EmigracjaFelietony

Wszędzie, gdzie jesteśmy z wyboru, jest dobrze”

Wyspa, na której mieszkam nie jest najbardziej turystycznym miejscem na Wyspach Zielonego Przylądka. Nie biła nigdy rekordów w statystykach zagranicznych gości. W tym specjalistkami są wyspy Sal i Boa Vista, turystyczne wizytówki, które kuszą nie tylko pięknymi plażami, bo tych to w sumie na żadnej z wysp nie brakuje, ale mnogością hoteli, w tym tymi all inclusive. Nie ma tu zapierających dech w piersiach łańcuchów górskich. I to nie tu zlokalizowana jest stolica, która ex lege w każdym kraju zawsze przyciąga wielu odwiedzających, dyplomatów i biznesmenów. 

Niemniej jednak na São Vicente, bo o tej wyspie mowa, nigdy nie brakowało gości. Jednych do wizyty zachęca Mindelo – główne (i w zasadzie jedyne) miasto na wyspie, uznawane za kulturalną stolicę Wysp Zielonego Przylądka. Zasłużenie lub nie, fakt jest taki, że Mindelo od zawsze przyciągało do siebie artystów różnej maści. Także tych spoza archipelagu.

Dla innych São Vicente jest nieuniknionym przystankiem w drodze. Tak jest w przypadku marynarzy planujących się przeprawić przez Atlantyk lub amatorów górskich wycieczek, dla których jest wrotami do Santo Antão – jednej z najpiękniejszej wysp archipelagu, na którą można dostać się jedynie promem z São Vicente. 

Słowem, przepływ obcokrajowców na wyspie był zawsze, raz mniejszy, raz większy, w zależności od rytmu, którym żyje wyspa. São Vicente bowiem ma swój wyjątkowy kalendarz. W Nowy Rok zawsze wchodzi z fajerwerkami i z każdym dniem nabiera coraz więcej apetytu na zabawę, która swój punkt kulminacyjny osiąga wraz z karnawałem.

Potem odpoczywa po tańcach i swawolach, aby nabrać siły na wakacyjne imprezy i festiwale. W lipcu i sierpniu pulsuje letnimi wibracjami, tańcem i muzyką. Relaksuje się ponownie we wrześniu, by już w październiku ponownie powoli i leniwie budzić się do życia, czerpać z niego garściami i z otwartymi ramionami witać gości w listopadzie i grudniu.

Covid-19 zdecydowanie zaburzył ten rytm. Jeszcze w lutym wyspa dosłownie tętniła życiem, muzyką i była pełna gości, chętnie przyłączających się do karnawałowej zabawy. W marcu zawsze jest już mniej turystów, ale mimo wszystko nie brakowało ich, kiedy ogłoszono zamknięcie granic. Większość chciała jak najszybciej wrócić do domu, ale byli też i tacy, co chętnie wykorzystali okazję na przedłużone wakacje. W końcu, nawet najbardziej zatwardziali urlopowicze, skorzystali z jednego z lotów repatriacyjnych. Więc w pewnym momencie jak na dłoni było widać osoby takie jak ja. 

W Mindelo, mieście w którym mieszkam, dość szybko można mieć wrażenie, że zna się wszystkich i wszyscy znają ciebie. Ale to tylko pozorne wrażenie. I mimo, że w związku z moimi licznymi projektami, czy to społecznymi, czy to filmowymi, jestem dość aktywna w społeczeństwie, nie znam wszystkich i nie wszyscy znają mnie.

Dlatego też paradoksalnie, bo przecież Covid nie sprzyja nawiązywaniu nowych kontaktów, nawiązałam ich w ciągu ostatnich tygodni dosyć sporo. Odkąd wyszliśmy z przymusowej kwarantanny, powoli zaczęły otwierać się bary, restauracje, powróciły też te wszystkie przyziemne sprawy  jak płacenie rachunków i załatwianie innych sprawunków.

Mieszkańcy, przy zachowaniu zasad ostrożności, zaczęli wracać do namiastki „normalnego” życia. To zaś sprawiło, że miałam okazję poznać bliżej nowe osoby, które znałam tylko z widzenia albo których w ogóle nie kojarzyłam. I w związku z tym dawno nie odpowiadałam tak często na pytania: „A skąd jesteś?”, „A więc tu mieszkasz?”, „A jak długo?”, „A co robisz?”, „To chyba podoba ci się, skoro tak długo, prawda?”.

Podczas tych licznych, dłuższych czy krótszych konwersacji jedno zdanie w szczególności zapadło mi w pamięć: „No tak, wszędzie, gdzie jesteśmy z wyboru, jest dobrze”. No właśnie. Niezależnie od kontekstu i intencji, z jaką zostało wypowiedziane, zgadzam się z nim w 100%. Jestem i od samego początku byłam na Wyspach Zielonego Przylądka z wyboru. Co więcej – to zdanie uświadomiło mi, że tak naprawdę zawsze uważałam, że mam wybór. Wybór miejsca, wybór zawodu, wybór tego jak chcę żyć i na jakich zasadach. Owszem, zdarzało mi się o tym zapomnieć i trochę się zagmatwać, ale koniec końców zawsze przypominałam sobie: „Hej, przecież masz wybór!”. Także w kwestii tego, gdzie mieszkam. 

Ale zastanawiam się też, czy de facto, poza bardzo skrajnymi przypadkami, nikt nie jest do żadnego miejsca w rozumieniu geograficznym przywiązany na zawsze? Nie oznacza to, że wszyscy możemy zmienić to miejsce z jednakową łatwością i nonszalancją.

Nie mogę i nie chcę zapomnieć o wdzięczności za to, że posiadając europejski/polski paszport mogłam wjechać na Wyspy Zielonego Przylądka bez żadnej papierologii, w zasadzie ot tak, podczas gdy Kabowerdeńczycy, aby wjechać do Europy muszą przejść przez proces wizowy, który nie zawsze kończy się sukcesem. Nie neguję nierówności i niesprawiedliwości, jakie wiążą się z tym, że paszport, który mamy w kieszeni bardzo ściśle związany jest z naszym poczuciem mobilności, a co zatem także idzie – poczuciem wolności i postrzeganiem się jako obywatela świata.

Nie umniejszam wysiłku i frustracji, jakie niosą ze sobą (nie)moce właścicieli tych paszportów, dla których kupienie biletu lotniczego to tak naprawdę ostatni, najłatwiejszy etap przeprawy przed podróżą, poprzedzony żmudną papierologią starania się o wizę. Ale chcę wierzyć, że koniec końców wszyscy jesteśmy wolni. Choć nie mam też złudzeń, że niektórym ta wolność przychodzi znacznie łatwiej niż innym. Niektórym jest dana o tak, inni nawet sobie jej nie uświadamiają, ale też są tacy, którzy muszą o nią ciężko walczyć. Także, a może właśnie przede wszystkim, w ich własnym, subiektywnym odczuciu. Dlatego staram się wcielać w życie zasadę, że to my jesteśmy u sterów naszego życia.

“Zamiast biernie akceptować rzeczy takimi, jakimi są, musimy podjąć wyzwanie stworzenia nowej rzeczywistości. To właśnie w tym wysiłku znajduje się prawdziwa, nieśmiertelna nadzieja.” Daisaku Ikeda

Emilia Wojciechowska (Wyspy Zielonego Przylądka)

***

Jeśli podobał Ci się ten tekst,

>> ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA PATRONITE <<

Więcej o nas:

MY, POLKI

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kasia
3 lat temu

Pięknie napisane. Całkowicie się z tym zgadzam. Taką też mam filozofię życia. Wolność wyboru! Wyjechałam z Polski, sama, mając 20 lat. Od 20 lat mieszkam w Belgii. I wiem, że to ja decuduję o moim życiu. Ale nie wszyscy się z tym zgadzają, mimo, że żyją w wolnym, europejskim kraju. Mimo możliwości, niektórzy sami nakładają na siebie ograniczenia wyboru, czasami zrzucając winę na innych… Wybór to przede wszystkim świadomość samego siebie i swoich potrzeb…