Odkąd pamiętam, zazdrościłam. Najpierw dzieciom, potem nastolatkom, a teraz już dorosłym. Nie, nie chodzi ani o pieniądze, ani o jakieś wypasione gadżety, ani nawet o inteligencję czy szczęście w życiu. Zazdrościłam innym rodziców, a konkretnie – ojca, ponieważ tego, który figuruje w moim akcie urodzenia takim mianem nazwać nigdy nie mogłam. Ze słowem ojciec mam zupełnie inne skojarzenia.

Powinna to być osoba, która nie tylko wspiera swoją żonę finansowo, kiedy ta akurat nie pracuje, wychowując dzieci, ale także docenia fakt posiadania potomstwa, spędza z nim czas, wspiera je i nie krytykuje bez przyczyny. Dodatkowo w moich marzeniach tata nie pije codziennie, nie przegrywa pieniędzy na automatach w barach, komplementując nudzące się łatwe, podstarzałe panienki do towarzystwa, nie bije swojej żony i dzieci w dzikim rauszu i nie psuje całej rodzinie wszystkich dni świątecznych w roku.

Jak zatem nazwałabym tego zupełnie obcego mi człowieka, który jest mężem mojej mamy? Myślę, że słowo producent najlepiej go opisuje. Po polsku nie ma niestety dobrego zamiennika słowa ojciec, za to niemiecki rzeczownik Erzeuger może oznaczać producenta, wytwórcę, ale i ojca. Dlatego w tym tekście będę go nazywać po prostu E. Duże E., chociaż nie zasłużył nawet na małe. 

W Internecie pełno jest łzawych historii dzieci alkoholików. Moja jest troszeczkę mniej wzruszająca, bo przed E. bronili mnie i moje rodzeństwo dziadkowie mieszkający z nami pod jednym dachem oraz moja mama. Dzięki ich staraniom nie tylko mieliśmy w miarę normalne dzieciństwo, ale i E. nie doprowadził nas wszystkich do finansowej i psychicznej ruiny. Mimo to rany i bolesne wspomnienia pozostały. Na przykład kiedy wracam pamięcią do czterdziestych czwartych urodzin mojej mamy. Upiekłam jej tort. Trochę przypalony i niezbyt profesjonalnie udekorowany, ale jednak.

W tym dniu E. postanowił pić od rana. Szczęśliwie zniknął na pół dnia w jakiejś melinie, aby powrócić wieczorem. Mama akurat wróciła z pracy i chcieliśmy świętować. E. rzucił się jednak na mamę i chciał ją pobić. Za nic, jak zwykle. Zamknęliśmy się w drugim pokoju z tortem. Nie zdążyła jeszcze zdmuchnąć świeczek i wosk powoli kapał na ciasto. E. był tak wściekły, że udało nam się uciec, że najpierw wybił szybę w drzwiach, a potem zwyczajnie je wyłamał. Na szczęście dziadkowie byli wtedy jeszcze w dobrej formie i przybiegli nam na pomoc. Obezwładniliśmy E. i poszedł spać. Następnego dnia udawał, że nic się nie stało. Zawsze tak robił.

Szybko opuściłam rodzinne strony, m.in. dlatego, że nie chciałam mieć nic do czynienia z E. Niestety moja mama ciężko zachorowała, co doprowadziło do sytuacji, że nie kto inny, ale właśnie E. jest z nią obecnie. Specjalnie użyłam czasownika “być”, a nie “opiekować się”, ponieważ on tego nie robi. Podczas naszej ostatniej wizyty u mamy odkryłam u niej grzybicę stóp. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. E. jest oczywiście oporny na wszelkie rady i komentarze, bo to on czuje się ofiarą. Przecież my, dzieci, mamy szczęśliwe, bezproblemowe życia za granicą, a on jest uwiązany w domu. Frustracja E. była tak wielka, że wyrzucił mnie z mężem i małym dzieckiem z mojego domu rodzinnego. Naturalnie na rauszu, w którym trwał nieprzerwanie trzy dni, podczas gdy my opiekowaliśmy się, niczego nie świadomą z powodu choroby, mamą. Wyzwał nas wszystkich od najgorszych i chciał pieniędzy za prąd i wodę, które zużyliśmy podczas naszego tygodniowego pobytu u niego.

Spakowałam nasze rzeczy, jednak niestety, z powodu nowych obostrzeń, nie mogłam wyjechać natychmiast. Musieliśmy zrobić testy na covid-19, co opóźniło nasz wyjazd o ponad dobę. Teraz nie mam już dokąd pojechać, ale to akurat mnie nie martwi. Najgorsze, że może się zdarzyć, że już nigdy nie zobaczę mojej mamy żywej. Nawet w takim stanie, w jakim jest, bardzo ją kocham i mogę tylko mieć nadzieję, że nic gorszego się jej przy tym tzw. opiekunie nie przydarzy.

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marzena Woj
Marzena Woj
2 lat temu

Koszmar. To straszne, że ludzie rodzą się i dorastają w takich rodzinach. To są traumy na całe życie. Sama jestem DDA i chociaż mam normalne życie i rodzinę, to wciąż zmagam się z demonami z przeszłości.