Rozmowa z Anią Maślanką, która porzuciła pracę weterynarza i podróżuje po świecie.
Ania, gdzie jesteś w tej chwili, kiedy przygotowujemy tę rozmowę?
Właśnie opuściłam schronisko górskie na Rysiance, gdzie przez ostatnie miesiące mieszkałam i pracowałam i podróżuję po Sri Lance. Zamierzam tu nałapać promieni słonecznych przed przenosinami za koło polarne, na północ Norwegii
Brzmi bardzo… nietypowo… Opowiedz w takim razie jak się w tym schronisku znalazłaś? No i skąd Sri Lanka, skąd Norwegia?
Po prostu biorę to, co w danej chwili podsuwa mi życie. Gdy po dwóch latach w Wietnamie nie byłam pewna, co dalej robić, pojawił się pomysł, by popracować w górach.
Miałam być w Tatrach przez maksymalnie dwa lub trzy miesiące. Jednak polskie góry mnie zatrzymały na nieco dłużej – po Tatrach padło na Beskidy i tak zostałam w kraju na dziesięć miesięcy. W międzyczasie pojawił się pomysł i zaraz po nim okazja wyjazdu do Norwegii. Trudno mi było opuszczać ukochane góry, ale dzięki pracy na północy będę miała szansę zrealizować moje marzenie sprzed lat, które kiedyś wydawało mi się nierealne. Zamierzam zmajstrować sobie campera (dosłownie – nie kupować gotowego, a urządzić go sama z innego dużego samochodu) i żyć w nim, jeżdżąc po świecie. Najpierw chciałabym zwiedzić Amerykę Południową.
A Sri Lanka to po prostu przerwa między jedną a drugą pracą. Chciałam wraz z koleżanką polecieć gdzieś do Azji, a bilety na Sri Lankę udało nam się znaleźć w okazyjnej cenie. Zwykle podróżuję sama, ale towarzystwo to miła odmiana i stanowimy zgrany duet.
Podejrzewam, że większość czytelników w tym momencie robi głęboki wdech i szepcze “ale zazdroszczę”… Skąd w ogóle tego typu pomysły?
Z wykształcenia jestem weterynarzem, co niestety mnie bardzo unieszczęśliwiało. W obecnych czasach trend jest taki, że każdy musi pójść na studia. W liceum wydawało mi się, że skoro uwielbiam kotki, to będzie to zawód dla mnie. Pod koniec studiów mierzyłam wysoko i zamierzałam zrobić karierę naukową, rezydenturę, która nie jest w Polsce popularna. Byłam na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu. Zdobywałam doświadczenie w Finlandii, Szwajcarii i w Niemczech. Nie do końca jednak czułam się dobrze z perspektywą życia wypełnionego po brzegi pracą. A takiej pracy niestety trzeba się mocno poświęcić.
I zrezygnowałaś?
Postanowiłam nieco wyluzować, odsunąć te plany i wyjechać do Tajlandii, do pracy w organizacji charytatywnej. Potem był Wietnam, gdzie pracowałam w “bogatej” klinice i to tam zrozumiałam, że obojętnie czym się zajmuję i tak nie czuję satysfakcji z pracy. Dotarło do mnie, że nie czuję się szczęśliwa, że na myśl o kolejnym dniu w pracy mam ochotę zakopać się pod kołdrą i nigdy nie wychodzić. Postanowiłam, że nadszedł czas na radykalne zmiany. I to był strzał w dziesiątkę. Praca w górach dała mi wiele radości i przez długi czas będę ją pozytywnie wspominać. Niewykluczone, że kiedyś wrócę na Rysiankę, bo jeszcze nigdzie nie pracowało mi się tak dobrze.
Czym się tam dokładnie zajmowałaś?
Byłam tak zwanym człowiekiem od wszystkiego. Głównie obsługiwałam turystów przy bufecie i w recepcji, ale także pracowałam w kuchni, sprzątałam schronisko i wykonywałam przeróżne prace gospodarcze – robiłam wszystko, co akurat było potrzebne.
Temat naszej rozmowy to sukces. Ty jesteś dowodem na to, że ma on różne odsłony i wcale nie oznacza posiadania stabilnej pracy i mieszkania na kredyt, prawda? Czym według Ciebie zatem jest sukces? Dlaczego uważasz, że go osiągnęłaś?
Sukcesem dla mnie jest szczęśliwe życie i poczucie bycia w zgodzie ze sobą. Często słyszę pytanie: “a nie szkoda ci tylu lat?”. Uważam, że osiągnęłam sukces, bo potrafiłam przyznać sama przed sobą, że popełniłam błąd i zdecydować się na zmiany, a nie brnąć na siłę dalej, “bo tak trzeba”. Wyszłam poza utarte schematy. Wstaję rano i chce mi się cieszyć kolejnym dniem, a nie czekać, aż on się wreszcie skończy i ciągnąć ledwo ledwo, byle do weekendu. Nie mierzę sukcesu ilością posiadanych pieniędzy czy kupionych za nie rzeczy, lecz chwilami, które wywołują uśmiech na twarzy.
No dobrze, ale sceptyk zapyta w tym momencie: a co ze składkami na emeryturę, ubezpieczeniem zdrowotnym? Co z przedmiotami, rzeczami? Gdzieś je składujesz? Jak organizujesz sobie takie życie?
To trudny temat, ale w emeryturę w Polsce nie wierzę, staram się odłożyć to i owo, a w przyszłości, gdy już zmęczę się takim trybem życia, osiedlić się w stabilniejszym kraju. Gdy pracuję, mam zapewnione ubezpieczenie a gdy podróżuję wykupuję sobie sama jakiś pakiet.
Rzeczy mam bardzo niewiele i nie potrzebuję na nie specjalnego magazynu. To czego aktualnie nie mam ze sobą, będąc na Sri Lance (są to np. rzeczy zimowe, sprzęt do wspinania), leżą sobie w tak zwanych przeze mnie depozytach u bliskich. Generalnie stawiam na minimalizm i od jakiegoś czasu staram się nie kupować niczego, co nie jest mi absolutnie potrzebne. O mojej przygodzie z minimalizmem pisałam już na portalu: M1 w plecaku.
A co z ludźmi, rodziną, przyjaciółmi, tęsknotą? Jak sobie z tym wszystkim radzisz od strony emocjonalnej?
Z tęsknotą za ludźmi jest rzeczywiście najtrudniej. Zawsze gdy opuszczam jakieś miejsce, czuję się, jakby zostawał tam kawałek mojego serca, wiem, że części osób, które zostawiam już nie zobaczę. Ale z innymi spotykam się gdzieś w drodze. Nie lubię rozmawiać przez telefon, z bliskimi mi osobami utrzymuję kontakt przez Internet. Nie codziennie, nie zawsze intensywnie. Ale gdy się widzimy, to jest tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Dzięki temu wiem, że moi najbliżsi przyjaciele będą nimi zawsze, choćby się waliło i paliło.
Kolejne pytanie, które mi się nasuwa, to bezpieczeństwo kobiety w podróży. Jak mówisz, przenosisz się z miejsca do miejsca bez bagażu emocjonalnego, czyli po prostu sama. Mimo że nie chcemy, żeby tak było, na pewno nie brak ludzi, dla których taki sposób na życie to coś w rodzaju zachęty do flirtu (?) Czy spotykały cię jakieś dwuznaczne sytuacje? Czy były momenty, kiedy czułaś się nieprzyjemnie, albo po prostu potrzebowałaś pomocy?
Powiedziałabym, że jest wręcz odwrotnie. Może dlatego, że raczej unikam miejsc sprzyjającym flirtom – imprezowni, dyskotek czy knajp popularnych wśród turystów? Zauważyłam, że mężczyźni, których znam, raczej obawiają się związku z kimś, kto nie pragnie stabilizacji. A do gierek i krótkotrwałych znajomości mnie nie ciągnie. Nigdy też nie spotkała mnie w podróży żadna nieprzyjemna, dwuznaczna sytuacja. Oby tak pozostało.
Opowiedz teraz o tych przyjemnych stronach. Gdzie podobało ci się najbardziej? Albo jakie wnioski, przygody, doświadczenia, są dla ciebie najcenniejsze w takim trybie życia?
Najcenniejszy był dla mnie czas spędzony w Sangkhlaburi w Tajlandii. Przeskok kulturowy na początku dał mi w kość, ale to właśnie tam zaczęłam żyć w zgodzie ze sobą, a nie pod dyktando stawianych mi oczekiwań.
Przemieszczając się z miejsca na miejsce, poznaję świat – kulturę, miejsca, spotykam fantastycznych ludzi, próbuję ciekawego jedzenia (uwielbiam kulinaria, więc to ważny aspekt mojego życia, gdziekolwiek jestem). Uczę się otaczającego mnie świata. Właśnie w taki sposób czuję, że żyję pełnią życia.
Gdyby któraś z naszych czytelniczek chciała podążyć twoimi śladami i żyć w podobny sposób, co byś jej doradziła?
Aby pamiętać, że marzenia się nie spełniają same, to my je spełniamy swoimi działaniami. Bywa, że bardzo powoli. Każda podróż zaczyna się od tego pierwszego kroku.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu dalszych wspaniałych doświadczeń.
Rozmawiała Agata Bromberek.
Czapki z głów! Powodzenia w spełnianiu dalszych marzeń i szerokiej drogi 🙂
Dziękuję 🙂
Tak trzymaj! Marzenia trzeba spelniac, a nie tracic zycie na pracy, z ktorej sie nie ma zadnej satysfakcji. Mam nadzieje, ze sie wreszcie spotkamy i wymienimy doswiadczenia. Powodzenia w realizacji dalszych planow!
Też mam taką nadzieję. Ściskam 🙂
Od lat śledzę drogę życiową Ani (najpierw na jej blogu , a potem też w Klubie Polki) i mam wrażenie, że ją znam, choć osobiście nigdy się nie spotkałyśmy (na-ra-zie!) . Mam wrażenie, że to pokrewna dusza, bo ja również jestem nomadką, choć w zupełnie inny sposób:) A poza tym z Anią jesteśmy “bi-nomem” w naszym Klubie Polek na Obczyźnie, bo wspólnie animujemy nasz wewnętrzny Klub Książki. Nomadnicze życie, tak jak i stacjonarne życie na Obczyźnie, nie stoi na przeszkodzie w czytaniu po polsku, gdziekolwiek nasze Klubowiczki się znajdują. Czekam kiedy moje i Ani ścieżki się w końcu skrzyżują. Bo… Czytaj więcej »
Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości pogadamy o książkach nie online, a przy lampce wina 🙂
Maslanka, powodzenia gdziekolwiek jestes! 🙂
Dziękuję 🙂
powtórzę jeszcze raz: kocham Cię 🙂 <3 Jesteś wielka, jesteś dla mnie ogromną inspiracją i mam nadzieję, że kiedyś się w końcu spotkamy na żywo 🙂
Ściskam i również liczę na spotkanie 🙂 :*
Ania, tak się cieszę, że miałam okazję Cię poznać! Twoje podejście do życia totalnie mnie zauroczyło! Czekam na Twoje nowe przygody i zdjęcia 🙂
Przytulam z krainy zimna 🙂 :*
Hej Aniu! Gratuluję odważnej decyzji zmiany zawodu i odnalezienia swojej drogi. Pamiętasz, że chciałaś odwiedzić też Pragę? Jeśli jeszcze nie byłaś, to bardzo polecam (zwłaszcza jesienią) to magiczne miejsce. Trzymam kciuki za budowę campera i czekam na dalsze relacje z Twoich podróży. Pozdrawiam ciepło z Polski 🙂