Nie opuściłam Polski, ponieważ musiałam.
Wyjechałam, ponieważ chciałam i pojawiła się okazja. Opuściłam kraj z niewielkim pojęciem, jak to jest żyć z dala – nawet kiedy wyprowadziłam się z domu rodzinnego, wciąż znajdowałam się w granicach mojego miasta. Nie wiedziałam, jak samotnie można się czuć w obcym kraju, ponieważ nigdy nie podróżowałam bardzo daleko lub bardzo długo. Emigracja była dla mnie obcą koncepcją i teraz, z perspektywy prawie siedmiu lat w Szwajcarii, mogę szczerze powiedzieć, że nie byłam na nią gotowa.
Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, była samotność. Byłam sama w mieście, którego nie znałam, bez znajomych twarzy dookoła.
Kiedy mieszkałam w tym samym miejscu przez całe życie, znałam je jak własną kieszeń. Teraz znalazłam się zupełnie sama w mieście, w którym ludzie mówili językiem którego nie rozumiałam, gdzie dosłownie nie znałam żywej duszy.
Nie miałam pojęcia, ile rzeczy było dla mnie pewnikiem
Wiedza, gdzie jest najbliższy sklep spożywczy, jakim autobusem jechać, aby dostać się tam, gdzie się chce dotrzeć oraz możliwość rozmowy z ludźmi na ulicy naprawdę rozumiejąc, co mówią. Nie zdawałam sobie sprawy, jak samotne jest przebywanie z dala od wszystkiego, co znajome. Oczywiście, z czasem zaprzyjaźniasz się, wiesz co gdzie się znajduje i wkrótce czujesz się komfortowo, ale zanim to nastąpi, będzie dużo samotności. Jestem przyzwyczajona do bycia samej – czuję się bardzo dobrze we własnym towarzystwie i rzadko się nudzę, kiedy jestem sama. Ale jest to zupełnie inny rodzaj samotności – kiedy wszystko, co znane, jest tak daleko, zaczynasz się zastanawiać, czy w ogóle jest prawdziwe. Oczywiście technologia pomaga i możesz wysyłać SMS-y, e-maile, używać FaceTime lub Skype’a – dzięki nim czujesz się, jakbyś tam była. PRAWIE.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęsknię za rodziną.
Uznawałam ją za coś mniej lub bardziej oczywistego – zawsze przecież tam była, oddalona o kilka przystanków tramwajem lub autobusem. Teraz jest oddalona o tysiące kilometrów, stąd omija mnie tak wiele rzeczy. Największym koszmarem emigracyjnym jest nagłe odejście kogoś bliskiego, niemożność pożegnania się. Kiedy we wrześniu 2018 nieoczekiwanie zmarł mój tato, przewartościował mi się cały świat. Nieobecność na stałe, nie tylko na wakacje lub semestr w szkole, sprawia, że bardziej doceniasz relacje w swoim życiu. Nie ma wielu rzeczy, które lepiej przypominałyby o upływie czasu i uświadomiałyby, ile czasu minęło od twojego wyjazdu. Ile rzeczy się zmieniło. Widzisz rodziców co trzy lub sześć miesięcy, a nie co tydzień i dostrzegasz, że niemal na twoich oczach starzeją się coraz bardziej. Emigracja pokazuje, jak blisko jest się z najbliższymi i jak cotygodniowe niedzielne obiady po prostu były i nadal są, ale już bez ciebie. Bycie daleko bardzo fizycznie boli; ta tęsknota i brak możliwości, aby widzieć rodzinę tak często, jak by się chciało. Ale sprawia też, że każde spotkanie jest o wiele wspanialsze i zawsze zbyt krótkie.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tutejsi ludzie różnią się od tych w Polsce.
Szwajcarzy są wycofani, uprzejmi, ale trochę zimni, niełatwi w nawiązywaniu przyjaźni i zawsze zachowują się bardzo stosownie. Ludzie nie rozmawiają w pociągu; sprzedawczyni rozmawia z tobą tylko wtedy, gdy mówisz w szwajcarskim dialekcie niemieckiego – w przeciwnym razie przeważnie cię ignoruje. Oczywiście nie sposób wsadzić do tej metaforycznej szufladki wszystkich Szwajcarów – ci, których udało mi się poznać bliżej, są bardziej otwarci i przyjaźni niż ta wspomniana wyżej większość. Ogólnie rzecz ujmując, ludzie tutaj są zupełnie odmienni w zachowaniach niż to, do czego przywykłam i zajęło mi trochę czasu, aby się przyzwyczaić i znaleźć na nich sposób.
Teraz pracuję w prawie wyłącznie szwajcarskim środowisku i z radością zauważam wiele wyjątków od reguły z początku tego paragrafu. Szwajcarzy są również bardzo mili, czyści, uprzejmi i wyjątkowo dobrze przestrzegają zasad.
A może to tylko ja jestem przewrażliwiona i nieprzystosowana do zmian – oczywiście ludzie są różni wszędzie, także w miejscach mi znanych i to jest piękno życia w innym kraju – horyzonty otwiera się czasem równie szeroko jak usta ze zdziwienia.
Nie zdawałam sobie również sprawy, jak szybko wszystkie te rzeczy nie będą miały tak wielkiego znaczenia, a Szwajcaria stanie się moim drugim domem.
Wszystkie denerwujące początkowo drobnostki są wszędzie takie same, a czasem najlepiej zaakceptować sprawy, których nie można zmienić. Lubię tu być – Szwajcaria to taki mój “mały duży kraj” i odkrywam jego dobre strony z każdym mijającym dniem.
Autorka
Kaja Kurczewska
„Największym koszmarem emigracyjnym jest nagłe odejście kogoś bliskiego, niemożność pożegnania się.” – nie mogłabym zgodzić się bardziej.
Jest wiele rzeczy które się traci na emigracji ….. bliskich , tradycje , przyjaciół ….. nie można żyć w dwóch miejscach jednocześnie ja wciąż żałuje ze wyjechałam ……a po wielu latach emigracji jest ciężko wrócić …. choć jak to mówią w życiu nigdy nie mów nigdy ….
Wszystko się zgadza. Samotność też.
Brzmi to tak bardzo znajomo. Moja pierwsza przeprowadzka do Niemiec była dla mnie bardzo trudna. Zupełnie nie byłam przygotowana na emigrację. Na to jak bardzo różnią się zachowania ludzi. Wydawałoby się, że kultura nie odbiega, a jednak. Tak jak napisałaś..
Teraz mieszkam w Austrii i na tą zmianę byłam już dużo bardziej przygotowana. Choć moje serce nadal jest rozdarte.