Przez wiele lat Belgia kojarzyła mi się głównie z Brukselą, może jeszcze trochę z flandryjskimi miastami, np. Brugią. Kraj gdzieś na zachodzie Europy, gdzie kupić można dobre czekoladki, a możni tego świata decydują o losie Europy. Z czasem coraz częściej odwiedzałam Brukselę służbowo, ale Walonia to nadal była terra incognita, może z wyjątkiem gofrów z Liège i tanich lotów z Charleroi. Aż wreszcie któregoś pięknego, acz nieco chłodnego wrześniowego popołudnia do Beneluksu zawitałam na stałe. Zamieszkałam we w pełni zurbanizowanej Holandii i desperacko zaczęłam poszukiwać natury, gór i dobrej kuchni. I oto wybawieniem okazała się Walonia, od Hagi oddalona o około 3 godziny jazdy samochodem, czyli w zasięgu krótkich weekendowych wypadów.

Walonia zajmuje ponad połowę powierzchni Belgii, ale jednocześnie Walonowie to jedynie 33 % belgijskiej populacji, Flamandowie stanowią 57 % (dane podaję za zawsze pomocną Wikipedią). Spór między Flamandami i Walonami jest już legendarny, były czasy, kiedy Walonowie patrzyli z góry na biednych Flamandów, teraz to zamożni Belgowie z północy chcą secesji od „ubogiego” południa. Kiedy Jacques Brel (pochodzący z brukselskich przedmieść) żartobliwie śpiewał o Flamandach, zabroniono mu występów w niektórych miastach. Ale powróćmy już do samej Walonii, może nieco uboższej i bardziej chaotycznej niż Flandria, ale za to jakże uroczej i dzikiej.

W naszym rodzinnym zwiedzaniu Walonii koncentrujemy się głównie na Ardenach, czyli górach położonych najbliżej Holandii. Muszę przyznać, że robią spore wrażenie po przyjeździe z Niderlandów. Oczywiście nie za sprawą wysokości, bo pod tym względem zbliżone są do Gór Świętokrzyskich, ale ze względu na kontrast, jaki stanowią w zestawieniu z urbanizacją Holandii czy Flandrii. W tej części Europy nie spodziewałam się tak spokojnego miejsca.

Moim ukochanym zakątkiem Walonii są Hautes Fagnes, czyli Wysokie Torfowiska. Ten rejon to płaskowyż, na którym znajdują się owe torfowiska. Wybór szlaków turystycznych jest bardzo duży, a osad ludzkich praktycznie nie ma po drodze. Sporo ścieżek poprowadzonych jest na drewnianych pomostach ponad podmokłym terenem. Hautes Fagnes to też bardzo ciekawy region kulturowo, bo leży tuż obok granicy niemieckiej i dla sporej ilości Belgów w tym miejscu to jest właśnie pierwszy język. Przy okazji wędrówek w Hautes Fagnes warto również wspiąć się (samochodem) na najwyższy punkt Belgii oraz zajrzeć do Baraque Michel (miejsce nieco przypominające polskie schroniska górskie). W pobliżu są też bardzo ładne szlaki wokół zamku Reinhardstein oraz do wodospadu Bayehon.

Kolejnym pięknym zakątkiem Walonii jest rejon rzeki Semois, która wije się i zakręca niezliczoną ilość razy wokół okolicznych gór. Szlaki są bardzo malownicze, a sporo Belgów i Francuzów (granica francuska oddalona jest o kilka kilometrów) przyjeżdża tu na spływy kajakowe. Wspomnę jeszcze o dwóch miejscowościach, do których warto zajrzeć. Pierwsze to Bouillon, nad którym góruje zamek, którego historia zaczyna się około X wieku n.e. Należał kiedyś do Gotfryda, jednego z przywódców I wyprawy krzyżowej i króla Jerozolimy. Zamek w Bouillon przypomina zresztą zamki krzyżowców, jak Al.-Karak. W okolicach rzeki Semois warto też zajrzeć do Rochehaut. Jest to mała miejscowość, która położona jest na wzgórzach, z których rozpościera się wspaniały widok na meandrującą rzekę. Polecam też spacer po tutejszych szlakach, duża wilgotność i naturalna osłona przed wiatrem sprawiają, że las wygląda prawie jak tropikalna dżungla, a gałęzie… malin wyglądają jak liany.

I teraz przechodzę do punktu, który najbardziej mnie zaskoczył. Góry górami, ale o podziemnym świecie w Belgii przed przeprowadzką do Beneluksu nie wiedziałam praktycznie nic. Otóż na terenie Walonii znajdują się jedne z najwspanialszych i największych kompleksów jaskiń w Europie. To właśnie tu, w Han-sur-Lesse znajduje się druga pod względem objętości największa podziemna komora (numer jeden to francuskie Pireneje), a w Remouchamps podziemny spływ łodzią jest najdłuższą tego typu trasą na świecie.

O urokach Ardenów mogłabym jeszcze sporo napisać, ale wspomnę jeszcze tylko o przepięknym Durbuy, malowniczym La Roche-en-Ardene, czy o wybornych lokalnych piwach. Ach, ta piękna Walonia…

Ewa /Holandia / Beneluks z dzieckiem

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
ag
ag
7 lat temu

Super 🙂

Marianna in Africa
7 lat temu

Pięknie!

NotatkiNiki
NotatkiNiki
7 lat temu

A ja mam ja na wyciagniecie reki, a nie znam wcale, bo zycie pisze mi ciagle takie scenariusze, ktore mnie ciagna na poludnie :)) Tak to jest jak cos jest za blisko:)