Felietonybeagle

Dochodzi godzina 15:30. Zazwyczaj o tej porze siadasz z kubkiem herbaty na ganku i z uśmiechem obserwujesz otoczenie. To czas, gdy dzieci wracają ze szkół. Żółte autobusy zatrzymują się jeden za drugim niedaleko twojego domu, bo to ruchliwa ulica i wokół mieszka wiele rodzin z dziećmi w najróżniejszym wieku. Ci z domu obok są jak zawsze w biegu, pewnie spieszą się na balet córki, syn sąsiadów z przeciwka znowu zapomniał o śniadaniówce, tych z dwójką dzieci nie widać, autobus pewnie ma opóźnienie.

A to dziecko czyje? Na krawężniku zwinięte w kłębek siedzi dziecko. Ramionami obejmuje swoje kolana. Za daleko, nie widać twarzy. Wydaje się być małe, może to pierwsza klasy szkoły podstawowej? Może druga? Na zerówkowiczów muszą czekać rodzice, więc to na pewno nie ten wiek. Kto to jest? A to auto czyje?

Nie kojarzysz tego vana, który kolejny raz przejeżdża tuż obok tego dziecka.

Przesuwasz się na brzeg krzesła, gdy zauważasz, że zatrzymał się całkiem niedaleko. W twojej głowie rodzi się wiele pytań i wątpliwości. Twój telefon leży w domu. Wejść do środka i dzwonić po policję czy obserwować dalej? Postanawiasz spokojnym krokiem podejść bliżej, przejść się na pozorny na spacer. Podjeżdża drugie auto i nagle zatrzymuje się. Dziecko się podrywa, ty przyspieszasz kroku, a z czarnego vana wyskakuje mężczyzna.

Wszyscy biegnięcie w jednym kierunku. W stronę auta, które się właśnie zatrzymało. Im jesteś bliżej, tym wyraźniej słyszysz płacz dziecka, słyszysz również mężczyznę z czarnego vana krzyczącego: „Kim jesteś? Zadzwoniłem po policję, już tu jadą!”. Za chwilę podjeżdża mały żółty autobus i wybiega roztrzęsiony kierowca. Zwalniasz… Co się dzieje? Stajesz w bezpiecznej odległości. Oni cię nie widzą, ale ty wszystko słyszysz.

Ta historia jest trochę podkolorowana, a trochę prawidziwa.

Rok szkolny rozpoczął się w sierpniu, a wszystko miało miejsce wiele tygodni później. To pierwszy rok, gdy mój syn korzysta z autobusu szkolnego. Zawsze jest odstawiany w to samo miejsce. Tego dnia tak nie było. Świeciło piękne słońce, a my czekaliśmy na naszego syna przed domem. Autobus miał opóźnienie. Zdziwiliśmy się, gdy podjechał pod nasz dom i zgadnij, co poczuliśmy, gdy kierowca zapytał, czy nasz syn już dotarł do domu. Nie dotarł.

Okazało się, że kierowca przegapił jego przystanek i wysadził, go kilka domów dalej. Nakazał iść prosto. Syn poszedł, ale w złym kierunku. Wszyscy trzęśliśmy się ze strachu, bo co jeśli….? Lepiej nie myśleć. Na szczęście zainteresowały się nim dwie osoby – ktoś, kto obserwował go z okna i przypadkowy kierowca. Obie dyskretnie kontrolowały sytuację aż do przyjazdu mojego męża, a kierowca nawet zawiadomił policję.

Błędy zdarzają się w każdej pracy, a ja nie chciałabym być kierowcą autobusu.

To była okropna lekcja dla każdego z nas. Nie złożyliśmy skargi, nie wnioskowaliśmy o zwolnienie tego człowieka. Pewnie byłoby inaczej, gdyby COŚ się stało. Na szczęście się nie stało. Błędy się zdarzają. Każdemu i w każdym zawodzie. Wszystko w porządku, jeśli nikt nie ucierpi.

W Kanadzie zgłasza się co roku zaginięcie ponad 50 000 dzieci. Większość z nich zostaje szybko odnaleziona, jednak nie wszystkie. W Polsce w 2020 roku, wg statystyk organizacji Itaka, zaginęło około 200 dzieci. Jeśli chcesz pomóc lub ktoś z twoich bliskich zaginął, zajrzyj na stronę https://zaginieni.pl/home/

Sylwia Rioux, Kanada

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze