Nigdy nie miałam w planach emigracji, fakt mieszkania w kraju nad Wisłą ma swoje plusy i minusy, ale ja czułam się tam szczęśliwa. Kiedy okazało się, że aby być z miłością życia, muszę podjąć trud życia na emigracji, nie tryskałam radością, byłam zrozpaczona. Wiedziałam jednak, że dam sobie radę, nie spodziewałam się jednak, ile mnie to będzie kosztować
Jako dziecko bardzo często przeprowadzałam się z rodzicami, rzadko kiedy osiadaliśmy w jednym miejscu na dłużej. W tamtym czasie nie rozumiałam powagi takich częstych przeprowadzek i nie podejrzewałam, jak ciężko w dorosłym życiu będzie mi się przyzwyczaić do dużych życiowych zmian. Taką właśnie zmianą okazała się przeprowadzka. Do Turcji wyjechałam stosunkowo szybko, bo po półtora roku związku z moim obecnym mężem. Nie cieszyło mnie to jednak jakoś szczególnie, aczkolwiek nie sądziłam, że życie jako żona siedząca w domu może okazać się tak męczące, męczące dla duszy.
Nie lubiłam wychodzić z domu, mimo iż traktowałam go jako więzienie, z którego nie ma ucieczki.
Wyjście na zewnątrz było jeszcze gorsze niż siedzenie w domu, miałam wrażenie, że każdy spotkany tubylec patrzy na mnie ze świadomością mojej „odmienności”, zakładałam, że każdy chce mnie oszukać bądź naciągnąć na pieniądze, tylko dlatego że jestem cudzoziemką.
Bez znajomych i rodziny siedziałam więc w domu, czekając, aż mąż wróci z pracy i wyjdziemy gdzieś razem. Uważałam, że przy nim ludzie traktują mnie jako „swoją”. Wspominając to, teraz się śmieję i nie rozumiem, jak mogłam sama sobie wmawiać nieprawdę oraz tworzyć nieprawdziwy obraz nowej rzeczywistości. To prawda, że nie chciałam emigrować, ale podjęłam tę decyzję świadomie, jak na dojrzałą osobę przystało, dlaczego więc usilnie przyjmowałam rolę „cierpiętnicy na wygnaniu”?
Nie mam pojęcia.
Przez dwa lata od przeprowadzki zmieniło się naprawdę dużo.
Zostałam mamą, a mój synek jest bardzo wymagający. To dzięki niemu stałam się bardzo odważna i „tutejsza” w zaledwie kilka miesięcy. Zrozumiałam, że przez postawę jaką przyjmowałam, sama sobie obrzydziłam życie na emigracji.Gdybym myślała bardziej pozytywnie, a całą przygodę z życiem na obczyźnie traktowała inaczej, wcześniej bym zrozumiała, że największym wrogiem na emigracji nie jest nowe miejsce, nieznani ludzie, brak znajomości języka czy nawet rozłąka z rodziną, lecz tym największym i najsilniejszym wrogiem byłam i dalej niejako jestem ja sama.
Asia Çindemir, Turcja