Jakiś czas temu, ktoś mi powiedział, że “na blogu nie ma nic marokańskiego”. Samo w sobie brzmi to interesująco, bo czemu na czyimś blogu miałoby być coś marokańskiego/chińskiego/peruwiańskiego i tak dalej? No ale mój blog nosi nazwę Jedno oko na Maroko, a to trochę zmienia postać rzeczy. Żebyście już byli całkiem w temacie, zanim pójdziemy dalej, wyjaśnię, że inspiracją w kwestii tytułu bloga było dzielenie życia z Facetem z Importu – z Maroka właśnie.
Wracając do komentarza wyżej: pomyślałam sobie wtedy, że my po prostu nie robimy niczego marokańskiego, więc czemu miałabym wymyślać na siłę? Przecież nie o to w tym chodzi.
Celem mojego bloga od początku było pokazywanie okruchów naszego życia, takim jakie jest.
Od kiedy zaczęłam obracać się w internetowym środowisku par mieszanych (czyli od dobrych paru lat), mam wrażenie, że kobiety (mówię „kobiety” bo stanowią one 99% wspomnianego środowiska i nie mam żadnych obserwacji na temat mężczyzn) w takich relacjach są definiowane tylko i wyłącznie przez swój związek i pochodzenie partnera. Ba, same się w ten sposób definiują. Jakby pochodzenie partnera było centralnym elementem pary, wokół którego kręci się cała jej dynamika.
Z drugiej strony jest też wiele miejsc (nie tylko w internecie), w których posiadanie Męża z Importu – zwłaszcza z kraju powszechnie uważanego za arabski – wiąże się ze zgoła innym podejściem. Puściła się z cia…ym, poleciała na kasę Araba, on ją wywiezie do swojego kraju, będzie bił, zrobi z niej służącą, pewnie ma trzy inne żony, zakaże jej wszystkiego, przykuje do kaloryfera, zamknie w piwnicy, odbierze paszport, porwie dzieci – i tak dalej. Ludzie, którzy swoją wiedzę o świecie czerpią z paska TVP albo z powieści Laili Shukri mają niesamowicie dużo do powiedzenia na temat par takich jak my.
I w tym takim dualizmie, pomiędzy stekiem bzdurnych stereotypów, a orientowaniem całego życia dookoła faktu, że jest się w związku mieszanym – jesteśmy sobie my.
Prawda jest taka, że pochodzenie mojego męża po prostu nie gra w naszym życiu kluczowej roli.
Tak, oczywiście, fakt, że tworzymy związek mieszany, ja pochodzę z Polski, a on z innego kraju, jest jakąś tam częścią naszego życia. Czasami wywołuje we mnie przemyślenia i refleksje, czasami mnie czegoś uczy, czy wystawia na nowe doświadczenia, pozwala konfrontować się z normami społecznymi, które tkwią tak głęboko, że nawet nie jestem ich świadoma; czasami jest źródłem elementu humorystycznego, jak wtedy kiedy Pan od Choinek przez trzy lata z rzędu próbował odgadnąć, skąd to właściwie ten mój mąż pochodzi.
To jest fajne, ciekawe, pouczające i rozwijające. Ale w żaden sposób nas ani naszego życia nie definiuje, ani nie wyznacza.
Przede wszystkim jesteśmy Basią i Szalonym Naukowcem, a nie Polką i Marokańczykiem. Żyjemy po swojemu i to nasze życie jest tak naprawdę zupełnie normalne.
Pracujemy, oglądamy filmy i seriale (głównie amerykańskie), czytamy, gramy w gry wideo (no dobra, on gra) i w planszówki.
Uwielbiamy chodzić do escape roomów, marzymy o podróży do Ameryki Południowej. Czasem się kłócimy, czasem dyskutujemy do trzeciej rano (tak było wczoraj, omawialiśmy sens istnienia świata). Nie obchodzimy Ramadanu ani Wielkanocy, za to ubieramy choinkę, mamy całe pudło dekoracji na Halloween. W ważne dla nas daty chodzimy na sushi i otwieramy dwie butelki wina, bo każde z nas lubi inne. Najczęściej nie gotujemy ani po polsku, ani po marokańsku (chociaż czasem trafi się kiełbasa z grilla, czy tażin), chętnie próbujemy jedzenia z różnych zakątków świata. Nie pijamy codziennie marokańskiej herbaty. Ani wódki.
Nie jest też tak, jak chyba wyobraża sobie wiele osób, że on jako Marokańczyk robi coś tam (na przykład zabrania mi mieć kolegów, cenzuruje moje ubrania, chce jeść tylko „swoje” potrawy itd.), albo ja jako Polka robię coś innego (w sumie nie wiem jakie stereotypowe przykłady mogłabym tu podać, ale wiecie o co chodzi) i te różne rzeczy są ze sobą w konflikcie. Nasze pochodzenie, narodowość i przynależność etniczna nie stanowią istotnego elementu naszego życia ani jako pary, ani jako jednostek.
Być może to wszystko kwestia tego, że naszego życia nie wyznaczają tradycje, zwyczaje, religia, kultura, normy czy oczekiwania społeczne, ale my sami.
A tak się składa, że zupełnie niezależnie od tego, że pochodzimy z różnych krajów, wyznajemy podobne wartości, mamy zbliżony światopogląd i przekonania. Jesteśmy feministami (niektórych ludzi bardzo dziwi, kiedy słyszą, że mój powiedzmy-że-arabskiego-pochodzenia mąż jest feministą), ateistami (tu już naprawdę wiele osób przeżywa szok), gorliwymi wyznawcami równości wszystkich ludzi, przeciwnikami patriarchatu, sztywnych ról męskich i kobiecych, homofobii, ksenofobii i nacjonalizmu. Mamy stuprocentowo partnerski związek, w którym wspólnie zarabiamy, zarządzamy budżetem i ogarniamy obowiązki domowe (nie, mąż nie pomaga mi w domu; po prostu ogarnia swoją część).
Nikt nie jest o nikogo zazdrosny, nikt nikogo nie kontroluje, nikt nikomu nie dyktuje, jak ma się zachowywać czy ubierać. Nikt nie ma problemu, kiedy druga osobą wychodzi sama czy ze znajomymi – także jeśli ci znajomi są przeciwnej płci (bo serio, jakie to ma znaczenie).
I nie zrozumcie mnie źle, nie próbuję nas tutaj kreować na parę idealną, która nie ma żadnych problemów.
Mamy problemy, jak każdy. Czasem się kłócimy, czasem się do siebie nie odzywamy, czasem zmagamy się z trudnymi decyzjami i wyborami, a czasami (może nawet często) z małymi upierdliwościami. Tylko że to wszystko są normalne rzeczy jak w każdym związku. Talerz wstawiony do zlewu po raz milionowy bez zalania wodą, żeby zasechł; kocie kłaki na kołdrze, które kogoś wkurzają, (podczas gdy ktoś inny wpuszcza kota do łóżka); ktoś kogoś akurat nie słuchał; ktoś nie rozwiesił prania; koszty remontu wykraczają poza wcześniej planowane ramy; ktoś musi podjąć ważną i trudną decyzję zawodową, która być może zmieni życie obojga na pewien czas.
Normalne, zwykłe życie dwóch osób.
Fajnie by było, żeby świat też postrzegał nas w ten sposób.
Basia
Jestem w związku z Albańczykiem. Mój kochany wyglądem niczym nie różni się od polskich mężczyzn. Zawsze, gdy pokazuję nasze wspólne zdjęcia, za pierwszym razem pada stwierdzenie: „on wygląda normalnie!”. Bo człowiek z innym odcieniem skóry już byłby nienormalny? Do tej pory od każdej osoby, która dowiaduje się o naszym związku, w większości na dzień dobry otrzymuję litanię dobrych rad i przestróg, że będę 10 żoną i będę za nim targać gromadkę dzieci i zakupy. Na szczęście w tym wszystkim mam pod tym względem bardzo dobrą rodzinę i wszyscy go bardzo lubią i szanują i nigdy takich mądrości nie wysłuchiwałam. Co… Czytaj więcej »
przeciez Albania jest w Europie, ludzie rzucajacymi typi glupimi tekstami sa jacys uposledzeni
Absolutnym hitem był dialog, który musiałam przeprowadzić, gdy w Polsce znowu zrobiło się głośno o Afganistanie:
– Dzień dobry pani Karolino, a ten Pani narzeczony to bezpieczny?
– A czemu miałby nie być?
– No bo tam wojna w tym Afganistanie. – Ale on jest z Albanii, nie z Afganistanu.
– No, ale to tam gdzieś blisko, nie?
– No niekoniecznie.
Niestety wielu ludzi nie ma podstawowej wiedzy i nawet nie potrafią udawać, że jej nie mają.
Super wpis i serdecznie gratuluję znalezienia tak dobranej drugiej połówki!
Ja jestem jedną z tych kobiet, która określała się przez pryzmat męża, Egipcjanina akurat. Aż w listopadzie zeszłego roku od niego uciekłam. I teraz mam tysiące problemów z tego tytułu.
Ale gdy uciekłam mój były mąż zarzucił mi, że mój blog, wtedy jeszcze zona-egipcjanina.pl, należy do niego. Bo przecież to dzięki temu, że byliśmy razem powstał… O_O
Ciężko mówić o różnicach kulturowych przy pewnej akulturowości. Mój maż jest taki jak ja, ale podobnie jak u was jesteśmy trochę nietypowi czy mało tradycyjni, trochę tworzymy sobie własna bańkę. Jednak mam wrażenie, że to inaczej wyglada, jak ktoś wejdzie w zwiazek może bez ogarnięcia priorytetów czy siebie, zwłaszcza w zwiazek mieszany. Kiedyś czytałam wypowiedź dziewczyny, która wyszła za Szweda i mówiła, że oczywiście, znajdziesz w Polsce feministów, ale łatwiej o takiego partnera w Szwecji. Mimo wszystko na większość osób wpływa kultura miejsca, gdzie dorastaja. Nie piszę tego w obronie stereotypów, bo też jestem za traktowaniem ludzi indywidualnie, ale myślę,… Czytaj więcej »
Dziękuje Ci za ten artykuł bo opowiadasz o wspaniałym partnerstwie przez pryzmat normalności Waszego świata, tak się właśnie zastanowiłam nad tym czy kiedykolwiek w życiu patrząc na ‚mieszana pare ‚miałam jakieś przemyślenia. Chyba nie, dla mnie to zawsze po prostu normalni ludzie, życzę im szczęścia. Wszelkie komentarze, jak sama piszesz często wydumane scenariusze często pochodzą od osób, które chyba mało w życiu widziały, za bardzo koncentrują się na życiu innych a uciekają od swoich problemów. Fajnie się o Was czyta, mogłabym mieć takich sąsiadów jak Wy.
Pozdrawiam 😉
Mój przyszły mąż jest z Algierii. Też nasłuchałam się obelg pod jego i swoim adresem. Najczęściej padają przezwiska kozoje… Ca. Zastanawiam się skąd to się bierze takie określenia. Ja usłyszałam też że mój habibi utnie mi głowę a i że nie będę miała nic do powiedzenia muszę urodzić mu syna bo córka to źle i inne takie. Najlepsze w tym wszystkim jest to że polacy nie rozróżniają krajów. Egipt Algieria Turcja Tunezja Maroko Indie czy inne. Dla Polaków muzłumanin to ciapaty i terrorysta. A w Polsce się tyle zła dzieje że pijani polscy mężczyźni wygrali by z niejednym Arabem pod… Czytaj więcej »