Początki na obczyźnie bywają trudne, zwłaszcza gdy nie do końca płynnie władamy językiem rodowitych mieszkańców. Nie inaczej było ze mną, wysilałam te moje biedne szare komórki do maksimum, a i tak permanentnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś nie styka. Aparat mowy wyraźnie odmawiał współpracy z mózgiem.
Nie ukrywam, bywało to deprymujące. Tak bardzo się starałam, a w odpowiedzi otrzymywałam zmieszany, ewentualnie przerażony wyraz twarzy. A ja przecież tylko chciałam, by dzieci się świetnie bawiły i zaproponowałam na balu karnawałowym rzucanie confetti.*
Takie słowne potyczki mają jednak wielką moc, jak nikt i nic innego potrafią pięknie rozładować napięcie.
Spróbuj na przykład nie popłakać się ze śmiechu, gdy partnerka, zamiast pięścią (cazzotto), grozi ci serem (caciotta). Tylko Bóg jeden i mój mąż wie, ile razy makaron doprawiałam sokiem (succo), a nie sosem pomidorowym (sugo).
Wraz z upływem czasu wszystko stopniowo zaczyna się układać i teraz gdy umawiam się ze znajomą na colazione* w barze o ósmej, mocny makijaż uważam za zbędny i absolutnie nie wbijam się w suknię wieczorową.
Podziwiając nowe mieszkanie przyjaciół z góry zakładam, że arrasów nie kupili, więc tkanego tappeto nie szukam na ścianach, ale nieśmiało zerkam, czy aby na pewno dobrze wytarłam buty. No i już się nie obrażam, gdy proszą bym spoczęła na ich nowym divano*.
Jestem także świadoma, że zaczepianie na ulicy przypadkowych ludzi z pytaniem o drogę* podchodzi pod kodeks karny i grozi nam za to więzienie.
Zrozumiałam również, że włoska scarpetta, ma zdecydowanie więcej wspólnego z chlebem niż stopami i wcale nie dziwi mnie, gdy teściowa proponując altri due (jeszcze dwa), zalewa mi talerz dziesięcioma pierożkami.
Będąc przy jedzeniu, wtrącę jeszcze, że jeśli nie mamy zamiaru wywoływać skandalu, to w restauracji nie polecam zamawiać pene. Zdecydowanie smaczniejsze będą penne. Ach te podwójne litery, tylko jedno niewinne ‘’n’’ dzieli makaron od penisa, tak samo jak rok (anno) od odbytu (ano). Z drugiej strony te ostatnie dwa lata były jakieś takie w cztery litery, więc na jedno wychodzi.
Drążymy, drążymy ten język Dantego i docieramy do niepozornej litery ‘’h’’, której 50% społeczeństwa nie potrafi poprawnie wymówić.
Wszak włoskie ‘’h’’ jest nieme, więc po co komu uczyć się jego wymowy. Niby jest, ale tak jakby go nie było. No, ale jednak jest i w dodatku wpływa na wymowę sąsiadujących z nim liter. Właśnie z tego powodu Chicco to Kikko a nie Czikko.
Jest też akcent, który ma ogromną moc i w pół sekundy udowodni wszystkim, że włoskie dzieci wcale tak bardzo nie różnią się od tych polskich czy amerykańskich, bo jednak też mają mamę i tatę (papà), a nie papieża (papa).
Wspinasz się tak na na kolejne stopnie wtajemniczenia językowego, co rusz odkrywając nowe perełki, aż w końcu docierasz do takiego punktu, gdy naiwnie myślisz, że teraz nic już nie jest w stanie cię zaskoczyć.
W końcu ogarnęłaś nawet fakt, że jajko w liczbie pojedynczej jest facetem, a w mnogiej kobietą!
Aż on, któregoś dnia, mimochodem rzuca: ‘’Kochanie, tego słowa nie używałbym na rozmowie o pracę, tego również i tamtego też niekoniecznie. Co do tego, to nie jestem pewien, ale istnieje prawdopodobieństwo, że to także jest DIALEKT.’’
No tak, dialekt, efekt uboczny uczenia się języka wśród lokalsów!
confetti – migdały w lukrze
colazione – śniadanie
tappeto – dywan
divano – kanapa
droga – narkotyk
fare la scarpetta – wycieranie chlebem sosu z talerza
pene – penis
penne – rodzaj makaronu