Mieszkasz w Turcji? O, to codziennie kebaba jesz, co nie? Ano nie. Choć nam, Polakom, Turcja kojarzy się głównie ze ścinanym z kręconego i opiekanego na pionowym rożnie mięsem, które następnie zawijane jest w cienki placek w towarzystwie tłustych majonezowych sosów i surówek z kapusty, to taki döner kebap w Turcji w ogóle popularny nie jest.
Jak to nie jest? – krzykną co niektórzy turyści.
Byłem, widziałem! No dobra, döner kebap sprzedawany jest na co drugim rogu. Ale czy to ten kebab, który znamy z Polski? Tu już bym polemizowała.
Mięso wygląda tak samo, ale czy faktycznie takie jest, to już zależy od danego miejsca. Nie będzie odkryciem roku, że im kebab tańszy, tym mamy do czynienia z mięsem gorszej jakości, poddanym zapewne kilkukrotnemu “odświeżeniu” (lepiej nie zastanawiać się, jak ono przebiega). Dodatki do niego będą jednak się znacznie różnić.
Klasyką jest pomidor i cebula, ale bywa, że dodadzą też trochę zielonej sałaty, w lepszych miejscach nawet i inną zieleninę jak pietruszkę czy rukolę. Zamiast majonezu, sos pomidorowy. A wszystko zawijane w świeży chlebek lavaş. Do zagryzania dostaniemy też zazwyczaj ostre, marynowane papryczki.
Tani, dobry fast food. Ale dających się opisać tymi słowami posiłków jest w Turcji przecież od groma.
Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, że to właśnie döner kebap zwycięża w rankingu popularności wśród tureckiego street foodu. Mamy przecież choćby tantuni – również podawane w postaci dürüm (wrap) – to smażone z przyprawami i cebulą, drobno pokrojone lub zmielone mięso, jak i całą gamę przyrządzanych na różny sposób mięs: köfte (kotlety z mięsa mielonego), adana kebap (nadziane na patyk, ostro przyprawione grillowane mięso), şiş kebabı (szaszłyki)…
Nie jesz mięsa? Nic nie szkodzi, głód zaspokoi çiğ köfte.
W dosłownym tłumaczeniu surowe kotlety (bo oryginalnie takie były) to kotleciki wyrabiane z masy powstałej z kaszy bulgur ugniecionej z przecierem pomidorowym i ostro-kwaśnymi przyprawami. Podaje się je zarówno na talerzu, jak również dla tych, którzy się śpieszą, zawinięte z zieleniną w lavaş. Masz dość lavaş? To może coś w bułce?
I znów stajemy przed ogromnym wyborem mięs, ale tym, którym się ono już znudziło, tym razem proponuję rybę.
Rzecz jasna nie jedną, a jedną spośród licznych gatunków dostępnych na miejscu, w końcu Turcja leży nad czterema morzami. Słynny ze Stambułu balık ekmek – smażona ryba wyłowiona na naszych oczach na moście Galata serwowana w świeżym chlebie – znajdziemy właściwie w każdym mieście. A skoro jesteśmy już przy rybach…
Spacerując zatłoczonymi uliczkami nadmorskich miejscowości (choć o dziwo również i tych, które od morza dzieli kilkaset kilometrów), nie możemy nie zauważyć wszechobecnych sprzedawców midye – sprzedawanych na sztuki muszli faszerowanych aromatycznym ryżem. Wystarczy skropić cytryną i jeść, aż zaspokoi się głód.
Nie trzeba siadać, po trzech minutach można kontynuować spacer i skusić się na kolejny lokalny przysmak – kokoreç. Nawinięte na ruszt i opiekane na ogniu jagnięce jelita mają tyle samo fanów, co przeciwników, nie zmienia to jednak faktu, że to przed prowizorycznymi budami, w których są serwowane, ustawiają się nocami kolejki.
Nie macie odwagi próbować nieznanych smaków? Możecie sięgnąć po coś bardziej zbliżonego do naszych polskich podniebień – tosta.
Może być z samym serem lub razem z kiełbasą wołową (karışık tost), choć ja najbardziej polecam ayvalık tostu – obok wymienionych składników znajdziecie w nim salami, ogórki korniszone, pomidora, a na to wszystko w końcu majonez i keczup. Chrupiące i ociekające tłuszczem… ale jakie pyszne!
I tak mogę wymieniać jeszcze długo… Midye możemy także zjeść smażone w głębokim tłuszczu, podawane w towarzystwie sosu. Na szybko, możemy kupić sobie też kanapkę (kumru), zarówno pod względem pieczywa jak i nadzienia jakże różniącą się od tych polskich! Albo po prostu – od ulicznego sprzedawcy lub w jednej z setek mijanych piekarni – świeżą bułeczkę (poğaça) z farszem z oliwek lub sera, simita (podobny do polskiego obwarzanka), boyoza (bułeczka z ciasta przypominającego francuskie) czy jeszcze inny rodzaj wypieku. Do tego można dobrać sobie ugotowane na twardo jajko, pomidory, oliwki i piknik gotowy za parę złotych!
Jeśli stęskniłeś się za pizzą, wybierz tę turecką – lahmacum (cieńki chrupiący placek posmarowany sosem pomidorowym z mięsem mielonym) lub pide – na puszyste ciasto w kształcie łódki dobierz ulubione składniki.
Czy to cały turecki street food? Oczywiście, że nie. Żeby go poznać, musisz spędzić spędzić w Turcji minimum miesiąc.
A przecież mamy też tu restauracje! I rybne, i mięsne, i takie, które serwują tylko zupy. Nie zapominajmy o lokantach – tureckich barach mlecznych, gdzie możemy rozkoszować się smakiem domowych potraw, znacząco różniących się od street foodu… Przecież to nie tylko döner, w całej Turcji można naliczyć około stu jego rodzajów!
Czy mieszkając w Turcji, można jeść codziennie tylko jedno danie? Pewnie tak, ale jaka byłaby to strata dla naszego podniebienia!