Wielkim plusem posiadania zagranicznej teściowej jest to, że można o niej napisać felieton i nie martwić się, że kiedyś go przeczyta. Tak naprawdę nie mam nic złego do powiedzenia na jej temat, ale komfortowo jest mieć tę możliwość.
Z V. dogadujemy się dobrze, kiedy coś się dzieje, można na nią liczyć i co najważniejsze jest zaangażowaną babcią. Ten felieton skupia się na tym, że obydwie definiujemy się jako feministki, choć mamy dość różne podejście do życia i kwestii kobiecości.
Staniki na stos
Wszyscy wiedzą, że feministki palą staniki, prawda? Nieprawda. Jest to stereotyp pochodzący z protestu z 1968 roku przeciwko wyborom Miss Ameryki. Rozpalenie ogniska na tym proteście byłoby nielegalne. Kobiety wrzucały symbole opresji płciowej, w tym staniki i magazyny typu Playboy, do pojemnika. Ogień już sobie dopisano. Ten zmyślony obraz wykorzystywano, by umniejszać feministkom walczącym o równość płciową i umacniać ich obraz jako osób niepotrafiących panować nad swoimi emocjami.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że w latach 60. i 70. staniki były ważnym symbolem wolnościowym. Ich noszenie lub nie było wręcz aktem politycznym. Moja teściowa w tamtych czasach była młoda i zaangażowana. Wychowana wśród konserwatywnych wartości odnalazła się na studiach i właśnie wtedy postanowiła uwolnić się od stanika. Nigdy do niego nie wróciła.
Czy mam z tym jakiś problem? Absolutnie nie, uważam, że każdy ma prawo do takiej decyzji. Jednocześnie zupełnie jej nie rozumiem. Mnie bez stanika po prostu bolą piersi, a myśl o uprawianiu sportu bez niego jest nie do zniesienia. Patriarchat nie osłabnie od moich obtartych, bolących sutków i stanika bojkotować nie będę, ale i nie muszę.
Zdaję sobie jednak sprawę, że dla czyichś piersi biustonosz może być ciemiężcą i im lepiej „na wolnym wybiegu”. Może więc właśnie o to w tej całej rewolucji chodzi i chodziło, żebyśmy mogły wybierać zgodnie z naszymi preferencjami, a nie kierowały tym, co inni uznają za odpowiednie?
Włosy na zapałkę, szminka twój wróg
Moja teściowa od kilkudziesięciu lat ma tę samą bardzo krótką fryzurę. Razem z jej całkowitą rebelią przeciwko noszeniu spódnic czy sukienek to właśnie ta koafiura sprawia, że często jest uznawana za mężczyznę. W pomyłkach nie pomaga to, że buntuje się też przeciwko jakiejkolwiek depilacji czy makijażowi.
Czy kiedykolwiek cokolwiek powiedziałam mojej teściowej na temat jej wyglądu? Nie, ale na pewno zdarzyły mi się niemiłe myśli, czy nie może ubrać się „normalnie”. Bo okej, ja wszystko rozumiem, ale nawet z jej preferencjami można było znaleźć eleganckie ubranie na nasz ślub czy na rodzinne wyjście do fajniejszej restauracji. Moja teściowa jednak odmawia zainteresowania się swoim wyglądem poza kwestiami higieny i czystości, których jak najbardziej przestrzega.
Ja natomiast do dziś źle wspominam, gdy nazywano mnie w dzieciństwie chłopcem, bo mama ścinała moje włosy na krótko. O ile na głowie kolorystycznie i długościowo miałam niemal wszystko, to jednak zawsze się starałam, by to pasowało do mojej buzi. Nie ukrywam też, że marzę, by kiedyś mieć okazję odstawić się na czerwony dywan. Co roku oglądam sukienki z gal rozdań nagród. Po młodości spędzonej na lekko obsesyjnym gonieniu za kanonami piękna gdzieś między 20 a 30 rokiem życia odnalazłam swoją drogę. Na pewno nie mam już problemu z wyjściem bez makijażu z domu czy nawet nagrania stories na Instagramie sauté. Wciąż jednak uwielbiam od czasu do czasu się odpicować.
Choć teściowa nigdy nie skomentowała moich ubrań czy stylu, to jestem przekonana, że i ona miała o mnie niemiłe myśli. Pewnie uważa, że wyglądowi poświęcam za dużo uwagi. Nie jestem stereotypową poppie (w afrikaans – lalka), ale lubię dobrze wyglądać. Czasami również w momentach, gdy Południowoafrykańczycy stawiają na ubrania codzienne.
Mój Ci on, ale za nazwisko podziękuję
Jedną z niewielu decyzji, w których zgodziłyśmy się z moją teściową było pozostanie przy własnym nazwisku po ślubie. U niej było to jasne jak słońce. Tak, nazwisko zmienia wiele kobiet po ślubie, ale trzeba pamiętać, skąd pochodzi ta tradycja i co symbolizuje. Jej korzenie znajdziemy w czasach, gdy kobieta nie była istotą prawną, a własnością męża. Tak samo zresztą jak jego dzieci.
Świadoma korzeni tej tradycji, początkowo zdecydowałam się na nazwisko dwuczłonowe. Zmieniłam je nawet na Facebooku… a potem dotarło do mnie, że nie robiłam tego dla siebie tylko dla jakiegoś wewnętrznego przekonania, że ta zmiana nazwiska to osiągnięcie. Tak przecież wychowuje się dziewczynki w wierze, że ich największym dokonaniem w życiu jest bycie żoną, a potem matką. Może nic więc dziwnego, że chciałam ten kamień milowy zmienionego nazwiska pokazać światu.
Tylko za jaką cenę? Masa zmian administracyjnych, czasami problemy zawodowe przy już wyrobionej renomie przy poprzednim nazwisku. A na poziomie emocjonalnym co się dzieje z kobietą, która nazywała się Anna Nowak, a teraz ma zostać Anną Kowalską? Gdzie znika ta Anna Nowak i wszystko to, co przeżyła? I czy znikać musi? A skoro to nic wielkiego, to czemu nie mamy więcej Janów Kowalskich zmieniających się w Janów Nowaków?
Ach, bo taka jest tradycja. Piękne słowo, którym lubią wycierać sobie usta osoby lubiące zasady dla nich korzystne, nawet jeśli są kolejnym przejawem dyskryminacji czy przedłużeniem problematycznych przekonań.
Wyzwolone z patriarchatu
Moim zdaniem różnice w podejściu do życia między moją teściową, a mną wynikają przede wszystkim z pokolenia i środowiska dorastania. Jest olbrzymia różnica między bardzo konserwatywnym wychowaniem na oddalonej od wszystkiego afrykańskiej farmie, a pochodzeniem z lekko lewackiej rodziny i wychowaniem w europejskiej stolicy ćwierć wieku później. Ja nie musiałam tak walczyć, by ludzie zobaczyli we mnie osobę, choć dalej o wiele rzeczy jako kobieta muszę się upominać.
Niezależnie od tego, jaką pozycję przyjmujemy, ciężko mówić o wyzwoleniu z patriarchatu. Jak wyzwolić się z czegoś, w czym się żyje? Możemy ścinać włosy albo mieć je długie, odrzucać staniki lub nosić push-upy, zjadać szminki na złość standardom piękna albo malować usta na czerwono. Czy wybierzemy jedno, czy drugie i tak wiele osób uzna, że nasza reakcja jest nieodpowiednia i wynika z naszego nadmiernego poddawania się emocjom, z głupoty lub innej negatywnej cechy przypisywanej kobietom.