Po pierwszym zderzeniu z greckim stylem życia pojawia się irytacja. Rozdrażnienie to dotyczy ludzi ze świata, który bezustannie za czymś goni. Ta nerwowość przybyszów spoza śródziemnomorskiego kręgu zaznacza się uszczypliwymi uwagami, że autobusy jeżdżą poza rozkładem, że sklep był zamknięty w środku dnia, że pani w banku piła kawę podczas obsługi klienta, że Grecy są leniwi, całe dnie spędzają w kawiarniach i tawernach, wydają więcej, niż zarabiają, ciągle się spóźniają i wszystko odkładają na później. Kiedyś ktoś mi powiedział, że pieniądze i ogromny potencjał leżą w Grecji na ulicy, ale nikomu nie chce się po nie schylić. Grecy zdają się nie rozumieć tych pretensji albo raczej się tymi komentarzami zupełnie nie przejmują i niezmiennie kontynuują powolne, bezstresowe funkcjonowanie.
Kiedy człowieka wypełnia poczucie spokoju i podoba mu się jego dola, to zapewne nie ma on potrzeby zmieniania rzeczywistości. Niełatwa dla Polaków i innych Europejczyków sztuka wyrażania uczuć uwydatnia się podczas ich kontaktu z mieszkającymi nad morzem Śródziemnym niezwykle otwartymi ludźmi, od których bije autentyczność, nieskrępowanie oraz pozytywne nastawienie, zwłaszcza wobec gości. Polacy bardziej zwracają uwagę na formę i konwenanse, boją się być spontaniczni. To nie wada, to nie grzech. Tak już po prostu jest i takie stwierdzenie kieruję do wszystkich głoszących mit leniwego Greka jako odpowiedź na ich zarzuty.
Są to wytłumaczalne różnice międzykulturowe, a nie negatywnie nacechowane przymioty. Docenię każdy, choćby znikomy, wysiłek prowadzący do zrozumienia i co za tym idzie do wyrozumiałości w miejsce bezmyślnej, niesprawiedliwej oceny. W tym miejscu mam zamiar rękami i nogami bronić Greków, a dokładnie Kreteńczyków. Pragnę obalić nadużywany mit leniwego Greka. Myślę, że życie i praca pośród nich od ponad dziesięciu lat daje mi dużo większe prawo do poruszania tego tematu, niż spędzającemu tu krótki urlop turyście do strzępienia języka i kreowania obrazu bezczynnego i próżnego Greka w oparciu o poczynione obserwacje.
Wakacje w Grecji zazwyczaj spędza się na plażach, w restauracjach albo na zwiedzaniu. Owszem widzi się tam Greków, którzy piją kawę, jedzą lub wypoczywają. Lecz czy nie jest to zupełnie naturalny obraz dla miejsca i okoliczności, w których się znajdujemy i nie definiuje on sposobu bycia całego lokalnego społeczeństwa. Grecy posiadają służbowe laptopy, grube sprawozdania i odkurzają w mieszkaniach. Pracują i mają obowiązki. Po prostu nie łatwo to dostrzec, sącząc mojito na leżaku, bo tam akurat lokalni mieszkańcy nie zabierają ze sobą komputera i mopa. Swoją drogą trudno się dziwić, że Greków widzi się nagminnie spędzających czas na zewnątrz. Mając średnio trzysta słonecznych dni w roku (wyspa Kreta), ciężko jest wysiedzieć w domu. W Polsce też wraz z przebiśniegami, spacerowicze wylegają na ulice jak ślimaki po deszczu. Gdybyśmy w polskiej szerokości geograficznej mieli bardziej śródziemnomorską aurę pogodową też pilibyśmy mrożoną kawę w parku, a zazdrośni mieszkańcy szarych i zimnych krajów ocenialiby to w kategorii nieróbstwa i nadzwyczajnego lenistwa. Także punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
W Grecji odpoczywa się naprawdę, w pełnym tego słowa znaczeniu, pozostawiając obowiązki i problemy na uboczu. Korzysta się z przyjemności dnia codziennego: jedzenie, picie, piękny dzień na plaży. Nie oznacza to, że Grecy tak samo zachowują się w pracy. Trzeba podkreślić, że zapewne nikt, kto z Grekami kiedykolwiek pracował, nie podpisze się pod stwierdzeniem, że są oni nierobami. Grecy potrafią pracować. W sektorze turystycznym często harując po czternaście godzin dziennie, w upale, bez dnia wolnego, przez pół roku. Jeśli wymaga tego sytuacja potrafią się zmobilizować i dać z siebie naprawdę wszystko. Jak na całym świecie, w ich społeczeństwie zdarzają się czarne owce, żerujące na niedociągnięciach systemu i żyjące z wyłudzania różnego rodzaju zasiłków, ale trzeba powiedzieć o tym głośno, że jest całe multum przedsiębiorczych osób odnoszących spore sukcesy i owszem piją oni mrożoną kawę w czasie sjesty, ale potem siedzą po godzinach za biurkiem.
Nie każdy w Grecji ma pracę, która pozwala mu na przerwę w środku dnia. Sklepy i punkty usługowe w głównych miastach działają przez sześć dni w tygodniu w godzinach od 10:00 do 14:00 (wtedy też najwięcej się dzieje: korki na ulicach, zabiegani ludzie, tłok, hałas) i dodatkowo trzy dni w tygodniu otwierają ponownie w godzinach od 17:00 do 21:00, kiedy to ulice na powrót się zapełniają. Wszędzie znów panuje wrzawa. Miasto po sjeście powraca do pracy na pełnych obrotach. Po kilku latach mieszkania na Krecie przyznaję, że sjesta nie jest wymysłem leniwych. Przerwa taka pozwala zregenerować siły, wprowadza równowagę między czasem pracy, a czasem dla siebie, nadaje rytm dnia. Istnienie sjesty poniekąd wynika z występowania ciepłego klimatu, a potrzebę wzięcia zimnego prysznica w ciągu dnia zrozumie tylko ten, kto miał okazję w sierpniu pracować fizycznie na greckiej wyspie. Wszystko zależy jednak od rodzaju pracy i jej organizacji. Ludzie zatrudnieni w dużych sklepach sieciowych pracują często cały dzień.
Styl życia Południowoeuropejczyków irytuje, intryguje i jednocześnie zachwyca resztę ludzkości. Odkładanie wszystkiego na później potrafi doprowadzić pozostałych Europejczyków do szewskiej pasji, ale czy jednocześnie nie zazdrościmy mieszkańcom krajów śródziemnomorskich tego, że mają czas. Dlaczego zamiast jeść w pośpiechu między kolejnymi zadaniami, nie delektować się życiem i tylko między przyjemnymi chwilami wykonać jakąś pracę czy obowiązek. Praca nie jest, nie była i pewnie nigdy nie będzie dla Greków najważniejsza. Na południu Europy piramida wartości wygląda zgoła inaczej. Na jej szczycie królują: rodzina, przyjaciele oraz czas dla siebie i samorealizacja oraz chęć doświadczania różnorakich wrażeń estetycznych. Nie ma sensu w gonieniu za czymś, czego nie możemy mieć, skoro pochłania to czas na cieszenie się tym, co mamy. Życie należy smakować tu i teraz. Ziemska wędrówka mija stanowczo za szybko, żeby spędzać ją na zarabianiu pieniędzy.
W Grecji ważniejszym od posiadania jest bycie. Siga-siga to popularne wyrażenie, które przetłumaczyć należy jako „powoli”, „spokojnie”, „bez pośpiechu”. Dla Greków jednak nie oznacza ono dosłownie wezwania do zwolnienia tempa, ale jest to cała życiowa filozofia. Greckie siga-siga czy hiszpańska wieczna mañana to nie puste hasła – to styl życia, który warunkuje śródziemnomorską mentalność i pozwala czerpać radość z małych przyjemności. Wspaniale celebrowane codzienne posiłki w gronie rodziny, godzinami pita kawa, spacery po plaży lub po gajach oliwnych, wędrówki bez celu czy kieliszek wina o zachodzie słońca – Europejczycy czekają na takie chwile cały rok i delektują się nimi tylko podczas egzotycznych wakacji. Południowcy traktują je jak dary codzienności. Z tych zwykłych, codziennych rytuałów wykrzesują prawdziwą magię. Osobiście im tego zazdroszczę, bo radość z prostych rzeczy to droga do szczęścia, a nie jak powszechnie głoszą stereotypy – do lenistwa. To nie lenistwo, tylko kwestia wyboru tego, co dla kogo jest ważniejsze. Może to kolejny powód, dla którego ci ludzie żyją dłużej niż przesadnie sztywni, formalni, zapracowani mieszkańcy Europy Północnej. Bladzi, zmarznięci, przemęczeni, ukryci w ogrzewanych domach Europejczycy na wakacje ciągle najchętniej jeżdżą na greckie wyspy, a nie do Skandynawii, na mającą poprawić nastrój kolację zamawiają pizzę, a nie śledzia.
W naturalny sposób jesteśmy spragnieni i ciekawi śródziemnomorskiego stylu życia. Ciągnie nas do tej odrębnej strefy czasowej, w której życie i czas zdają się płynąć dużo wolniej. Zaczynamy dostrzegać coraz więcej zalet takiego niespiesznego funkcjonowania oraz atrakcyjność południowego stylu życia toczącego się w łagodnym klimacie, celebrującego drobne gesty i codzienne rytuały, opartego o zmysłowe odczuwanie świata. Pragniemy przenieść chociażby symboliczne jego elementy do naszej codzienności. Czy kolejne zarezerwowane wakacje lub wieczór włoskiej kuchni zrekompensują ludziom pogoń za szczęściem i czy jest to recepta na czerpanie z życia garściami – szczerze wątpię, ale mimo wszystko są to małe radości, z których składa się życie. Oby takowych przydarzało się jak najwięcej, oby przerodziły się one z czasem w naturalną codzienność, a nie ulatniały się, gdy tylko wysiądziemy z samolotu powrotnego z wakacji.
Pozostaje mieć nadzieję, że w ślad za wciąż rozwijającą się ideą slow food, która zrodziła się jako opozycja dla wszechobecnego ruchu fast food, prędzej czy później element slow zagości również w innych sferach naszego życia i doprowadzi w ostateczności do świadomego slow life. Slow food to sposób na świadome, zdrowe jedzenie i korzystanie z bogactwa smaków oraz zapachów. W myśl tej idei posiłki należy celebrować i delektować się nimi. Jedzenie powinno dawać przyjemność. Skoro pojawiła się potrzeba wprowadzenia alternatywy dla jedzenia w biegu, może to oznaczać, że życie w pośpiechu też nam się niebawem sprzykrzy i postawimy wreszcie na jego jakość, zwalniając tempo.
Karolina Krajnik
“Polacy bardziej zwracają uwagę na formę i konwenanse, boją się być spontaniczni” czyżby? To skąd pojęci polskiej gościnności, zastaw się a postaw się? Może nasza nacja aktywniej się integruje w odróżnieniu od Greków, smakujących życie wolno i dokładnie 🙂