Emigracja

Mieszkam w Bukareszcie ponad dwa lata. W tym czasie zdążyłam się zaręczyć i właśnie finalizuję zakup pierwszego mieszkania, jednak moja droga do tego momentu nie była wcale usłana (samymi) różami.

Zacznijmy od początku. Do Rumuni przyleciałam dzień po wybuchu wojny na Ukrainie, 25 lutego 2022 roku. Nie muszę wspominać, jak przygnębiające były to okoliczności. Do stresu związanego z koniecznością emigracji ekonomicznej, doszedł strach o to, co grozi nam w przyszłości ze strony Rosji. W takich momentach nie można jednak za dużo myśleć i rozpamiętywać – trzeba działać i to najlepiej szybko. Miałam przecież misję – podpisać umowę o pracę, a to wiązało się z założeniem konta w banku, znalezieniem mieszkania do wynajęcia, przeniesieniem rezydencji podatkowej i… nostryfikacją dyplomu. Chociaż mój dyplom magisterski, uzyskany na Uniwersytecie w Białymstoku, powinien być w teorii uznawany wszędzie w Unii Europejskiej na mocy systemu bolońskiego to jednak prawo  prawem, a życie życiem. Mój przyszły pracodawca wymagał tłumaczenia przysięgłego dyplomu i poświadczenia notarialnego jego kopii. Zajęłam się tym w Polsce i przywiozłam ze sobą dokumenty, jednak okazało się… że muszę je przetłumaczyć u rumuńskiego tłumacza i mieć zaświadczenie od rumuńskiego notariusza. W stresie biegałam po mieście, próbując to załatwić, tymczasem za rogiem czekało kolejne zadanie – założenie konta bankowego. 

Znowu w teorii – prosta sprawa. Jako obywatelka UE powinnam mieć możliwość otworzenia konta w każdym europejskim banku, bez zbytnich formalności. Jednak, zapewne wiele koleżanek emigrantek może się ze mną zgodzić, często występuje paradoks: banki wymagają umowy o pracę do otworzenia rachunku – a pracodawcy lokalnego rachunku bankowego do podpisania umowy o pracę.

Błędne koło, z którego ciężko się wydostać. Tutaj przyszła mi z pomocą polska zaradność i upór. Znając swoje prawa, weszłam do kolejnej placówki i postanowiłam nie wychodzić, dopóki nie osiągnę celu. Co prawda panie konsultantki nie były zadowolone, że posiadam tylko dowód osobisty, a nie paszport i że nie mam na nim wpisanego adresu domowego. Jednak moja zawziętość i technika “zdartej płyty” oraz około godzina cennego czasu sprawiły, że udało mi się otworzyć rachunek. To wtedy odkryłam, że przy kontaktach z rumuńskimi instytucjami trzeba być po prostu nieustępliwą – a wszystko uda się załatwić. Rumuńscy urzędnicy nie są przyzwyczajeni do pewnych siebie i upartych osób i taka postawa bierze ich z zaskoczenia, jest efektywna i sprawdziła mi się wielokrotnie.

Podpisanie umowy o pracę odbyło się online, gdyż był to jeszcze okres pandemii. Wynajęcie mieszkania również nie przysporzyło wielu trudności. Moim ostatnim krokiem do ustatkowania się było wyrobienie dokumentu z numerem CNP – odpowiadającym naszemu numerowi PESEL. Po zapisaniu się przez internet i przesłaniu dokumentów przez stronę urzędu udałam się osobiście do biura imigracyjnego złożyć podpisy i dokonać formalności. Jakież było moje zdziwienie, gdy agentka imigracyjna upierała się o dostarczenie papierowych oryginałów umowy o pracę – które nie istniały, gdyż kontrakt podpisałam podczas rozmowy online. Jednak i w tym przypadku zachowałam opanowanie i uprzejmie poprosiłam urzędniczkę o skonsultowanie się z jej przełożonym. Chociaż wcześniej miałam problemy z asertywnością i stawianiem na swoim, w Rumuni rozwinęłam tę cechę perfekcyjnie. Kierownik oddziału imigracyjnego zatwierdził moje dokumenty elektroniczne i dostałam pozwolenie na pięcioletnią rezydencję tymczasową oraz numer CNP. Dokument CNP jest w Rumuni niezwykle przydatny, jeśli go mamy, to praktycznie nikt już nie spojrzy na nasz polski dowód osobisty. Zapisy do lekarza, wizyty w banku, podpisywanie kontraktów odbywa się przy użyciu rumuńskich dokumentów.

Czy z perspektywy czasu uważam, że przeprowadzka do Bukaresztu i pierwsze dni były trudne? Cóż, były nieco wymagające, jednak słuchając opowieści Polek na temat wyprowadzek do innych krajów, uważam, że moja była relatywnie prosta.

Mieszkanie znalazłam w tydzień, konto w banku założyłam w ciągu trzech wizyt. Podpisanie umowy o pracę odbyło się bez przeszkód online, a  wyrobione rumuńskie dokumenty sprawiły, że w urzędach jestem traktowana na równi z Rumunkami. Po przejściu tych początkowych trudności nie miałam więcej problemów z formalnościami. Miałam za to wiele zaskakujących sytuacji, takich jak to, że po dwóch tygodniach od podpisania umowy o pracę dowiedziałam się, że rozpoczęcie mojego projektu w pracy zostało przeniesione na kolejny rok… Ale ze wszystkim sobie poradziłam “po rumuńsku”, czyli na spokojnie, z południową cierpliwością i pomocą przyjaciół.

Malwina Biel

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze