybrać :)) Póki co, życzę Wam powodzenia i wspaniałych wspomnień 🙂
Najważniejsze, że umiecie odnaleźć dom wszędzie gdzie jesteście razem.
Tak, nasz dom jest zawsze tam, gdzie my 🙂
Piękny tekst. Wzruszający. Podziwiam za siłę!
Pięknie dziękuję i pozdrawiam serdecznie 🙂
Jesteście pięknymi i mądrymi ludźmi. Podziwiam was z całego serca.
Łączy nas strata syna, również pożegnałam…. część siebie…
Piękna opowieść o niezwykłej miłości….. o waszej sile, bo on jest z wami cały czas….
Dziękujemy Ci bardzo za ciepłe słowa i zrozumienie. Pozdrawiamy serdecznie 🙂
Wspaniały tekst. Ściskammocno Aneta!
Dziękuję Aniu 🙂 Całuję 🙂
Pięknie odpisałaś czas waszej emigracji i podróży. Aż mam łzy w oczach. Ściskam Cię serdecznie😊
Dziękuję Ci Renatko za Twoje ciepłe słowa i przytulam 💛
Niesamowita historia, bardzo poruszająca…
Napisana przez życie …
Ściskam mocno! Może z Wietnamu wpadniecie kiedyś na Tajwan? Zapraszam.
Dziękujemy bardzo 🙂 Z przyjemnością zawitamy w Twoje strony 🙂 Może w przyszłym roku 🙂
Cudowny wpis siostrzyczko pełen emocji, smutnych jak i wesołych. Pełen miłości i siły . Jesteś cudowną osobą. Kocham Cię siostrzyczko 😘💕😊
Dziękuję Ci moja Kochana. Przytulam i mocno całuję Cię siostrzyczko. 😘❤️😘
Ciekawie i barwnie opisujesz Wasze życie .Bardzo Wam kibicuje.Ja cały czas pamiętam Sławka jako ucznia liceum a pozniej jak przychodził na halę z małym Adasiem.Bawiłam się z nim żeby tatuś mógł pograć w nogę z kolegami.A potem przychodziłas Ty i razem wracaliście do domu.Z przyjemnością czytam Aneta Twoje relacje oglądam filmiki.Pozdrawiam Was kochani życząc abyście spełniali w dalszym ciągu swoje marzenia
Aż łezka zakręciła mi się w oku … Tak, tak było Kochana … Dziękujemy bardzo za ciepłe wspomnienia i za to, że towarzyszysz nam w naszej podróży … Pozdrawiamy bardzo gorąco 🙂