Łzy jak grochy spływały mi po policzku. Nikt mnie nie skrzywdził ani nie patrzyłam na krzywdę innego człowieka. Płakałam ze wzruszenia. Do londyńskiego teatru przyjechał Daniel Olbrychski, postać, na której się wychowałam, który przerażał mnie jako dziki Azja Tuhajbejowicz, rozrywał moje serce, zdradzając ojczyznę jako Kmicic, czy zauroczył jak każdą z sióstr w Pannach z Wilka. Ileż dyskusji odbyłam z przyjaciółmi na temat jego gry aktorskiej. A teraz stanął na deskach teatru tuż przede mną i mogłam usłyszeć mocny, potężny głos, przeszywający moje ciało aż do kości. Co z tego, że zmarszczek i siwych włosów mu przybyło. Dla mnie był i pozostanie legendą, sentymentem, nostalgią.
Wychodząc z teatru myślałam sobie, że nie mam pojęcia jak wygląda obecnie polska scena teatralna czy filmowa. Nie mam polskiej telewizji, nie słucham polskiego radia, niespecjalnie śledzę polskie wiadomości. Tylko od czasu do czasu dociera do mnie jakaś informacja, na przykład, że zmarł ktoś, kogo kiedyś podziwiałam. Sentyment wówczas boleśnie rozrywa mi żyły. Przez lata nie mogłam się zdecydować, byłam rozdarta jak spodnie po spotkaniu z wystającym gwoździem. Jak większość emigrantów zadawałam sobie pytania, kim jestem, ale przede wszystkim, kim chciałabym być? Znam w Anglii wielu imigrantów z różnych krajów i uogólniając dzielę ich na trzy grupy.
Pierwsza – zasymilowani, czyli tacy, którym łatwo przyszło nauczyć się języka, przyswoić zastane tradycje i zwyczaje, którzy łatwo nawiązują znajomości wśród ludności lokalnej, którzy są otwarci na nowe smaki, nowe doświadczenia.
Druga grupa to ci, których nazywam “enklawiści”, dlatego, że zazwyczaj obracają się w swoich kręgach kulturowych i językowych, na przykład mają tylko polską telewizję, tylko polskich znajomych, kupują w polskich sklepach, gotują tylko polskie potrawy i wszystkie sprawy załatwiają tylko przez polskich fachowców. Potrafią mieszkać za granicą latami i nigdy nie nauczyli się języka.
I trzecia grupa – “zawieszeni”, czyli gdzieś pomiędzy polskim sentymentem a angielską rzeczywistością i chyba ja właśnie tu się plasuję. Obracam się w kręgach polskich i angielskich, w obu mam świetnych przyjaciół. Nie mam polskiej telewizji, ale chodzę na polskie spektakle. Lubię polsko-angielsko-międzynarodową kuchnię. Przestrzegam tradycji obu krajów. Kocham oba kraje, choć dawniej myślałam, że nigdy nie polubię Anglii. Przekonałam sama siebie, że można mieć dwie ojczyzny. Nie zamierzam wracać do Polski, ale zawsze będę nostalgicznie spoglądać w tamtym kierunku.
Nie wiem, czy którekolwiek z tych rozwiązań jest lepsze niż pozostałe. Podejrzewam, że każde ma swoje wady i zalety, ale każdy imigrant próbuje jak może najlepiej pogodzić się z nową rzeczywistością, by szczęśliwie żyć. I założę się, że każdy z nas nosi w sobie mniejszy lub większy sentyment. Ja mam go do krakowskich ulic, zespołu Maanam, Olbrychskiego czy Gajosa, ale jak podsumowała mnie kiedyś moja koleżanka: Tęsknisz za tym, co już przeminęło. To było twoje dzieciństwo, z jego cudowną beztroską i uwierz mi, bez względu na to, czy byś mieszkała w Polsce, czy w Anglii zawsze będziesz to wspominała z rozrzewnieniem. Ale niestety, jak to powiedział Stuhr w “Seksmisji”, to się już nie wróci… Przyszło nowe i trzeba się z nim wziąć za bary.
I ja tej mojej przyjaciółce wierzę, dlatego życzę wszystkim emigrantom, by znaleźli swą drogę, bo sentymenty są piękne, ale żyć trzeba tu i teraz.
Dzięki Tobie Dee pomogłam sobie określić siebie tutaj. Żyjąc tu jest mi dobrze, jestem szczęśliwa, ale jakby ciągle gdzieś w środku rozdarta. To dzieciństwo, które tak dobrze z Polski pamiętam, pierwsza praca i przede wszystkim Rodzina za którą tak bardzo tęsknię. To właśnie ten opisany przez Ciebie sentyment we mnie mocno żyje. Piękny tekst, wzruszył mnie przy porannej kawie. Dziękuję ☺ Dobrze się Ciebie czyta 😉
Dziękuję za miłe słowa Karola. Sentyment to piękna rzecz, ale czasami potrafi nam przysłonić rzeczywistość i wtedy ciężko żyć normalnie. Najlepiej go po prostu zaakceptować i uśmiechać się do niego czasami. Pozdrawiam serdecznie
Świetnie to odpisałaś! Ja byłam w gronie “zawieszonych”, z tą różnicą że po 11 latach wróciłam do Polski ale tutaj jestem “obca”… Zmieniłam się ją, zmienili się oni…
Aniu, jak ja to dobrze znam. W 2006 też zrobiliśmy taki eksperyment, byłam na macierzyńskim i na rok wróciliśmy do Polski. Zupełnie nie mogliśmy się odnaleźć. Oby tobie się kiedyś udało. Pozdrawiam serdecznie
Witam dziekuje za ten wpis zgadzam sie bz tym podzialem dziekuje ze o tym piszesz emigracja nie jest latest wiem cos o tym od Roku mieszkam w Irlandii tesknie za Polska ale teraz tutaj jest moj Dom
Brawo za to, że juz po roku potrafiłaś nazwać Irlandię swoim domem. Mnie to zajęło dużo dłużej. Czasami ciężko się przed sobą przyznać, że już nie chcemy wracać. Irlandia to cudowny kraj, wierzę, że przyniesie ci dużo szczęścia. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe słowa.
Dee dzięki za ten świetny wpis. Ja też jestem w tej trzeciej grupie od 14 lat mieszkam w Irlandii. Mam Polska i Irlandzka TV, dzień zaczynam od wiadomości z obu krajów. Kulinarnie mi już bliżej do irlandzkiej kuchni, Myślę, że pierwsza grupę mogą stanowić tylko ludzie młodzi, którzy bardzo krótko żyli w Polsce,zaś druga Ci ,którzy nie potrafią odnaleźć się w nowej ojczyźnie i nie są otwarci na zmiany.😀
Chyba masz rację, ta druga grupa chyba już się nie zmieni, bo może nie warto. Najwięcej jest takich jak my, zawieszonych. A kuchnia irlandzka jest pycha. Zazdroszczę, że masz na codzień. Pozdrawiam serdecznie
Piekny I prawdziwy tekst .Ja bardzo tesknie za Polska jednak gdy tam jestem chce wracac do Anglii .Czuje sie rozdarta .Polska to juz nie jest ten sam kraj z mojego dziecinstwa a do tego chyba tesknie .Anglia dala mi duzo jednak dalej czuje sie tu obca .
Bo my emigranci chyba już nigdzie nie będziemy do końca u siebie. Szczęśliwi ci, co potrafią. Pewnie żyjąc w Polsce też byś tęskniła za beztroską młodości i dzieciństwa, za babcinymi smakami. Życzę ci, byś poczuła się w Anglii w końcu jak u siebie i serdecznie pozdrawiam
Piękny i prawdziwy tekst!! Ja chyba też grupa trzecia, tylko krajów do kochania mam więcej :-).
Podejrzewam, że każdy z tych krajów niesie swoją nostalgię. Zazdroszczę i nie zazdroszczę takich doznań. Dziękuję za miłe słowa.
Moja siostra mieszka w Belgii. Wiem jakie rozterki czasem ją dopadają, choć świetnie się zasymilowała, to też chodzi na polskie filmy, kabarety, czy teatr, dobrze cię rozumiem 🙂
Niestety takie rozterki to nasza emigrancka codzienność, ale sentyment dopada także i tych, którzy pozostali w kraju, czyż nie mam racji? Bo miło czasami powspominać.
Kiedy czytam Twój tekst to tak jakbyś opisała mnie samą. Też należę zdecydowanie do 3 grupy. Nie potrafię się już odnaleźć w Polsce choć jej wygląd i zmiany jakie dostrzegam w dawnych starych kątach mnie zachwycają. Sama też nie czytam polskiej prasy, chyba bardziej blogi dają mi ogląd na to co się tam dzieje i literatura bo po nią się tam z radością w przerwie pomiędzy jednym a drugim angielskim bookiem 😉 Tak, świetnie to ujęłaś mam dwie miłości- moje dwie ojczyzny ale ta polska to chyba bardziej w nostalgicznych barwach.
Oh Viola dokładnie, ta nasza Polska tak pięknie wygląda w nostalgii. Ale plus jest taki, że tutaj się nie zmieni, zawsze będzie miała tylko pozytywne strony. Pozdrawiam cię serdecznie
To niedotyczy tylko Angli, Mieszkam ponad cwierc wieku w Niemczech mam dwa paszporty. Nie wroce do Polski nie tylko dlatego, ze tu urodzily sie moje dzieci, tu tez ucza sie, studiuja wrosnieci jestesmy praktycznie w ten kraj, Ze wszystkimi zaletami i negatywami tutejszego zycia. Negatywow jest o wiele mniej. Nigdy nie chcialem wyjezdzac. Mieszkalem w Warszawie, sentymentem darzylem Prage. Mialem swoje milosci i swoje trudnosci. I straszny nieugaszony niczym sentyment. Wygnal mnie Stan Wojenny. Nie wroce, bo nie ma juz tamtej Polski, a stan wojenny trwa dalej i dalej bedzie trwal, pieprze to. Moja ojczyzna jest w niebie i stamtad… Czytaj więcej »
Panie Tadeuszu, zapraszamy i żonę i Pana. Jest nam niezmiernie miło, że czyta Pan nasze teksty.
Panie Tadeuszu dziękuję serdecznie za niezwykle miłe słowa, nieczęsto się to w sieci zdarza. Jest mi niezmiernie miło, że pan i pana żona, którą serdecznie pozdrawiam, czytają nasze teksty. Piszemy od serca, bo znamy zbyt dobrze życie na emigracji. Czasami jest kolorowo, innym razem szaro-buro, ale po to tu jesteśmy by się dzielić zarówno miłymi chwilami, jak rozmawiać o tych trudniejszych. Tacy ludzie jak państwo nadają sens naszym działaniom, warto jest pisać dla was. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam z całego serca.
Nie miałam jeszcze okazji być za granicą na tyle długo by bardzo tęsknić za krajem. Jednak planuję wyjazd na dłużej w przyszłości. Nie wiem jednak jeszcze do której grupy będę należała. 🙂 Piękny wpis. Na pewno poruszyłaś wiele polskich serc za granicą. 🙂