Felietony

Niemal dziesięć lat temu podeszła do mnie koleżanka, by mi życzliwie doradzić.

Jej słowa brzmiały mniej więcej tak: ogarnij się, zrób coś ze sobą, ludzie mówią, że wyglądasz jak babochłop i wojsko. Niechże będzie i wojsko. Cóż, kupiłam w lumpeksie spodnie moro, a do tego nosiłam darzoną niemałym sentymentem starą bluzę wojskową mojego ojca. Miałam też ogoloną głowę. Kiedy po paru latach, tym razem w Tajlandii stwierdziłam, że znów się ogolę na zero, udałam się w tym celu do fryzjera i wyraziłam swoje życzenie. Dwie fryzjerki rozmawiały między sobą zdziwione. Słyszałam, jak mówią: pu czaj. Czyli facet. Nie wiedziały, że je rozumiem. Ale z uśmiechem wyjaśniłam: mogę zostać facetem. A tak naprawdę miałam tylko zimną wodę w kranie i codzienne mycie długich włosów nie należało do przyjemności.

Niejednokrotnie pytano mnie, czy aby nie jestem “męską lesbą”.

Przecież nie mam partnera i raczej o temacie mężczyzn nie wspominam. Nie jestem “męską lesbą”. Ale jeśli bym nią była, to raczej chciałabym być nazywana lesbijką. No i cóż to ma za znaczenie? Kobieta jest tak samo wartościowa bez względu na jej orientację. Tematy sercowe są po prostu dla mnie czymś, co najchętniej pozostawiam w kręgu dwojga zainteresowanych. Gdy potrzebuję o tym porozmawiać, zwracam się do niewielkiego grona przyjaciół. 

Mój dobry kumpel kiedyś powiedział (tym razem nie złośliwie, a z podziwem), że jestem jak szwajcarski scyzoryk – wyjmiesz z kieszeni i albo naprawi pralkę, albo włamie się przez okno do mieszkania, które się zatrzasnęło albo nawet obije komuś mordę, jak trzeba. Ten sam  kumpel na początku znajomości nie mógł uwierzyć, że moje zbieranie się do wyjścia z domu to podniesienie się z kanapy, założenie kurtki i butów oraz upchnięcie do kieszeni portfela i telefonu. 

Nie lubię robić zakupów, a już szczególnie ubraniowych.

Kupuję coś, jak już naprawdę muszę. Gdy niedawno czekałam w porcie na prom pękły mi spodnie na tyłku. Pokazałam koronkowe majty wszystkim innym oczekującym i odkryłam, że w samochodzie mam tylko dresy i spodnie do pracy. A właśnie wybierałam się tym promem na rozmowę o pracę. No cóż, padło zatem na portki robocze. Z butami jest jeszcze gorzej, bo mam duże stopy. I za każdym razem, kiedy już muszę kupić jakieś obuwie, ogromnie cierpię. Mam zatem w sumie cztery pary. Zimowe, sportowe/letnie, robocze i japonki, które zwiedziły już całkiem sporo ciepłych krajów. Całe zeszłe lato, kiedy jeszcze mieszkałam daleko za kołem polarnym i tak przechodziłam w zimowych. W ciągu ostatniego roku kilkakrotnie się przeprowadzałam i gromadzenie rzeczy byłoby mi bardzo nie na rękę. Posiadam zatem to, co jest mi po prostu potrzebne. Minimalizm znacznie ułatwia życie. W związku z tym nie mam obecnie żadnej sukienki czy biżuterii (jeśli nie liczyć piercingów w uszach, które ciągle noszę te same), poza jedną parą drewnianych koralików kupionych dwa lata temu w Tatrach. 

Nie maluję się. Zupełnie.

Na weselu moich znajomych byłam jedynym gościem z większą ilością makijażu na nodze niż na twarzy. Cóż, musiałam jakoś zakryć siniaki po upadku na kamienie w górach kilka dni wcześniej. Przed kilkoma laty miałam ogromny problem z wyjściem z domu nawet do pobliskiego sklepu spożywczego bez makijażu, ze względu na fatalną cerę. W końcu przestałam się przejmować. I wyszło mi to na korzyść. Ozdabiam swoje ciało inaczej – mam w tej chwili jedenaście tatuaży. Wszystkie się z czymś wiążą i zostaną ze mną na stałe. Czuję się ze sobą dobrze. Akceptuję swój wygląd i makijaż nie sprawia, że bardziej się sobie podobam. Lubię być taka, jaka jestem.

Czym jest zatem dla mnie kobiecość?

Łatwiej może będzie zacząć od tego, czym nie jest. Kobiecość nie jest dla mnie związana z tym jak wyglądamy. Niektóre kobiety lubią ubierać się w eleganckie sukienki, nosić szpilki i malować się przed wyjściem do pracy. Inne, jak ja, wolą coś luźnego, co będzie po prostu wygodne. Również nasze ciała się różnią – chude, pulchne, wysportowane. Czy wygląd czyni którąś z nas mniej lub bardziej kobiecą? W moim przekonaniu – nie.

Kobiecość nie jest oznaczona rozmiarem ubrania.

Czy młoda zgrabna dziewczyna jest bardziej kobieca niż starsza pani, która wiele już doświadczyła i w chwilach kryzysu przytuli młodszą koleżankę, wysłucha i doradzi jej, jak sobie poradzić z problemem? Sądzę, że kobiecość w drugim przypadku jest po prostu inna. Nie cielesna, a bardziej dojrzała, rozwinięta. Ona zmienia się z wiekiem. Często bywa mylona z byciem seksowną. Tymczasem jest w nas, w środku. Nieważne, jak wyglądamy i jak odbiera nas otoczenie. Każda z nas odczuwa podobne emocje. Płacze, śmieje się, kocha i złości. Kobiecość jest właśnie w tych wszystkich uczuciach i emocjach, które często przeżywamy i okazujemy nieco inaczej niż mężczyźni. W tym, jak dzielimy się nimi, wspieramy się, czy też kłócimy w gorszych chwilach.

4.7 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Anna M
Anna M
3 lat temu

Dodam tylko, że w tej chwili znów mam łysą glacę i w Norwegii jedyne zdziwienie było, że ogoliłam głowę w domu, a nie u fryzjera. Tu to nikogo nie razi.
Nie ma też takiego nacisku na wygląd jak w Polsce. Panie bez makijażu i w luźnuch ubraniach, jak ja widuję tu dużo częściej.

Molekułka
Molekułka
3 lat temu

Nie ważne co inni myślą i mówią o tobiehttps://molekulka.wordpress.com/2020/06/15/nie-wazne-co-inni-mysla-i-mowia-o-tobie/ Zgadzam się z tobą, uważam, że większość kobiet zbytnio ulega manipulacji mediów, które narzucają kobietom sztuczne style, kanony piękna i kobiecości, a te które mają odwagę być sobą, ocenia się i krytykuje.Tak jak zauważyłaś, myli się kobiecość z byciem seksowną, a jeszcze bardziej mi żal, młodych dziewcząt, które porównując się do medialnie, sztucznie, wykreowanych gwiazd i gwiazdeczek popadają w kompleksy i problemy psychiczne.Ale co się dziwić młodym dziewczynom, skoro często strasz i niby już dojrzalsze kobiety ulegają tym medialnym wpływom.Chwilami mam wrażenie, że większość ludzi żyje wykreowanym przez media witrualu, albo w… Czytaj więcej »