Felietony


“Z Ameryki się nie wraca” – nie zliczę, ile razy słyszałam to zdanie lub wyczytywałam je z wymownych spojrzeń moich rozmówców. A jednak to zrobiłam – wróciłam z Nowego Jorku do Warszawy. I co teraz? 

Różnice między Polską a Zachodem coraz bardziej się zacierają. Wyjazd do USA nie stanowi już życiowej rewolucji, przynajmniej jeśli chodzi o standard życia czy dostępność produktów. Trzydzieści lat i więcej temu Atlantyk był jak przepaść. Za nim w oczach Polaków rozciągało się eldorado – kraina dżinsów, papierosów Marlboro i dolarów. Dziś kontrast nie jest tak uderzający, mimo to wciąż panuje przekonanie, że życie w Ameryce jest zbyt dobre i ekscytujące, by ktokolwiek przy zdrowych zmysłach chciał je porzucić. 

Jest też przeciwny obóz – Amerykano-sceptyków. Mieszkając w Stanach, spotkałam osoby, które odliczały dni do powrotu do Polski. W USA trzymały je kontrakty małżonków lub inne zobowiązania, natomiast nigdy nie czuły się tam dobrze. Ten kraj po prostu im nie odpowiadał, a życie tam przynosiło wiele mniejszych i większych irytacji.

A ja? Możliwość wyjazdu na kilka lat do Stanów przywitałam jak wygrany los na loterii. Kontrakt w Nowym Jorku wydawał się spełnieniem marzeń. Ale nigdy nie planowałam wyjeżdżać z Polski na stałe i choć pobyt w USA przerósł moje oczekiwania i wiele dzięki niemu zyskałam, to trzymałam się planu powrotu. Może właśnie dzięki temu, że moja amerykańska przygoda od początku miała ograniczony termin ważności, dołożyłam starań, by skorzystać z niej, jak tylko się dało. Chłonęłam wrażenia, niestrudzenie przemierzałam kraj, poznawałam ludzi, kupowałam irracjonalne pamiątki, a organizacyjne trudności i frustracje typowe dla obcokrajowców pomijałam machnięciem ręki. Zebrałam dobre wspomnienia i materiał na dwie książki: “Nowy Jork. Opowieści o mieście” i “Americana. To co najlepsze w USA”.

Wróciłam do Polski z poczuciem, że skorzystałam z ważnej szansy. Przed wyjazdem musiałam odpowiadać na pytania, czy wyjeżdżam na zawsze, po powrocie czekał na mnie inny zestaw. “Trudno jest wrócić do Warszawy?”, “Czego najbardziej Ci brakuje?”, “Czy Polska działa ci na nerwy?”, “Nie tęsknisz?”, “Nie chciałabyś wrócić”? Pozwólcie, że zbiorczo odpowiem na te pytania tutaj.

Czy trudno jest wrócić do Warszawy?

Nie, jeśli wcześniej miało się tu swoje życie. Mieszkanie, znajomych, ulubione miejsca, rodzinę w niewielkiej odległości. Poza tym trzymałam się własnego planu, więc powrót nie był lądowaniem awaryjnym, słabszą opcją. Mogę nawet powiedzieć, że Warszawa podoba mi się bardziej niż przed przeprowadzką. Nie pod względem wizualnym – nasza stolica zmienia się wprawdzie na plus, ale nadal razi architektonicznym misz-maszem. Być może chodzi o wewnętrzne poczucie, że nareszcie się w tej Warszawie urządziłam – mieszkaniowo, zawodowo, prywatnie. Przyjazd tutaj na studia z mniejszego miasta wiązał się dla mnie z presją. Była to dla mnie, dziewiętnastolatki, wyprawa w dorosłość. Czułam, że muszę udowodnić innym – i sobie – że potrafię zdobyć dyplom, pracę, mieszkanie, założyć rodzinę, nawiązać nowe przyjaźnie, spłacić kredyt. Misja spełniona. Presja zniknęła. Dziś Warszawa nie wydaje się już tak nieprzystępna.

Czego najbardziej ci brakuje?

Z Ameryki najmilej wspominam fajną codzienność w ładnych dekoracjach. Spacerowanie po Nowym Jorku sprawiało, że czułam się trochę jak na planie filmowym. Chodzenie do pracy z widokiem na Manhattan dodawało rutynie skrzydeł, tak jak weekendowe wycieczki nad Atlantyk i urlopy na Florydzie. Najlepsze było chyba jednak poczucie, że na kilka lat wypisałam się z tzw. zwykłego życia. Choć w Stanach, tak jak w Polsce, pracowałam, zajmowałam się dzieckiem i domem, to amerykańska rzeczywistość wydawała mi się lżejsza, bardziej beztroska. Może to przez pozostawienie wielu spraw i ludzi za oceanem. A może przez świadomość, że jestem tu tylko na parę lat, więc trzeba naprawdę cieszyć się tym czasem. Staram się teraz podchodzić tak do życia w ogóle – przecież na świecie też nie będziemy wiecznie.

Czy Polska działa ci na nerwy?

Nie przeżyłam (jeszcze?) szoku kulturowego. Lubię Polskę tak jak przed wyjazdem. To dobre miejsce do życia. Miejscami trochę rażą mnie chaszcze, nieskoszone trawniki i paskudne bloki, ale to detale. Trochę dłużej ponownie oswajam się z polskim podejściem do życia. Trudno nam żyć bez stałego napięcia i powodów do narzekania, które czasem trochę sami zapraszamy do naszego życia – w pracy, rodzinach, relacjach. Stale wyszukujemy to, co nie gra, badamy, czy inni wystarczająco dobrze nas traktują, sami siebie egzaminujemy na różnych polach. Męczymy tym siebie i innych. Zdążyłam się tego oduczyć.

Nie tęsknisz?

Tak, ale to dobra tęsknota. Tęsknię za Ameryką tak, jak zimą tęskni się za latem – wracam do dobrych wspomnień. Chciałbym ponownie odwiedzić ulubione miejsca – miasteczka, kawiarnie, sklepy. Niedługo to zrobię. Ale cieszę się, że jestem w Polsce i wszystkim, co z tego wynika. 

Nie chciałabyś wrócić?

Na dziś nie snuję wizji ponownej przeprowadzki. Z mieszkania w Ameryce skorzystałam najlepiej, jak umiałam, a teraz korzystam z tego, co wiąże się z mieszkaniem w Polsce. To czas, żeby moja córka wychowywała się otoczona rodziną i polskim językiem, żebym towarzyszyła dorastającym bratanicom i starzejącym się rodzicom. Moje miejsce jest teraz tutaj. A za 15, 20 lat? Zobaczymy. To piękna świadomość, że przyszłość może przynieść różne scenariusze. I miejsca.

Magdalena Żelazowska – pisarka, dziennikarka, podróżniczka. Entuzjastka świata i ludzi. Kolekcjonerka wspomnień,

ciekawych historii i drobnych życiowych przyjemności. Jej artykuły są publikowane w wielu

magazynach i portalach internetowych. Autorka książek, m.in. „Nowy Jork. Opowieści o

mieście” i „Americana. To co najlepsze w USA”. Prowadzi blog zelazowska.pl.

Instagram:@zelazowska.pl / FB:www.facebook.com/zelazowskapl

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze