Vancouver to jedno z najbardziej fascynujących miast w Kanadzie, gdzie nowoczesne, szklane wieżowce płynnie łączą się z urokiem historycznych zakątków, takich jak Gastown czy tętniącym życiem tradycyjnym Chinatown. W Vancouver nie ma miejsca na nudę.
Można zanurzyć się w lokalnej atmosferze podczas spacerów po nowoczesnym downtown, oddać się zakupowemu szaleństwu w markowych sklepach, odkrywać renomowane restauracje i maleńkie klimatyczne kafejki, zwiedzać galerie i muzea, a zaraz potem przenieść się na plażę, rozłożyć kocyk i relaksować się, obserwując rozbijające się o brzeg fale.
Można także przetestować swoją kondycję, zdobywając szczyt góry Grouse, spacerować po mostach wiszących wśród koron drzew lub popływać kajakami, podziwiając miasto z poziomu wody. Dla rowerzystów Vancouver oferuje mnóstwo dobrze utrzymanych ścieżek, idealnych do odkrywania miasta na dwóch kółkach. Do dyspozycji są także hulajnogi, skutery, łódki, kanu, rolki. Vancouver to zdecydowanie raj dla aktywnych ludzi.
SUP: moje nowe wyzwanie
W Vancouver nauczyłam się, że życie to sztuka balansowania – dosłownie i w przenośni. SUP, czyli stand-up paddleboarding, stał się moją nową pasją. Pompowanie desek to już nie lada wyczyn, ale później czekają same przyjemności. Pływanie na desce SUP to rewelacyjny sposób na relaks i odprężenie. Podczas uprawiania tego, jakby się wydawało, niepozornego sportu, pracuje wiele mięśni nóg, brzucha, pleców, a podczas wiosłowania także rąk. Choć początki były trudne, nie zrezygnowałam. Z czasem opanowałam równowagę. Teraz, z dumą i pewnością, stojąc, pokonuję kilometry na jeziorze lub oceanie, delektując się ciszą i pięknem kanadyjskiej natury.
Weekend w górach: wysiłek wynagrodzony widokiem
W Vancouver odkryłam również radość z chodzenia po górskich szlakach. Uwielbiam budzić się o świcie, gdy słońce nieśmiało przebija się zza chmur, i ruszać szlakiem na szczyt. Każdy weekend to doskonała okazja do wypadu w pobliskie lub bardziej oddalone od Vancouver góry. Czasami zastanawiam się, ile osób wpada na ten sam pomysł? Unikanie tłumów to jedno z najtrudniejszych zadań podczas górskich wędrówek. Nie ma co się dziwić, że chętnych jest sporo. Nagrodą jest zapierający dech, instagramowy widok ze szczytu na miasto, ocean i nieskończoną przestrzeń. Wysiłek włożony we wspinaczkę zawsze wynagradza niezapomniana satysfakcja i radość z pokonywania swoich słabości.
Nie ma złej pogody
Mieszkam w Vancouver już ponad dziewięć lat i niezmiernie cieszą mnie ciepłe lata i łagodne, choć deszczowe zimy. Vancouver potrafi olśnić kolorami, błękitem nieba i ciemnym szafirem oceanu. Najpiękniej jest wiosną, gdy kwitną wiśnie i ulice kryją się w cieniu uginających się pod ciężarem różowych i białych kwiatów gałęzi. Ładnie jest też jesienią, gdy liście zmieniają swoje kolory od żółci po rażące czerwienie. Zawsze się tymi widokami zachwycam. Ale na kogo nie działa rozległy ocean tonący w zachodzącym słońcu, urocze plaże czy majestatyczne góry widoczne niemal z każdego zakątka miasta?
Umiem już przetrwać każdą pogodę. Mam solidne przeciwdeszczowe buty, kolorową kurtkę z lokalnej firmy i parasol, który wyciągam tylko wtedy, gdy deszcz jest naprawdę uciążliwy.
Vancouver o każdej porze roku
Gdy pogoda jest wyjątkowo deszczowa, zaszywam się w jednej z klimatycznych kafejek, rozkoszując się aromatyczną kawą. Vancouver kryje wiele małych sekretów – od ukrytych kawiarni, gdzie czas płynie wolniej, po punkty widokowe, z których panorama miasta zapiera dech w piersiach. Lubię odkrywać to miasto, czując się czasem jak turystka, a innym razem jak lokals. Wpadam do biblioteki, gdzie mogę wypożyczyć polskie książki i magazyny, albo do kina, gdzie mogę obejrzeć ciekawy film, w ramach na przykład międzynarodowego festiwalu filmowego, albo do jednej z fantastycznych knajpek serwujących pyszne sushi lub obłędnie dobry wegetariański ramen.
Czy wszystko jest tutaj idealne? Nie i jeszcze raz nie. Miasto zmaga się z wieloma problemami, ale wolę skupić się na pozytywnych aspektach i cieszyć się tym, co najlepsze.
Chętnie umówiłabym się na kawkę w jednej z tych klimatyczych kafejek, zaraz po wypadzie w góry, oczywiście. 🙂
Miasto V brzmi w sam raz jak coś dla mnie, bo kocham różnorodność! A z SUP też niedawno zaczęłam przygodę i zupełnie się zakochałam.
Super!
Ojej, czyżby istniało miasto-raj dla mnie? Choć u siebie na szczęście też mam góry, morze i SUP, uwielbiam 🥰