Felietony

Mieszkam w kraju, gdzie zdrowie psychiczne jest często poruszanym tematem, szczególnie promowane jest u mnie w pracy. To nasz były CEO bardzo wspierał program pomocy dla pracowników, którzy cierpieli na depresję albo mieli inne problemy natury psychicznej. Sama z niego skorzystałam w 2020 roku chwilę przed rozpoczęciem pandemii.

Nie mam pojęcia od jak dawna potrzebowałam pomocy. Przypuszczam, że latami broniłam się przed załamaniem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo źle się czuję. Zawsze dbałam o to, żeby nie mieć zbyt wiele czasu na myślenie. Zawsze znajdowałam sobie zajęcia i starałam się otaczać ludźmi. Myślałam, że ich potrzebuję, że dodają mi energii. Może i tak było, w Polsce, gdzie miałam szczęście otaczać się dobrymi osobami. Rzeczywistość się zmieniła wraz z moją emigracją. Ci dobrzy ludzie z Polski często nie mieli czasu na Skypa, a ja nie chciałam się narzucać i prosić o ich czas. Zaraz, przecież nie powinnam się prosić, prawda? Niektóre znajomości nie są w stanie przetrwać próby czasu i odległości. 

Z osoby postrzeganej jako wesołą, ekstrawertyczkę, uwielbiającą planować wypady ze znajomymi, otwartą, stałam się zestresowaną i wręcz nieśmiałą dziewczyną, która zdecydowanie zbyt często analizuje każde swoje słowo i krok. Każdy z nas zapamięta pewne momenty ze swojego życia. Ja już zawsze będę pamiętała dzień, w którym przeżyłam swoje załamanie nerwowe. Koniec lutego, wieczór. Niby zwyczajny, nic takiego się nie działo tego dnia. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Nie mogłam przestać. Udało mi się wstać i dojść do salonu do męża. I tak z głową na jego kolanach leżałam i płakałam, zanosząc się i nie mogąc przestać. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie, co mi jest ani co czuję. Moje ciało miało dość, już nie potrafiło się bronić. Moje baterie się wyczerpały. 

Co się stało, zapytacie? Sama do końca nie wiem, nadal nad tym pracuję. Czy to traumy z mojego dzieciństwa wychodzą na światło dzienne? To w jaki sposób zostałam wychowana? Samotność na obczyźnie? Wszystko po trochu? Aktualnie mam problem z koncentracją, bólami w klatce piersiowej, z niekontrolowanymi napadami złości, niską samooceną, stresem związanym z wyjściem do większej grupy ludzi. Zdecydowanie za dużo analizuję i zbyt często moje myśli schodzą na tory katastroficzne. Nie potrafię cieszyć się ze swoich małych sukcesów, skupiam się na niepowodzeniach. Nie jest łatwo. Są gorsze dni i są lepsze dni. Zazwyczaj lepsze i gorsze godziny. Mój nastrój potrafi się zmienić w ułamku sekundy. 

Bardzo mi pomogły dwie osoby w tym najgorszym dla mnie okresie. Mogłam się im wygadać, jeszcze kiedy w ogóle nie potrafiłam nazwać emocji, które mną targały. I bardzo im za to dziękuję. Ale bez wizyty u specjalisty się nie obyło. Musiałam usłyszeć, że nie zwariowałam i że jeszcze kiedyś wyjdzie słońce. Psycholożka była w stanie ubrać w słowa to, co działo się w mojej głowie. I uwierzcie mi, to była niewyobrażalna ulga. Nie walczyłam już z wiatrakami. Jeśli czujecie, że nie potraficie sobie poradzić z problemami, życie was przytłacza albo macie podobne objawy do moich, poszukajcie pomocy. Nie bójcie się tego. Dbajcie o siebie i bądźcie dla siebie wyrozumiali. I przede wszystkim nie poddawajcie się, nie jesteście sami!

5 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze