FelietonyZima w Grecji

Jest zimno. Od kilku dni mamy przymrozki. Ludzie poubierani jeden za drugim, krok w krok wchodzą do pociągu. W pośpiechu zajmują swoje miejsca. Za jakiś czas wjeżdżamy do miasta. Na horyzoncie szarych zabudowań podnosi się ku górze ogromny okrąg pomarańczowego słońca. Myślę sobie, to będzie dobry dzień. To będzie dobra podróż. Być może afirmuję przyszłe zdarzenia. 

Przypominam sobie podróże z przeszłości. Kiedyś w starym autobusie PKS na mojej codziennej trasie pojawiał się ten sam kanar. Pojawiał się niby incognito, chociaż każdy znał i widział go z daleka. Niewysoki, trochę przy tuszy, obcisłe czarne spodnie. Siwy, przydługi i nażelowany włos. Czarna skórzana kurtka i obowiązkowy sygnet na palcu. Oczywiście jego pojawienie się wywoływało poruszenie wśród pasażerów. Nigdy nie wsiadał na głównym przystanku.

W końcu jego nadrzędnym celem było wyłapanie pasażerów jeżdżących na gapę. Moim powtarzalnym w tamtych czasach zajęciem w drodze do pracy było czytanie książek w autobusie. W podróżowaniu od punktu do punktu zawsze jest coś fascynującego. Tylko ta powtarzalność z czasem staje się nudna i przewidywalna. A jednak niesamowite jest, że tyle lat minęło, a ja nadal pamiętam doskonale tego pana. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie ma go już wśród żywych.

W dzisiejszych czasach podróżując, widzimy zazwyczaj pochylone głowy nad telefonami komórkowymi i ze słuchawkami w uszach. Sama oczywiście też korzystam z tych wynalazków techniki. W końcu my ludzie poszukujemy ciągle kolejnego bodźca, zabicia czasu. Kiedyś w samolocie do Krakowa siedziałam obok starszej Angielki.

Podzieliła się ona ze mną uwagą, iż podczas podróży ludzie nie rozmawiają już ze sobą.

A jeśli już, jest to rzadki widok. Bardzo przyjemnie wspominam tamten lot, który minął mi dość szybko dzięki ciekawej konwersacji z moją współpasażerką na temat Polski, Krakowa, Wielkiej Brytanii i historii. Pamiętam też interesujące spotkanie na lotnisku w Monachium. To był Polak, który wracał po wielu latach emigracji z Australii do Polski. Obydwoje mieliśmy przesiadkę naszych lotów do tego samego miasta w Polsce. Tylko że on był w podróży o wiele dłużej, a ja wówczas nie byłam jeszcze emigrantką i nic na to nie wskazywało, bym miała się nią stać. Pamiętam, że zaczęłam z nim krótką rozmowę, a potem musiałam iść do toalety i poprosiłam, by popilnował mi bagażu. Po powrocie dziwił się, że tak ufnie mu zostawiłam dobytek. Intuicyjnie jakoś wiedziałam, że przecież mi nie ukradnie walizki. Potem długo rozmawialiśmy o Australii, rodzinie i ogólnie życiu, aż do momentu wejścia do samolotu.

Podczas podróży nasze losy przecinają się z innymi.

To jest tylko wycinek rzeczywistości, potem każdy idzie w swoją stronę. Ale czyż życie nie jest ciekawsze, gdy poznajemy choć przez chwilę inne doświadczenia i inną perspektywę? Mniej więcej pamiętam większość tych mniejszych i większych spotkań w drodze do… a było tego sporo. Nie pamiętam konkretnych tematów, lecz ludzi i wrażenie jakie na mnie zrobili. Ten  wycinek z życia obcej osoby. Czasami była to inspiracja… czasami wielkie zdziwienie.

Szczególnie podróże pociągiem wydają mi się niezwykle pociągające. Ułamki sekund i minut pokazują nową rzeczywistość. Krajobrazy, osoby na rowerze, w samochodzie, domu czy ogrodzie. Świat z okna pociągu wygląda zupełnie inaczej. I pomiędzy tymi obrazami siedzimy czasami z obcą osobą i możemy rozpocząć rozmowę. Możemy też posiedzieć w ciszy i zachwycić się widokiem. Nawet się w nim zakochać. Wciąż pamiętam tę wiosnę. Jechałam pociągiem z Londynu do Glasgow.

To była moja pierwsza z wielu podróży do Szkocji. Kiedy pociąg mknął po torach na północ od Carlisle moim oczom ukazał się przepiękny krajobraz. Soczyście zielone łąki, kamienne murki, owce, pagórki. Siedziałam zafascynowana tą zielenią. Raptem za zakrętem ujrzałam wijącą się wśród tych niezwykle zielonych traw rzekę. Jej kolor nabrał szczególnie wyraźnej barwy. W oddali góry, jakieś pojedyncze domy. Minuta za minutą, w takcie pędzącego pociągu, zakochałam się. Zakochałam się w tej zielonej przestrzeni od pierwszego wejrzenia.

Kilka godzin później jest nadal zimno. Wychodzę z pociągu na ten tak bardzo znajomy dworzec. Kupuję kawę i moje ulubione ciastko. Ruszam w kierunku tego tak mojego i jednocześnie obcego miasta. Ruszam na spotkanie z przeszłością, by oswoić przyszłość. 

Honorata Demczuk

5 5 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze