– Gotowa na ramadan? – zapytano mnie z dobre piętnaście razy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Co ciekawe, każda z pytających mnie kobiet miała na myśli wypełnienie zamrażarki.
– Już mam wszystko pomrożone – opowiada z radością moja południowoafrykańska szwagierka około sześciu tygodni przed rozpoczęciem postu. Ma na myśli kolekcję pierożków samosów, sajgonek i zapewne jakieś paszteciki. – Jest nas szóstka, jak nie przygotuję zawczasu jedzenia, będę miała pięć szlochających potworów w domu. Są też plusy – ja wkładam nadzienie, córki zawijają, synowie zaklejają. W dwie godziny mamy 200 samosów i z głowy.
Jest system produkcyjny niczym taśma w fabryce, jest impreza.
– Ja też jeszcze nic nie mam. Mamy przecież dużo czasu! – żartuje moja pakistańska koleżanka Farzana jakieś trzy tygodnie przed miesiącem postu. Ona nie musi nic mrozić, gotuje w ramadanie na świeżo tyle porcji, że wykarmia pół dzielnicy. Miałam raz zaszczyt pomagać jej roznosić jedzenie po osiedlu, biegałyśmy na zmianę z jej przyjaciółką między domami jak Struś Pędziwiatr. Ta drobna kobieta o wielkim sercu nigdy nie pozostawia nikogo głodnym, w ramadanie zaś wręcz wszystkich przekarmia.
Według wierzeń islamu wynagrodzenie za każdy dzień postu otrzymamy w życiu przyszłym, zaś za nakarmienie osoby poszczącej otrzymujemy taką samą nagrodę, jak gdybyśmy pościli sami.
Mało kto nie korzysta z tego łatwego sposobu na dobry uczynek, czasami pół osiedla je kolację przerywającą post, którą nazywamy iftar. Gotujemy wtedy biryani w garze, w którym można by brać kąpiel i kroimy 25 cebul na jedno curry. Wykarmienie kilkunastu głodnych mężczyzn to nie lada wyczyn, ale krzątamy się z mężem od rana z radością, bowiem ramadan rządzi się swoimi prawami i nie brakuje mu klimatu.
– Jak przygotowania? Mam już wszystko pomrożone – stwierdza moja dobra koleżanka Aliyah, brytyjska konwertytka, z którą studiuję. Wymienia kulki serowe, faszerowane półksiężyce… Reszty nawet nie słucham, wyłączam się. Gwóźdź do trumny wbija mi moja hinduska teściowa.
– Przygotowałaś wszystko na ramadan?
– A co niby takiego? – pyta nierozumiejący zmartwień kobiet mąż.
– Pyta o jedzenie, to, które się smaży – odpowiadam ze śmiechem.
Teściowa ma ponad sześćdziesiąt lat, narobiła zapasów jak na zimę, pomimo tego, że nadal pracuje na pół etatu.
A ja… Ku zdziwieniu moich drogich kobiet mam kupione, zawinięte już przez kogoś innego samosy, bo mi się w tym roku wcale nie chce niczego zawijać, żeby to mrozić i smażyć. Być może zepsułam nam tę radość przygotowań przyrządzaniem smakołyków w ciągu roku, kiedy mieliśmy na nie ochotę.
Obsesja samosów i innych smażonych na głębokim tłuszczu cudów nie jest w tej społeczności niczym nowym, to nieodłączny element każdego ramadanu ze względu na zbiorowe kolacje, na które zapraszani są znajomi i nieznajomi, a także najzwyczajniejszą ochotę na wszystko, co niezdrowe. Co roku sąsiedzi znoszą nam mnóstwo smażonego jedzenia, dań z ryżem i słodkości. Mnie zaś po dniu postu obchodzą tylko owoce – słodkie, soczyste, idealne.
Mój żołądek nie ma tu jednak nic do powiedzenia, ramadan to dużo więcej niż ulubione przekąski. To spa dla duszy.
W tym roku w ramach przygotowań, już na długo przed ramadanem budzę się na modlitwy w środku nocy. Mniej snu, mniej jedzenia, nadmierne nawadnianie się i zwiększona ilość modlitw to moja gwarancja przyjęcia ramadanu w lepszych niż dotąd nawykach. Odstawiłam też ukochaną turecką kawę sypaną, pamiętając o potędze migreny na kofeinowym detoksie, za którą zdecydowanie nie tęsknię.
W muzułmańskim kalendarzu dni liczy się od nocy. Najpierw, po zachodzie słońca, jest pierwsza noc ramadanu, a dopiero po niej pierwszy dzień.
Już od pierwszej modlitwy nocnej (isza) czuję różnicę. Powietrze jest jakby lżejsze, atmosfera inna. Lekkość ducha, która mi towarzyszy cały miesiąc. W zwariowanych czasach, w których żyjemy, pełnych pandemii, wojen i bardziej niż dotąd niepewnego jutra, ramadan jest potrzebnym mojemu umysłowi i duszy detoksem. Odcinam się od świata, social mediów, newsów, skupiam się tylko i wyłącznie na swojej duchowości.
Nieustannie otacza mnie kojące brzmienie Koranu, koniecznie w wykonaniu któregoś z ulubionych recytatorów. To wszystko składa się na głębokie doświadczenie i bardzo pomaga czuć się zwyczajnie dobrze. Miesiąc duchowych uniesień sprawia, że kiedy ramadan dobiega końca, chce mi się płakać, że to już. Że znowu przez rok nie naładuję baterii aż tak intensywnie, przez calutki miesiąc, każdego dnia z rzędu.
Oczywiście w trakcie ramadanu życie toczy się dalej, ale nie do końca jak zwykle. Miasto tętni głównie po zmroku, doba wywraca się do góry nogami. Knajpy śniadaniowe pękają w szwach o 23. Na zajęciach jesteśmy czasem średnio przytomne, bo nadal przecież odbywają się rano, a tu żadnej kawy.
Więcej osób odpoczywa za dnia i wyciska z siebie ostatnie podrygi energii nocą podczas długich modlitw tarawih. Późną nocą słychać śmiejące się dzieci wracające z rodzinami z meczetu. Sam meczet staje się dla mnie mniej dostępny, bo w każdym jego pomieszczeniu i co parę metrów nocuje i chwilowo mieszka jakiś mężczyzna, mniej lub bardziej starannie ogarniając swój śpiwór. Kobiety organizują się w prywatnych domach, niezamieszkanych i posiadanych tylko w celu tego typu spotkań albo po prostu własnych.
Ramadan to czas pięknego zbliżenia się do Boga, wypłakania przed Nim swoich smutków i żali. Miesiąc jakby w klasztorze, z tym że dostępny dla wszystkich. I tylko ten okropny smutek, ogarniająca mnie nostalgia zanim ramadan dobiegnie końca….
jesteś darem który goi
obolałe serca
dajesz nadzieję na przyszłość i pozwalasz nam wybaczyć
sobie samym
zostań z nami trochę dłużej bo gdy tylko znikasz za rogiem
nic już nie jest takie samo
świat wraca na dawne tory i my z nim
jak gdyby za karę
nie odchodź ramadanie
Wiersz ze zbioru „Róże Ramadanu”
Pieknie napisane ❤
Dziękuję. ❤
Piękna tradycja, szczególnie pierożki samosa 🤤 (nie wiem, czy to się tak odmienia?)
Koleżanki się ze mnie kiedyś w pracy śmiały, że mówimy o samosach z taką miłością, no ale jak ich nie kochać! 😅
Mi Ramadan przypomina nasze święta bożegonarodzenia, tylko, że trwa cały miesiąc 😉
Dokładnie tak, klimat, którym da się dłużej nacieszyć. ☺
Nie miałam okazji zetknąć się z ramadanem namacalnie. Dziękuję Ci za Twój post,pięknie i niemal smakowicie to wszystko opisałas. Sama przed laty uczestniczyłam w bardzo pięknych przygotowań do Wielkiej Nocy,taka forma rekolekcji i wtedy odczułam podobny smak postu,czasu przygotowań. Właśnie poczucie wspólnoty,skierowania umysłu i serca na to co nie ziemskie pozostawiło trwały piękny ślad we mnie,dlatego rozumiem Twoje poczucie smutku jak wszystko się kończy. Dobrego czasu dla Ciebie !
Dziękuję! ❤ Bardzo się cieszę, że rozumiesz. ☺
Dolaczam
Oj, przepraszam. Pierwszy raz pisze na tej stronie. Pieknie ujete. Tak- Duchowosc, polaczenie z Bogiem💜. O to tu chodzi Naprawde.. Przynajmniej dla mnie..