Edukacja i języki

Artykuł sponsorowany

Według raportu UNESCO sprzed kilku lat 16% dorosłych na świecie nie potrafi czytać i pisać. Oznacza to, że analfabetyzm dotyka około 775 milionów ludzi, z czego dwie trzecie stanowią kobiety. Ponadto ponad 260 milionów dzieci nie korzysta z systemu oświaty. W różnych częściach świata problemy i wyzwania dotyczące edukacji są inne, tak jak inne jest podejście do nauki i szkolnictwa zarówno przez dzieci i rodziców, jak i przez nauczycieli i władze oświatowe. 

Dziś przedstawiamy systemy edukacyjne w wybranych krajach na świecie, zarówno tych rozwiniętych, jak i rozwijających się i biednych.

W Azji, a konkretnie na Tajwanie, mieszka nasza klubowa specjalistka od szkolnictwa i edukacji domowej – Dorota Wernik z Babel School.

Tajwan to państwo, o którym niewiele osób cokolwiek wie, czasami nawet nie może wskazać go na mapie. Pracując dla Biura Edukacji miasta Tajpej (stolicy Tajwanu), mam dokładny wgląd w system edukacji w tym kraju. 

Dzieci rozpoczynają naukę w szkole po ukończeniu sześciu lat. Edukacja jest obowiązkowa do 15 roku życia, czyli przez dziewięć lat, jednak podstawa programowa obejmuje 12 lat nauczania. Na Tajwanie szkolnictwo jest w znacznej mierze bezpłatne. Oczywiście poza zwyczajnymi szkołami państwowymi, w których uczy się zdecydowana większość dzieci i młodzieży, są także szkoły prywatne, społeczne, eksperymentalne, międzynarodowe, dwujęzyczne, demokratyczne, Montessori, waldorfowskie, religijne (zarówno chrześcijańskie jak i buddyjskie). Z roku na rok przybywa również uczniów w edukacji “nieszkolnej” (non-school based education). Pod tym terminem kryje się indywidualna edukacja domowa, a także małe grupy edukacji domowej i większe organizacje zrzeszające uczniów edukacji domowej. Dzieci będące w “nieszkolnej” edukacji nie muszą być uczone według podstawy programowej, rodzice i nauczyciele “nieszkolni” sami układają program nauczania, który jest zatwierdzany przez Biuro Edukacji. Dzięki temu system edukacji na Tajwanie jest najbardziej różnorodny pośród państw azjatyckich.

W ciągu ostatnich lat szkolnictwo na Tajwanie przechodzi wielkie reformy, zmienia się system egzaminacyjny, pisana jest nowa podstawa programowa, a wszystkie szkoły w najbliższych latach mają stać się dwujęzyczne, gdyż od 2030 roku język angielski ma być drugim oficjalnym językiem na Tajwanie. Reformy te mają na celu odejście od typowej dla krajów azjatyckich edukacji opartej na zapamiętywaniu faktów i niekończących się testów i egzaminów. Obecnie na Tajwanie edukacja zaczyna zmierzać w kierunku wychowania kreatywnej i samodzielnie myślącej młodzieży. Jednak wiele lat upłynie, zanim ogół społeczeństwa zrozumie potrzebę tych zmian.

Z Tajwanu przenosimy się do zupełnie innych, a przecież tak bliskich geograficznie Chin. Chińska edukacja to temat rzeka – opowiada Natalia Brede / Biały Mały Tajfun

Po pierwsze: rejonizacja obowiązuje od przedszkola aż do liceum. Innymi słowy: nie masz prawie żadnego wpływu na to, do której z licznych szkół trafi twoje dziecko. Są tylko dwa sposoby na zapewnienie dziecku miejsca w konkretnej placówce: wynajem mieszkania w takim miejscu, by znalazło się ono właśnie w tym rejonie albo łapówka, względnie znajomości. O ile z łapówkarstwem władze walczą, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku lat, o tyle z kolesiostwem nikt nie walczy, bo trudno znaleźć na nie dowody. A poza tym – co komu szkodzi, że bratanek siostrzeńca stryjecznej babci pójdzie do nieswojego rejonu? W skali kraju takich przypadków jest wystarczająco mało, żeby nikt się tym nie przejmował.

Inaczej rzecz wygląda w przypadku mieszkań. Oczywiście są ludzie, którzy z wyprzedzeniem myślą o rodzinie i kupują swoje pierwsze mieszkanie właśnie koło dobrej szkoły. Jeśli jednak nie mają po temu odpowiednich warunków ekonomicznych (a mieszkania koło dobrych szkół są chyba najdroższe w mieście), to wynajmują cokolwiek, byle blisko. Drzwi obok nas mieszkała kiedyś rodzina: rodzice, dziecko w wieku podstawówkowym oraz dziadkowie. Mieszkanie ma 40 metrów kwadratowych. Od poniedziałku do piątku cisnęli się w tej klitce, a na weekendy wracali do swojego dwupiętrowego apartamentu daleko od centrum miasta. Teraz dziewczynka jest już w gimnazjum, które znajduje się nieco dalej, więc wynajęli inne mieszkanie w centrum.

W Chinach dzieci zawsze idą do szkoły na tę samą godzinę i wychodzą o tej samej godzinie. Pierwsze lata podstawówki to lekcje od mniej więcej ósmej do mniej więcej trzeciej trzydzieści z dość długą przerwą na lunch (w bodaj każdej chińskiej szkole jest stołówka). Dawniej bezpośrednio po szkole dzieci szły na korepetycje. Nie jakieś lekcje prywatne u znajomego znajomego, a do czegoś w rodzaju popołudniowej szkoły, w której nauczyciele pomagali w odrabianiu zadań domowych (których w Chinach zawsze było mnóstwo) i przy okazji „przechowywali” dzieci aż do późnego popołudnia. Teraz zaplanowane są jednak wielkie zmiany, idące w kierunku odciążenia dzieci. Mam nadzieję, że właśnie w tę stronę będzie szła chińska edukacja. Biedne dzieci!

A czym od znanych nam szkół różnią się te japońskie? O tym kilka słów od Nati Ishigaki.

Japońska edukacja jest, jak i cały ten kraj, owiana atmosferą skandalu. Od siedmiolatków samodzielnie przejeżdżających metrem przez tłoczne Tokio do szkoły i sprzątających swoje własne sale, po licealistki w przykrótkich spódniczkach popełniających samobójstwo przez niezdane egzaminy. Osobom z Zachodu bardzo trudno jest w to wszystko uwierzyć, ale w rzeczywistości w większości z tych historii jest ziarno prawdy.

Edukacja japońska jest pełna sprzeczności – już od pierwszej klasy dzieci zachęca się do samodzielności. Same chodzą do szkoły (nawet po dwa kilometry i w deszczu), same serwują sobie obiady, same sprzątają swoje sale. Tak, to prawda z tym sprzątaniem, choć jeśli się zastanowimy, czyż nie jest to wspaniałe nauczyć dzieci takich obowiązków? Zachowanie dzieci ma być nacechowane samodzielnością, ale już w myśleniu… nie. Rządzi tu grupa i odpowiedzialność zbiorowa, a ci, którzy się nie dostosują, będą niemiłosiernie gnębieni. Dzieci przeżywają też niemały szok, gdy po bardzo wyluzowanej i pełnej zabawy podstawówce lądują w sztywnym mundurkowym gimnazjum.

Kolejny punkt na naszej mapie systemów edukacyjnych to Afryka, borykająca się z wieloma problemami w zakresie oświaty, m.in. z najwyższym odsetkiem analfabetyzmu na świecie (szacuje się, że w Afryce sięga on 50%). Basia Kwiatek z Edu Afryka pracuje z dziećmi w Beninie w Afryce Zachodniej i zna lokalne szkolnictwo od podszewki.

Benin, kraj nad Zatoką Gwinejską w Afryce Zachodniej. Kiedyś, ze względu na wysoki poziom wykształcenia pochodzących stąd ludzi, mówiło się o nim „Dzielnica Łacińska Afryki Zachodniej”.

Osoby wykształcone pochodzące z tego kraju zasilały administrację i kadry nauczycielskie w wielu krajach w regionie. W wielu szkołach w Senegalu czy Mali można było spotkać benińskich matematyków, fizyków. Niestety większość dobrze wykształconych osób wyjeżdżała, podejmując specjalistyczne prace poza Beninem. Głównie we Francji. Było to tak powszechnym zjawiskiem, że złośliwcy zaczęli mówić, że w samym Paryżu jest więcej benińskich lekarzy niż w całym Beninie. Niestety było w tym wiele prawdy.

To że kiedyś edukacja stała na dosyć dobrym poziomie, nie oznacza, że była powszechna. Dotyczyła nielicznych i to zazwyczaj tych najzdolniejszych.

Od 2006 roku edukacja podstawowa, dla dzieci w wieku od sześciu do jedenastu lat, jest w Beninie obowiązkowa i bezpłatna. Jak wygląda rzeczywistość? Do szkoły chodzi zaledwie 57% dziewczynek i 64% chłopców. Co oznacza, że poza szkołą pozostaje ponad 40% dzieci. Ma to swoje smutne odbicie w statystykach dotyczących analfabetyzmu. Czytać i pisać nie potrafi aż 69% dorosłych kobiet i 31% dorosłych mężczyzn.

Infrastruktura szkolna jest w całym Beninie dosyć dobrze rozwinięta. Nauczyciele nie zawsze są dobrze wykształceni, jednak mają do dyspozycji dobrze przygotowane materiały dydaktyczne, ze szczegółowo opisaną każdą lekcją. Jest też nadzór pedagogiczny. Oczywiście rodzina ponosi wydatki związane z wyprawieniem dziecka do szkoły, posiłkami w szkole oraz drobnymi opłatami administracyjnymi.

Niski poziom skolaryzacji w Beninie wynika z ubóstwa wielu rodzin, które zamiast wysyłać dzieci do szkoły, oddają je do pracy w zamożnych domach, ogrodach, warsztatach lub dzieci te zostają w domu, pomagając kobietom w zarabianiu pieniędzy na utrzymanie rodziny. Poza tym tradycyjne podejście do wychowania dziewczynek i ich roli w dorosłym życiu ogranicza się do pracy w domu i wychowywania dzieci. Problemem jest również wczesne macierzyństwo dziewcząt. Aż 32% dziewcząt zostaje matkami przed ukończeniem 18 roku życia. Wciąż niewiele jest rodzin, które stawiają na wykształcenie swoich córek na równi z wykształceniem synów. Ma to swoje smutne odzwierciedlenie w statystykach. Aż 80% dziewczynek nie będzie miało wykształcenia wyższego niż ich matki. Co oznacza, że zaledwie 20% z nich zdobędzie wykształcenie lepsze niż ich matki.

Pomimo że edukacja podstawowa do jedenastego roku życia jest obowiązkowa, nikt nie egzekwuje tego prawa. Dzieci są poza szkołą i nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Podobnie jak za wykorzystywanie do pracy nieletnich. To smutna rzeczywistość.

Po szkole podstawowej młodzież może uczyć się w szkołach średnich. Najpierw w czteroletnim college’u, na zakończenie którego mogą uzyskać dyplom BEPC. Naukę mogą kontynuować w liceum, gdzie mogą zdać maturę uzyskując dyplom BAC, który uprawnia do studiów na poziomie akademickim.

Na uniwersytetach i w szkołach wyższych uczy się trzykrotnie więcej chłopców niż dziewczynek.

Na szczęście są też środowiska, w których ceni się edukację. Są rodziny, które dokładają wszelkich starań, aby ich dzieci, zarówno dziewczynki jak i chłopcy, zdobywali jak najlepsze wykształcenie, jak najlepszy zawód. Dotyczy to zarówno rodzin zamożnych, jak i słabiej sytuowanych. Największą barierą jest ciągle jednak mentalność i niedocenianie wykształcenia.

A jak sytuacja oświatowa wygląda w RPA? Opowiada o tym Agnieszka Taggart / Blondynka w Krainie Tęczy.

Edukacja w RPA jest obowiązkowa w przedziale wiekowym od siedmiu do szesnastu lat, w którym ma zostać zapewniona edukacja podstawowa (klasy 1-9). Zazwyczaj nauka w szkole podstawowej obejmuje także „zerówkę”, którą można jednak odbyć w przedszkolu.

Rok szkolny rozpoczyna się w styczniu, do „zerówki” idą dzieci, które ukończyły pięć lat. W praktyce więc szkołę podstawową (klasę pierwszą) zaczynają sześciolatki, a nie siedmiolatki. Rodzice mają jednak opcję wyboru posłania dziecka do szkoły rok później, jeśli uważają, że dziecko nie jest jeszcze gotowe na rozpoczęcie nauki.

Po szkole podstawowej dzieci idą do szkoły odpowiadającej liceum, gdzie kontynuują naukę przez następne trzy lata (klasy 10-12), którą kończy się zdaniem matury. Dla uczniów, którzy nie chcą lub nie są w stanie podążać tradycyjnym modelem, istnieją alternatywy, które oferują podobny poziom wiedzy i certyfikat ukończenia szkoły bez matury.

Nauka w RPA jest płatna, na każdym etapie, nawet na poziomie podstawowym. To oczywiście powoduje, że rynek szkolnictwa prywatnego jest bardzo rozwinięty. Szkoły prywatne prześcigają się w ofercie, ale i tak do tych najlepszych dzieci zapisywane są z kilkuletnim wyprzedzeniem. Koszt nauki w szkole prywatnej to zwykle od 25 tysięcy złotych za rok w górę.

To oczywiście wysoki koszt, więc wielu rodziców umieszcza dzieci w szkołach państwowych, dokładnie jednak wybierając szkołę pod kątem standardu.

Ponieważ w RPA istnieje rejonizacja, wielu rodziców kupuje i wynajmuje domy i mieszkania, biorąc pod uwagę właśnie dostęp do rynku szkół państwowych, których koszt zwykle nie przekracza pięciu tysięcy złotych. 

Ponieważ nauka jest obowiązkowa, bardzo łatwo jest otrzymać zwolnienie z opłat, wystarczy tylko przedstawić odpowiednie dokumenty. Niestety różnice w standardzie w szkołach państwowych potrafią być olbrzymie i generalnie im taniej, tym gorzej, dlatego lepsze szkoły są oblegane i… również mają zapisy, pomimo rejonizacji i tego, że w zasadzie nie mają prawa bez powodu odmówić przyjęcia dziecka z rejonu.

Wakacje letnie w RPA trwają około sześciu – siedmiu tygodni od początku grudnia (lub końca listopada) do połowy stycznia i są to jedyne wakacje, które we wszystkich szkołach przypadają w tym samym czasie. Pozostałe przerwy są ruchome i zależą od podziału roku szkolnego (trzy lub cztery semestry) oraz prowincji. 

Jedna dłuższa, miesięczna przerwa przypada w zimie (lipiec lub sierpień), kolejna około kwietnia (dwa tygodnie). Dodatkowo robione są kilkudniowe przerwy w połowie każdego semestru (half term). Ja bardzo sobie chwalę ten system wakacyjny, bo pozwala uniknąć tłumów w turystycznych miejscach.

RPA posiada również kilka uniwersytetów o światowym poziomie – najlepsze z nich to University of Cape Town (któremu zabrakło kilku miejsc do znalezienia się w pierwszej setce rankingu U.S. News & World Report Ranking (2021) oraz WITS w Johannesburgu. Kolejny, plasujący się tuż za nimi to Stellenbosch University.

Z Afryki przenosimy się na chwilę do Europy. Dominika z @mynotsoordinarydays pracuje w prywatnej szkole w Wielkiej Brytanii. O tej szkole z bardzo ciekawym systemem szwajcarskim kilka słów poniżej.

Prywatne szkoły w Wielkiej Brytanii mają prawo decydowania, jaki system nauczania zamierzają wprowadzić w swoich placówkach. Pracuję obecnie w międzynarodowej szkole w Londynie, która na swój program nauczania wybrała szwajcarski system – International Baccelaureate (IB), stworzony przez edukatorkę i pionierkę w międzynarodowej edukacji – Marie Therese Marette.

Głównymi założeniami IB jest stworzenie „międzynarodowego umysłu, który czerpie z wielu różnych perspektyw.” W odróżnieniu od klasycznych metod nauczania skupia się na uczniu, a nauczyciel spełnia tylko rolę facylitatora i przewodnika, który pomaga w nawigowaniu po zakamarkach wiedzy. Ten model nie skupia się na zdobywaniu wiedzy akademickiej i na wynikach, ale na rozwinięciu umiejętności samodzielnego myślenia oraz na niezależnym zdobywaniu wiedzy w pojedynkę lub we współpracy z innymi.

A jak to wygląda w praktyce? Na poziomie podstawówki większość przedmiotów jest podporządkowana głównemu tematowi przewodniemu określanemu jako „Unit of Inquiry” – Przedmiot Zapytania lub Dochodzenia. Temat tego przedmiotu zmienia się z każdym semestrem. Pierwsza lekcja wprowadzająca do danego tematu rozpoczyna się od tzw. prowokacji, czyli skonfrontowania dzieci z materiałami, które mają za zadanie sprowokować je do zadawania pytań i zgłębienia wiedzy. Cały cykl tego „dochodzenia” ma sześć etapów: włączanie się, szukanie odpowiedzi, sortowanie, zgłębianie, wysuwanie wniosków i wprowadzenie w czyn.

Jest to piękny program nauczania, który pomaga wykreować „myślicieli / myślicielki, obywateli / obywatelki XXI wieku, otwarte umysły troszczące się o środowisko i drugiego człowieka.”

A na koniec zabieramy was wraz Mają Klemp / Miłosna Globalizja / @miloscwczasachstrefowych do Chile. Co wspólnego ma chilijska podstawówka z prawem jazdy i jak Mai udało się uzyskać zaświadczenie o ukończeniu edukacji podstawowej, będąc w Chile zaledwie na “chwilę”?

Chilijski system edukacji nie odbiega tak bardzo od modelu znanego nam z Polski. Tutaj również edukacja podstawowa trwa osiem lat i jest obowiązkowa. Nieukończenie obligatoryjnego etapu szkolnictwa ma w Chile jednak pewną zaskakującą konsekwencję. Bez zdanej podstawówki nie ma możliwości wyrobienia sobie prawa jazdy.

Przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy postanowiłam wykorzystać półroczny pobyt w Chile na zdobycie tego upragnionego dokumentu. Zarówno kurs, jak i egzaminy miały okazać się stosunkowo proste, szczególnie w porównaniu do Polski, jednak dwa dni przed wyznaczonym terminem dowiedziałam się, że bez zaświadczenia o ukończeniu edukacji podstawowej mogę o prawie jazdy zapomnieć. Nie pomagały argumenty, że przecież jestem w Chile na praktykach uniwersyteckich, mam też dyplom matury międzynarodowej – musiałby on zostać uznany przez chilijskie Ministerstwo Edukacji, a taki proces trwa średnio pół roku. Tymczasem do mojego powrotu do Europy zostały niecałe dwa tygodnie.

Moi chilijscy znajomi stanęli na wysokości zadania, załatwiając mi w ciągu jednego wieczoru egzamin w pobliskiej podstawówce. Mnie pozostało bardzo szybko nauczyć się chilijskiej historii – z matematyką i naukami przyrodniczymi nie przewidywałam większych problemów. Na szczęście okazało się, że egzaminatorzy potrafią być ludzcy – zamiast weryfikować moją znajomość wszystkich chilijskich prezydentów, kazali napisać o wybranej przeze mnie bieżącej kwestii politycznej. Tak też uczyniłam i tym samym zdałam chilijską podstawówkę. Jeśli wierzyć mojej znajomej – całkiem dobrze. Może nie dostałabym się do najlepszego liceum w kraju, ale wciąż miałabym szansę na kontynuowanie edukacji na znośnym poziomie.

Następnego dnia, jako świeżo upieczona absolwentka podstawówki, zdałam również egzamin na prawo jazdy.

Zebrała Magda Fou


Zachęcamy do dbania o polską edukację waszych dzieci, niezależnie od tego, w jakim kraju mieszkacie i z jakim systemem edukacyjnym mierzycie się na co dzień. Można to robić na różne sposoby, jednym z nich jest Polonijka.

Polonijka to szkoła internetowa dla polskich dzieci w wieku 5-15 lat, mieszkających za granicą. Dzięki niej dzieci między innymi rozwijają znajomość języka polskiego, pogłębiają wiedzę o Polsce, a także mają możliwość realizowania materiału polskiej szkoły podstawowej, co pomaga w bezstresowym powrocie do kraju i polskiej szkoły. Więcej informacji na stronie Polonijka.

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
2 lat temu

Historia Mai jest niesamowita 😂 ja mialam cos podobnego przy robieniu licencji pilota dronow w RPA, musialam udowodnic, ze znam angielski na poziomie matury, ani dyplom „Proficiency” z Cambridge, ani wieloletnia praca w anglojezycznych korpo (w tym jako tlumaczka) sie nie liczyly 😂
Ale – na maturze w Polsce tez zdawalam angielski i to juz zostalo uznane 😂. Byla jeszcze opcja egzaminu, ale doszli do wniosku ze jednak nie musze go zdawac