Po całym dniu pracy postanowiłam coś zjeść, ale nie miałam czasu gotować. W Polsce pomogłyby mi zamrożone kupne pierogi, w Kirgistanie pomagają wareniki. Wikipedia nazywa je nawet wschodnim odpowiednikiem pierogów. Ile pierogów zjadłabym w Polsce? Może sześć? Wareników zjem piętnaście i wcale nie dlatego, że są tak nieziemsko dobre. Są smaczne, ale – maleńkie – czasem nawet niewiele większe od zakrętki od butelki czy malutkiej łyżeczki. Niby takie podobne, a jednak inne. I o tym dzisiaj.
W Kirgistanie przeplata się narodowa kuchnia kirgiska z daniami, które pozostawił tu w spadku Związek Radziecki oraz goście z sąsiednich krajów – np. Uzbekowie, Chińczycy czy Ujgurzy.
To, co kulinarnie oferuje mi ten kraj, jest dość podobne do naszego jedzenia i nie przeżyłam jeszcze „większego” szoku „kulturowo-jedzeniowego”, ale moi znajomi, kiedy patrzą na to, czym się żywię, owszem. Nie dziwią ich te dania, które zazwyczaj wprawiają obcokrajowców w osłupienie – flaczki, kiszonki czy kaszanka. Dziwi ich, jak my korzystamy z dobrze znanych im produktów.
Śniadanko.
Jeśli jakimś cudem zdecyduję się jednak je zjeść, zamiast spać 15 minut dłużej, to często jest to twaróg. Dość typowe, prawda? W Kirgistanie twaróg również jest popularnym produktem, ale mój, ze śmietaną, ogórkiem, cebulką, rzodkiewką, wzbudza ogromne niedowierzanie i niepewność. Został nawet gwiazdą wielu zdjęć – no bo jak to tak, sól, cebula, ogórek… w twarogu?! Tutaj twaróg tylko na słodko.
Wrócę również do wspomnianych wcześniej wareników – ja zazwyczaj kupuję je z nadzieniem ziemniaczanym, takie zresztą są najpopularniejsze. Miny biorących udział w moich warsztatach kuchni polskiej, kiedy po zrobieniu ciasta na pierogi, zmieleniu ziemniaków, zaczęłam dodawać do nich twaróg – bezcenne. Napomknę tylko, że kiedy chwilę później powiedziałam, że pora na farsz z tak dobrze znanej im kiszonej kapusty niektórym oczy prawie wyszły z orbit. Jeśli pierogi z kiszoną kapustą, to i z grzybami suszonymi – poza trzema Polkami, obecnymi na warsztatach, wszyscy suszone grzyby widzieli pierwszy raz w życiu.
Czasem jednak nie ma czasu na tak „wyszukane” śniadanie, więc pozostają kanapki.
Сzęsto nie mam żadnych świeżych warzyw, ale zawsze gdzieś mam chociaż odrobinę ogórków kiszonych. Serek na kanapkę (bo wyrobu takiego jak nasza wędlina tutaj nie ma, są tylko kiełbasy), kilka plasterków ogórka i tyle. Czy może być w tym coś dziwnego dla osób, w menu których ogórek kiszony jest czymś oczywistym? Okazuje się, że tak.
Ogórka kiszonego się je w całości, bierze w rękę i gryzie, a nie jakieś plasterki na kanapce! Byłam przekonana, że to opinia jednej osoby, że kanapka z ogórkiem kiszonym nie może być szokująca dla ogółu. A jest. W gronie moich znajomych (a coraz częściej i znajomych znajomych) kanapka z ogórkiem kiszonym nazywana jest teraz „polską kanapką”. Czekam, aż pojawi się w kanapkarniach.
Po śniadaniu pora na obiad.
Moje dokarmianie gości polskim jedzeniem rozpoczęłam od białego chłodnika – w kuchni rosyjskiej jest podobne danie, ale zamiast jogurtu daje się kwas chlebowy. Kirgizi lekko zmodyfikowali rosyjski przepis i chłodnik robią podobnie jak my – na jogurcie, kefirze czy śmietanie. Jest jedna różnica – oni do chłodnika dodają… mięso! I mięso jest kością niezgody między naszymi polskimi zupami, a zupami miejscowymi.
Tu mięso jest w każdej zupie. Generalnie zupy w Kirgistanie, zarówno kirgiskie, jak i te, nazwę je „sowieckie”, bo przecież w ZSRR popularne były dania nie tylko rosyjskie, a i ukraińskie, białoruskie itd., są bardzo sycące. Dużo mięsa, dużo ziemniaków, kapusty, marchewki – jako przykład można wziąć znany w Polsce barszcz ukraiński. Tutaj barszcz jest dokładnie taki sam. Nie będę przytaczać reakcji na polski barszczyk z torebki, bo choć go uwielbiam, to jestem w stanie się zgodzić, że to czysta chemia, ale… jak można skrytykować polski rosół czy pomidorową?! Królowe polskich zup! A jaki jest powód krytyki? „Zupa bez mięsa i ziemniaków to woda, nie zupa”. Ja i mój gotowany sześć godzin rosół oraz jego następczyni, poniedziałkowa pomidorowa, całkowicie się z tym nie zgadzamy!
Czy na kolację może być jajecznica?
Pewnie, że tak! Jajecznica, czy jeśli akurat mówię po rosyjsku to „jaisznica”, podana do stołu! Zostaję obrzucona pełnym zawodu spojrzeniem… W czym problem? W tym, że tu jajecznicą nazywają wszystkie dania z jajek – na twardo, na miękko. Ja zrobiłam po prostu jajecznicę, a mój gość miał ochotę na sadzone…
Zabierając mojego chłopaka do Polski, miałam nadzieję, że zakocha się w polskiej kuchni.
Niestety, chyba się nie udało. Uśmiecha się i mówi: “ale smaczne”, dodając potem pytanie… ale czemu u was wszystko jest takie kwaśne?! Dla niego kwaśne są u nas jogurty, które u siebie je codziennie, chleb czy wszystkie zupy. Coś w tym może być, bo ja w Kirgistanie w każdej restauracji doprawiam wszystko zbawiennym octem, z którego w Polsce nigdy nie korzystałam.
Zarówno on, jak i jego znajomi, nie mogą też zrozumieć, jak można robić pierogi (przepraszam, dla nich “warieniki”) z wcześniej ugotowanym mięsem. Nie przekonuje ich opowieść o kurczaku i wołowinie z niedzielnego rosołu. Patrzą na mnie z dziwnym niedowierzaniem i maskowanym oburzeniem. Takie podobne, a jednak inne.