Moja prababka przeszła przez getto i wojenną zawieruchę, ale przeżyła.
My mówimy o szczęściu, a co myślała B.? Czy także odczuwała radość z faktu, że jakimś cudem wydostała się z piekła, a później musiała żyć, dopasowując się do obcych praw i twardych reguł rządzących życiem codziennym na Ziemiach Odzyskanych? Codzienność w byłych Prusach Wschodnich, kiedyś dumnej prowincji III Rzeszy, której część podarowano wspaniałomyślnie Polsce, nie przypominała w 1945 roku bajki.
Dlaczego żyjesz? – to pytanie, które zadawała również sama sobie, miało ją prześladować do śmierci. Podążało za nią zarówno wyboistymi leśnymi drogami, wiodącymi do niewielkich wiosek, jak i głównymi ulicami, pełnymi dziur, prowadzącymi do zniszczonych miast, które były zupełnie pozbawione śladów życia. Widziała porzucone w pośpiechu domy, pełne siana stodoły, podwórka tonące w gęsim pierzu z rozprutych kołder, pokrywającym trawniki niczym śnieg. I ta cisza. Chyba ona była najgorsza, bo zwiastowała wojnę w wojnie. Zmęczeni walką i wszechwładni radzieccy żołnierze nie mieli dla nikogo litości. Dlaczego mieli by ją okazać starszej kobiecie o niewiadomym pochodzeniu i dziwnym akcencie? Sąsiadami prababci byli przybyli ze wschodu Polacy. Ci sami, którzy nie chcieli pamiętać o swoich przedwojennych sąsiadach. Może nawet znała niektórych z nich. Kto był tutaj swój, a kto obcy, krótko po zakończeniu II wojny światowej?
Tak, pamięć ludzka potrafi być zawodna.
Często zdarza nam się zapomnieć ludzi, obok których mieszkaliśmy, z którymi widywaliśmy się na co dzień, z którymi być może bawiły się nasze dzieci. Jednych pamiętamy, innych nie. Połączenia nerwowe, w których zapisano imiona TYCH sąsiadów z niewielkiej wioski moich przodków, zniknęły. Zdematerializowały się tak samo, jak oni. Kto chciałby w końcu pamiętać o przeszłości, o okropnej, wyniszczającej wojnie, głodzie, nieprzespanych nocach i strachu? Kto chciałby wspominać TYCH OBCYCH? Przecież zamieszkiwali te tereny zaledwie od kilkuset lat, przecież to tutaj od pokoleń żyli, pracowali i umierali. Lepiej powiedzieć NIE PAMIĘTAM, zacząć życie od nowa, BEZ NICH, odbudować spalony dom, spłodzić kolejne dzieci i patrzeć w przyszłość. Przecież wiadomo, że ONI już nie wrócą. NIGDY.
Piszę ONI, ponieważ boję się użyć rzeczownika ŻYD, który może określać, jak wyjaśnia Słownik języka polskiego, zarówno członka narodu żydowskiego (pisany duża literą) jak i wyznawcę judaizmu (pisany małą literą). Ktoś spyta jaka jest różnica? Żeby udzielić odpowiedzi na to pytanie, mogłabym napisać pracę doktorską. Słowo ŻYD budzi we mnie lęk, ponieważ było i niestety wciąż często jest używane jako obelga. Znam ludzi, którym ten termin nie może przejść przez gardło, zarówno w Polsce, jak i w Niemczech.
W świecie, w którym upamiętnianie tak błahych wydarzeń z życia, jak posiłek na talerzu czy głupia mina strojona do lustra jest na porządku dziennym, trudno mi pogodzić się z coraz częstszą kulturą niepamięci o tym, co ważne.
Możecie mnie nazwać nadwrażliwą, kiedy przejmuję się zdewastowanym nowym cmentarzem żydowskim w Nidzicy (z końca XIX wieku), gdzie lokalna pijacka elita, stworzyła sobie stół i krzesła z połamanych macew. Albo zbyt emocjonalną, kiedy wstrzymuję oddech, widząc ostatnie ocalałe macewy z cmentarza w Augustowie z namazanymi sprayem cyframi 88 (HH = Heil Hitler) i swastykami. Kiedyś obejmował on 3 hektary, dziś pozostało po nim osiem macew. Dosłownie osiem sztuk. A może wydam się wam śmieszna, kiedy brodząc w wysokiej po pas trawie na starej części żydowskiego cmentarza w Krynkach, szukam śladów zachowanych nagrobków? Kiedyś wypasano tu krowy, teraz można tutaj podrzucić śmieci, podobnie jak na starą część cmentarza w Sokółce, gdzie potknęłam się o wypełnione brudnymi pieluchami oraz butelkami czarne worki. A co powiecie o pikniku i festiwalu popularnych obecnie food trucków, odbywającym się częściowo na terenie po cmentarzu żydowskim, zmiecionym z powierzchni w latach 60. w Ełku? Współcześnie obszar dawnego cmentarza obejmuje fragment placu Jana Pawła II, gdzie monumentalny pomnik papieża stoi tuż za krawędzią dawnego kirkutu. Niewątpliwie jestem również zbyt sentymentalna, kiedy z kawiarni na Wieży Ciśnień w Giżycku, spoglądam w dół, gdzie w 1700 roku założono cmentarz, a dziś jest tam parking oraz stoją nowe bloki. Naprawdę trudno mi się cieszyć widokiem na jezioro i miasto. Coś mi w tym przeszkadza, zwłaszcza, że zaparkowałam z braku innych możliwości, również na tym parkingu.
Podróżując 73 lata po oficjalnym zakończeniu wojny po byłych Prusach Wschodnich i Podlasiu,
miałam gęsią skórkę. Szukając śladów TYCH OBCYCH odwiedziłam wiele zdewastowanych ręką człowieka cmentarzy i miejsc, gdzie kiedyś stała na przykład synagoga, dom modlitwy czy szkoła, a dziś nie ma tam nawet niewielkiej tablicy je upamiętniającej. Myślałam, że zderzę się z murem milczenia, ale miejscowi chcieli rozmawiać. Nie wszyscy jednak mieli coś do powiedzenia. Wielu zastanawiało się, po co badam przeszłość TYCH, których od dawna już nie ma, dlaczego mnie w ogóle interesują. Inni próbowali opowiadać mi jakieś zasłyszane historie, niekoniecznie prawdziwe. Jeszcze inni zajęci swoimi codziennymi obowiązkami, tylko kiwali głowami. Zapomnienie, brak zainteresowania, bezmyślna dewastacja, brak szacunku do zmarłych podążały za mną krok w krok. Prześladowało mnie także jedno zdanie wyrwane z urzędniczego pisma, jakie otrzymałam od jednej z polskich instytucji. Napisano do mnie w odniesieniu do losów mojej prababci: Przeważająca część materiałów (…) to powojenne relacje mieszkańców P. i okolic, którzy mówili głównie o represjach na ludności polskiej i białoruskiej, a wspominając zagładę Żydów, nie pamiętali nazwisk swoich żydowskich sąsiadów (podkreślenie moje).
Prababcia również nie chciała ich pamiętać i poprzez wyparcie przeszłości, przygotowywała się na tak zwaną godną śmierć, oddalona wiele kilometrów od rodzinnej wioski, wykorzeniona, rzucona na pożarcie obcym, którzy potrafili akceptować tylko podobnych sobie. Ponieważ nie miała w zwyczaju snuć opowieści, wiele szczegółów z jej wcześniejszego życia zostało pochowanych razem z nią. Nie chciałabym, aby moje niedokończone historie rodzinne i wiele innych zostało zapomnianych. Dlatego walczę o pamięć. Być może jest to często walka z wiatrakami, ale nie zamierzam się poddać.
Justyna Michniuk
Piękny i ważny tekst. Dziękuję!