Hiszpania dla wielu osób jest spełnieniem marzeń. Krajem, do którego leci się na upragnione wakacje, o którym myśli się jak o raju, miejscu na gap year, romans z gorącym Hiszpanem, a może nawet na emeryturę. U mnie też tak było, wiele moich wyobrażeń na temat Hiszpanii się spełniło, inne nie, ale to inny temat, na inny artykuł.
W 2020 roku, po siedmiu latach mieszkania na Półwyspie Iberyjskim, zdecydowałam się na powrót do Polski. Do Warszawy dokładniej, mojego miasta rodzinnego. Na marginesie dodam, że z małym synkiem i jeszcze mąż z nami przyleciał! Dlaczego?
W Hiszpanii mieszka się świetnie, jeśli człowiek ma pracę i zarabia w niej więcej niż minimalnie. Oczywiście im więcej, tym lepiej, chociaż wszystko zależy od momentu życiowego, w którym się znajdujemy. Rzecz jasna, że teraz mając dziecko, szukamy z mężem czegoś innego niż jeszcze parę lat temu.
W Hiszpanii pracę jest znaleźć trudno, choć oczywiście nie jest to niemożliwe. Pracę biurową, taką od średniego szczebla w górę. Pracę, w której zarobi się więcej niż tysiąc euro (uśrednienie – oczywiście taka kwota pozwala na inne życie w maleńkim miasteczku, a na inne w centrum Madrytu). Pracę, w której człowiek będzie miał jakąś sensowną umowę, a nie taką na dziesięć godzin w tygodniu, a reszta na czarno (co oczywiście odbija się na składkach emerytalnych, na wysokości świadczenia chorobowego i liczbie dni urlopowych). Pracę, która będzie naprawdę fajna, a nie taka “na przeczekanie”, “bo nie ma nic lepszego”.
Oczywiście znam osoby (i nawet Polki!) pracujące na świetnych stanowiskach w Hiszpanii. Jestem z nich bardzo dumna, że dzięki swojej wiedzy i talentowi udało się im wejść w ten zawodowy światek. Ale nie oszukujmy się, nie ma tam tyle miejsca, aby wszyscy chętni mogli pracować. Dla mnie nie starczyło miejsca. Nie, nie mam o to pretensji, takie jest życie.
W Hiszpanii urlop macierzyński to szesnaście tygodni. Potem dziecko siup do żłobka. Zazwyczaj mamy biorą urlop wychowawczy (bezpłatny), aby nie oddawać takiej kruszynki do żłobka. Czasem szef spojrzy przychylnym okiem, a czasem nie.
Ja prowadziłam własną działalność, więc byłam z synkiem dopóki nie skończył roczku. Ale, jakkolwiek by nie patrzeć, był to urlop bezpłatny, więc wygrałam jedynie tyle, że szef krzywo nie patrzył (bo go nie miałam).
W Hiszpanii pandemia się zagalopowała tak, że zmarło ponad trzydzieści tysięcy ludzi. Nieduże miasteczko. Ale też niemałe. Zachorowało ponad siedemset trzydzieści tysięcy osób. To już spore miasto. Jak tu żyć, pytam. Zgodnie z tym co głoszą “oświeceni” w Internecie, wyłączyłam telewizor (nie oglądam telewizji od ładnych kilku lat), maseczkę noszę (przykro mi, “oświeceni”, wybieram medycynę opartą na faktach, a nie jakieś teorie spiskowe).
Jednak teraz Hiszpania, szczególnie w większych miastach, to nie jest dobre miejsce do życia.
W Warszawie można wyjść na spacer, pójść z dzieckiem na huśtawkę (w Hiszpanii, o dziwo, place zabaw są zamknięte, ale bary już otwarte, ciekawe dlaczego?).
Od chodzenia na plac zabaw ekonomia się nie kręci, proste. W Madrycie wyjście na ulice kończy się dosłownie zderzeniem z innymi ludźmi. Tak, te wąskie uliczki, tak urokliwe podczas zwiedzania przed marcem anno domini 2020, teraz stały się miejscem, w którym starasz się uniknąć innych pieszych (czytaj zachować wymagane odległości), co nie zawsze jest możliwe.
Dobrze, dosyć o pandemii, mnie też już nudzi ten temat. Powiem trochę o hiszpańskiej pogodzie.
Świetnie, cieplutko, ciepła zima, opalona cera przez cały rok. Bujda. Oczywiście zależy, gdzie mieszkasz. Ale jeśli jest to Madryt, to latem będziesz umierać z gorąca, prognozy pokazywały nawet 45 stopni. A zima wcale nie jest ani ciepła, ani łagodna. Może trochę cieplejsza niż w Warszawie, nie ma też śniegu (a czy w Polsce bywa śnieg?), ale jest plucha, zimno i tak samo szaro (plus dla Madrytu taki, że nie ściemnia się o 15:00). Naprawdę, nie wiem, czy to jest gra warta świeczki.
W Hiszpanii dobrze, ale w Warszawie lepiej. Dla mnie.
Olga Nina, Nina Reloaded
[…] Rok temu, po siedmiu latach mieszkania na Półwyspie Iberyjskim Olga Nina, Polka mieszkająca w Hiszpanii zdecydowała się na powrót do Polski. Do swojej rodzinnej Warszawy. Z synkiem i mężem – donosi serwis Klubpolek.pl. […]
Bardzo miło się kiedyś mi czytało kilka artykułów z twojego bloga. Teraz wyjaśniam dla Pani i pani męża: Madrid es una “ciudad de funcionarios” (nacionales, de comunidad Autónoma y de Hacienda Local -Ayuntamiento) y de sedes de empresas grandes que trabajan para el Estado, para Comunidad Autónoma o para el Ayuntamiento. También de algunas familias ricas que viven de su patrimonio. Las empresas pequeñas o autónomos tienen menos peso y terminan trabajando en gran medida para la Administración o las empresas grandes. Los precios de la vivienda deben crecer y crecer porque interesa, ya que generan ingresos para el Estado… Czytaj więcej »
[…] to autentyczny slogan. W latach 50. reklamował on Hiszpanię jako kraj oferujący coś więcej niż tylko słońce, plaże i zniszczone wojną miasta. Plakaty z […]