Moje podróżowanie zaczęło się od fascynacji egzotyką.
Przyciągało mnie wszystko co inne, kolorowe, dziwaczne. Poszukiwałam niecodziennych dla europejskiego oka widoków, ale też (a może przede wszystkim) innych ludzi – tajemniczych “lokalsów”, którzy będą niczym dzicy z książek Cejrowskiego i Fiedlera.
Pierwsze wyjazdy do Meksyku, Peru czy Egiptu to było zachłyśnięcie się obcymi kulturami, a im bardziej egzotycznie wyglądali miejscowi, tym lepiej. Indianie Keczua w barwnych strojach, mariachi w wielkich kapeluszach, noszący muzułmańskie szaty beduini… Takie postacie chciało się fotografować, wyglądali jak żywcem wyjęci z National Geographic. Chodzące atrakcje turystyczne. Oczywiście, miło byłoby też z nimi porozmawiać, tylko ta bariera językowa…
Z czasem, gdy wycieczki z biurem podróży zostały zastąpione przez wyjazdy na własną rękę, wreszcie gdy czasowa emigracja do Azji pozwoliła mi oswoić “egzotykę”, nabrałam dużo dystansu do tego słowa. Stało się dla mnie esencją wszystkich postkolonialnych stereotypów, jakie mają w głowie europejscy turyści.
Gdzieś się zatraciliśmy w poszukiwaniu autentyczności.
Od Wietnamczyków oczekujemy żeby nosili stożkowe kapelusze pochyleni nisko na polach ryżowych, mieszkańcy Peru czy Boliwii muszą być obwieszeni kolorowymi, ręcznie tkanymi szatami i prowadzić lamę na sznurku. Afryka to oczywiście czarnoskórzy tubylcy mieszkający w lepiankach. Nieważne, że tak naprawdę znaczna część mieszkańców tych rejonów na co dzień nosi dżinsy, a na kontynencie afrykańskim istnieją metropolie bardziej nowoczesne od Warszawy. Co ciekawe, sami niezmiernie się oburzamy, gdy Francuzi przypuszczają, że w Polsce trwa jeszcze głęboka komuna, a w lasach biegają niedźwiedzie polarne.
Po kolejnej, dwumiesięcznej wizycie w Azji Południowo-Wschodniej, mam kilka nowych przemyśleń. Nadal zachwyca mnie różnorodność świata, wielość kultur i krajobrazów. W napotkanych ludziach nie szukam już jednak różnic, ale podobieństw. I dostrzegam, że w sumie niezależnie od szerokości geograficznej, więcej nas łączy niż dzieli. Mamy różne kolory skóry, wyznajemy różne religie, mówimy w różnych językach, inaczej się ubieramy i co innego jemy na śniadanie. Ale wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi, mamy podobne uczucia, potrzeby i lęki.
Wszyscy troszczymy się o bliskich, chcemy się zakochać, lubimy dobre jedzenie i muzykę, wstydzimy się mówić w obcym języku, a niezręczne sytuacje nadrabiamy uśmiechem. Czasem plotkujemy, często żartujemy z siebie nawzajem. Część z nas jest bardziej wygadana, inni to nieśmiali introwertycy. Niektórzy wolą robić karierę, inni poświęcają się rodzinie. Jedni lubią piłkę nożną, drudzy preferują video na YouTubie. Dzięki globalizacji wielu z nas oglądało w dzieciństwie te same bajki.
Jest taki popularny w Azji angielski zwrot same same but different, używany w sytuacjach, gdy pozornie takie same rzeczy okazują się różne. Ja chciałabym to odwrócić i powiedzieć, że wszyscy jesteśmy different different but same. A egzotyka to mit.
[…] jestem tu w mniejszości. Czy to źle? Zależy od punktu widzenia, ale właśnie to różnice w postrzeganiu świata sprawiają, że życie na emigracji nabiera głębszego sensu. Jestem tu by odkryć siebie na nowo, […]