Madryt – po raz pierwszy
Mój pierwszy raz w Madrycie to była kakofonia. Dźwięków, języków, kolorów. O mało nie oszalałam.
Ale wielka ta ulica. No tak, to ta znana Gran Via. Centrum miasta, taaakie wysokie budynki.
Mam ochotę na lody. Lody za 5 euro? 2 kulki? To drogo czy tanio? (Po przeliczeniu na złotówki). Ale drogo! Nie, to może następnym razem.
Tutaj jakiś pan mi chce coś sprzedać. Zatrzymam się i zobaczę, co to jest. Aha, ma wszystkiego po trochu, zapalniczki, breloczki, wachlarzyki z napisem „Madrid”… nie, ojej, ale dlaczego on mi wciska coś do ręki? No tak, już mnie widzi jako swoją klientkę. Żebym to ja umiała tak łapać klientów. Idę od niego. Mówię nieudolne „grasjas” i odchodzę czym prędzej. O nie, teraz już zobaczył, że nie jestem stąd, mogłam w ogóle nie otwierać buzi. Idzie za mną! Wchodzę do metra. Gdzie to ja miałam dojechać… Na stację taką, to znaczy, że muszę pojechać w stronę.. (5 minut zastanawiania się, którą linią metra mam pojechać i w którą stronę, usiłuję zapamiętać stację przesiadki, ale zrezygnowana obiecuję sobie skądś zdobyć plan metra, aby móc go nosić ze sobą zawsze i wszędzie).
Obiad na mieście. Beznadzieja. Nie wiedziałam, że wino się nie wlicza do menu, widocznie nie zauważyłam takiej adnotacji w karcie. A taka jedna koleżanka powiedziała, że wszystko jest już wliczone, woda, wino, deser… No trudno, zapłacę za te dwa kieliszki wina, nic nie szkodzi. Zapamiętam na przyszłość! Nie ma co się przejmować. Wino takie tanie w Hiszpanii! Ciekawe czy jest w ogóle dobre!
Muszę mieszkać blisko centrum. Najlepiej w ścisłym centrum. Na pewno mi się to okaże przydatne, na przykład będę mogła chodzić sobie na spacery na Plaza Mayor, jeśli z kimś się umówię na Sol, to będę miała rzut beretem. Koniecznie w centrum!
Hm…, tutaj tylu jest obcokrajowców. A jeśli któryś z tych Arabów jest fanatykiem? – myślałam sobie cichutko…
Po trzech latach w Madrycie
Gran Via. Piękna, duża ulica. Znam nazwy prawie wszystkich sklepów, które przy niej się znajdują. Zawsze zwracam wielką uwagę na wystawy, mam świetną pamięć do nazw, także w obcych językach. Wiem które miejsca są dla turystów, a które mają ceny dostępne dla każdego. Zawsze chodzę do barów czy restauracji, które nie mają przy wejściu wypisanego menu po angielsku, wiadomo, jest to wabik na turystów, a ja nie chcę jeść z turystami, bo tam się przepłaca.
Aha, no i nigdy nie przeliczam na złotówki – w końcu zarabiać 1500 złotych w Polsce i 1500 euro w Hiszpanii to nie to samo. Żeby nie było, ja nie doszłam jeszcze do tego magicznego progu hiszpańskiego wynagrodzenia, ale liczę, że nastąpi to jak najszybciej.
Po Madrycie jeżdżę tylko metrem i w 15 sekund potrafię znaleźć 3 alternatywne trasy dojazdu metrem, nawet w najbardziej oddalone miejsce. Z racji tego, że mieszkam na obrzeżach miasta, często jest to konieczne. Do metra zawsze biorę sobie książkę. Pracuję z domu, więc odpadają mi dojazdy do pracy, ale i tak sporo czytam w metrze. Nie znam za to autobusów w Madrycie. To nic, nie muszę.
A dlaczego mieszkam na obrzeżach Madrytu? Dlatego, że w centrum, nawet wychodząc po jedną rzecz do sklepu spożywczego, wpadasz od razu w ten wir, nerwy, pośpiech i hałas nowoczesnego, wielkiego miasta, jednej z największych stolic europejskich. Ja tego nie chcę, ja chcę móc iść spokojnie na spacer z dzieckiem (jak je będę miała), wyjść prawie na autopilocie do sklepu i wrócić bez zastanawiania się, czy uda mi się przejść ulicę pomiędzy wężykiem samochodów przejeżdżających i trąbiących tuż pod oknami mieszkania i czy mnie któryś nie potrąci, a w najlepszym wypadku rower. W mojej dzielnicy jest bardzo mało samochodów, nie ma takiego problemu, na obrzeżach Madrytu osiedla mają baseny otwarte dla mieszkańców przez całe lato, mi się to bardzo podoba.
Centrum Madrytu bardzo lubię – i znam je całkiem nieźle, ale wolę zachować je sobie na szczególne okazje, na wyjścia ze znajomymi. Właśnie – mam wśród znajomych osoby z wielu krajów. Wielu kolorów i wielu kultur. Dzisiaj już się nie boję, że któryś z nich będzie terrorystą, bo to naprawdę jest odwrotnie – terroryści są minimalnym procentem, ale tak minimalnym, że nie umiałabym nawet przeczytać poprawnie ułamka. Ale skąd mogłam o tym wiedzieć w Polsce czy na początku mojego pobytu w Hiszpanii? Ja dawałam sobie prawo do takiej niewiedzy, chociaż teraz troszkę mi wstyd za takie myśli.
Cel tego wpisu? Warto pamiętać, że każdy kiedyś przyjechał w miejsce, którego nie znał, miał jakieś obawy czy też nawet uprzedzenia. Jednak poznając nowe miejsca, nowe osoby, kraje, poszerzamy horyzonty i dowiadujemy się więcej… Przede wszystkim o nas samych. Spróbuj tylko, a przyznasz mi rację.
Madryt – kilka ciekawostek:
– Warszawa ma 517 kilometrów kwadratowych powierzchni, a Madryt 607 kilometrów kwadratowych (dane za Wikipedią). Różnica nie wydaje się duża? No cóż, na dodatek w Madrycie mieszka prawie dwa razy więcej ludzi niż w Warszawie (porównajcie ponad 3 200 000 Madrytu do warszawskich 1 750 000, nie licząc słoików, przyjezdnych, którzy się nie zarejestrowali w Warszawie). Ścisk jest większy, o wiele większy!
– Madryt jest trzecim co do wielkości miastem Unii Europejskiej (po Londynie i Berlinie, aż się zdziwiłam, że tutaj nie wygrał Paryż, ale tak mówi Wiki).
– Przez Madryt przepływa rzeka Manzanares. Nie widziałam jej w całej okazałości, jednak latem, część przepływająca przez miasto prawie wysycha… Nie wygląda na wielką rzekę :).
– W Madrycie znajduje się Templo de Debod – oryginalna egipska świątynia sprowadzona właśnie z Egiptu jako podziękowanie Hiszpanom za pomoc przy budowie tamy asuańskiej.
– Miastem partnerskim Madrytu jest między innymi Warszawa.
Tekst i zdjęcia (z wyjątkiem głównego): Olga / Hiszpania / Nina Reloaded
Paryż w gruncie rzeczy jest malutki. A ponieważ mnie swoją wielkością przeraża, już wiem, że sporo od niego większy Madryt na pewno nie jest dla mnie 😉 Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałabym to miasto zwiedzić i poczuć klimat hiszpańskiego wielkiego miasta 🙂
Polecam szczególnie wiosnę lub jesień 🙂 Samo centrum nie jest jednak bardzo duże i można zrobić wizytę ekspres w 2 dni (oczywiście można także mieszkać tu przez 2 miesiące i codziennie zwiedzać coś innego 🙂 )
Pamietam moja wizyte ekspres, mialam 3 h do odlotu samolotu. Udalo mi sie nawet wejsc do Prado i je praktycznie przebiec 🙂
O kurka! Ale na szybciocha zobaczyłaś! Ja byłam 3 razy w Prado i nadal nie widziałam wszystkiego 🙂
Mieszkalam w kilku miastach Europy, ale to wlasnie Madryt skradl moje serce. Niesamowite, urokliwe i przyjazne miasto.
Pozdrawiam z Berlina!
Wow, to ja w centrum bym chyba nie mogła, oszalałabym 🙂
Nie rozumiem dlaczego? W porównaniu z innymi europejskimi stolicami, Madryt prowadzi wyjątkowo spokojne życie. Nigdy nie odczułam, aby życie w ścisłym centrum Madrytu czymkolwiek różniło się nawet od obrzeży Szczecina 😉 A i wszędzie blisko, wokół świetne knajpki, muzea i parki 🙂
Ja zawsze jak jadę do centrum, to wracam z lekkim bólem głowy. Uwielbiam to miasto, ale szum i gwar to lubię w dawkach, męczą mnie tłumy i hałas 🙂
Sam Paryz nie jest taki duzy, to jego przedmiescia sa ogromne.
Wybieram sie od dawna do Madrytu, ale jakos nie moge tego planu zrealizowac. Wszyscy znajomi mnie ostrzegaja, zeby nie jechac latem, bo za goraco I nie Zima, bo za zimno. Coz pozostaja jeszcze wiosna I jesien:))
Daje sobie maksimum ze trzy lata na realizacje tego planu:))
O, własnie to samo napisałam Joannie powyżej, wiosna lub jesień, zdecydowanie 🙂 Lato o wiele lepiej zachować sobie na zwiedzanie innych hiszpańskich miejsc 🙂 (a tych nie brakuje!)