Jaka jesteś Hago?
Pierwszy raz przyjechałam do Hagi prawie dziesięć lat temu. Spędziłam dwa tygodnie na szkoleniu w centrum miasta. Kiedy po powrocie pytano mnie jaka jest Haga, odpowiadałam: taka nijaka. Nie jest to wielka metropolia, nie jest to też małe, urokliwe miasteczko, nie jest stara, ale nie jest i nowoczesna. Podobne problemy mam czasem z Warszawą, kiedy obcokrajowcy chcą, żebym opisała ją w jednym słowie. Piękny jest Kraków, pełen uroku jest Gdańsk, a Warszawa? Zwykle odpowiadam: ciekawa.
Do Hagi powróciłam, tym razem na dłużej, dwa lata temu. I jaka jest ta Haga? To nie jest piękne miasto, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Taki jest Amsterdam. Nie jest to też odpychająca betonowa dżungla, jak Rotterdam. Problemem (a może szczęściem) Hagi jest jej położenie pomiędzy Amsterdamem i Rotterdamem. Amsterdam jest miastem, do którego podąża każdy obcokrajowiec. Rotterdam to przemysł i biznes. A Haga? Haga może spokojnie żyć własnym życiem nieco na uboczu.
W przewodnikach można przeczytać, że Haga jest ‘największą wsią w Europie’. Ale czy to aby prawda? Haga przede wszystkim to stolica administracyjna Królestwa Niderlandów. Tu znajdują się ministerstwa, parlament, tuż obok, w Wassenaar mieszka król (niebawem przeprowadzi się do Hagi). Stare centrum Hagi tętni życiem, a obok wyrosły w ostatnich latach nowoczesne wieżowce. O nie, wsią Hagi nazwać nie można. Ale metropolią też nie jest, bo tu nie czuć pędu wielkiego miasta. Wszyscy spokojnie jeżdżą na rowerach, a ilość terenów zielonych jest imponująca: skwery, parki, las. W samym centrum czasem bywa tłoczno, ale pozostałe dzielnice to sielankowy spokój. Życiem tętni za to Scheveningen, nadmorska dzielnica, choć to tak naprawdę oddzielny byt. Administracyjnie Haga i Scheveningen to całość, ale w świadomości mieszkańców to dwa oddzielne światy. Zwykle pytają: „mieszkasz w Hadze czy w Scheveningen?”.
O Hadze mówi się też, że to miasto sprawiedliwości i pokoju. Haga to siedziba organizacji międzynarodowych: Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Międzynarodowy Trybunał Karny, biura NATO, Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej, Europol, Eurojust… Wyliczać można długo. I nie jest tak, że organizacje istnieją sobie gdzieś w dzielnicy biurowej, czy w pałacyku pod miastem. Są one integralną częścią miasta i ich obecność jest wyczuwalna. Na ulicach słychać wszystkie języki świata. Tu Holendrzy są w mniejszości, w 2015 roku stanowią 48,8 % wszystkich mieszkańców Hagi. A obcokrajowcy to bardzo często pracownicy ambasad i organizacji międzynarodowych. Kto wie, być może pan, który siedzi przy stoliku obok w kawiarni jest sędzią w jednym z trybunałów?
Teraz, kiedy Hagę poznałam już trochę lepiej, jest dla mnie globalną wioską. Przedstawicieli wszystkich narodów świata można w niej spotkać, ale ma też w sobie sporo spokoju małej miejscowości. Tu nikt się nie spieszy, rowery dostojnie jadą ulicami, a w kafejkach powoli pije się kawę. Na spragnionych sztuki czekają dzieła holenderskich i flamandzkich mistrzów w Mauritshuis, zrelaksować się można w jednym z niezliczonych parków, a posilić w restauracjach serwujących dania z całego świata. A jeśli ktoś zatęskni za wielkim światem, może udać się w okolice parlamentu, gdzie w każdy trzeci wtorek miesiąca spotkać można króla. Monarcha wygłasza wtedy przemówienie w Sali Rycerskiej.
Haga oferuje więc wiele, jednocześnie zachowując charakter małego miasta.
A czego mi w niej brakuje? Słońca…
Ewa / Holandia / Beneluks z dzieckiem
“odpychająca betonowa dżungla, jak Rotterdam” – zupelnie sie nie zgadzam. Rotterdam to piekne, portowe miasto. wole je od Amsterdamu, ktory z reszta jest mekka wiekszosci. przezylam tam 6 miesiecy i jego nowoczesna (w stosunku do Amsterdamu) architektura przypadla mi bardziej do gustu, po za tym swieto morza, kiedy to przez kilka godzin barki i stateczki wszystkich, ktorzy tam cumuja, kraza pod jednym z nawazniejszych mostow Rottredamu, wprawiajac w ruch syreny i inne wydajace dzwieki traby – niezapomniane…