Felietony

My, kobiety, mamy wiele twarzy.

I nie chodzi tutaj o zakładanie masek, ale o różnorodność ról, które spełniamy i o mnogość naszych emocji i nastrojów. Kobiety robiące karierę czy te zostające w domu, utożsamiamy się z rolami, które elastycznie się przeplatają, a czasem próbują się ze sobą ścierać i wykluczyć tę drugą stronę medalu. Bardzo łatwo jest się w wypełnianiu tych ról pogubić. Bo jak być super atrakcyjną, gdy chcemy skupić się głównie na swoim rozwoju zawodowym lub osobistym? Albo jak być fantastyczną panią domu, odnosząc sukcesy poza tym domem? I vice versa, jak niby pogodzić nieustanny rozwój i jednocześnie wykonywać milion czynności domowych w stopniu bliskim perfekcji?

Holandia uratowała mnie z tych zaciśniętych szponów wokół szyi.

Bo holenderska kobieta to także niczym Polka – kobieta ambitna, ale też zadowolona z siebie i ze swoich wyborów. A selekcji dokonywać trzeba. Pamiętam, jak podczas terapii moja psycholożka powtarzała jak mantrę, że muszę obniżyć poprzeczkę. Ja, ambitna Polka, zawsze pod presją, nawet nieuświadomioną, obruszałam się na to i myślałam: „Ale jak to? Obniżyć progi? Przecież sky is the limit!”. Z perspektywy czasu wiem, że terapeutka miała świętą rację i jestem jej wdzięczna za to, że cierpliwie mi o tym przypominała. Przecież do jasnej cholery nie można mieć wszystkiego! Nie da się być dobrym we wszystkim! Odpuszczenie na jednym polu nie oznacza słabości, a raczej umiejętność obrania priorytetów i dążenia do celów. To wcale nie czyni nas słabszymi.

Myślę, że w tym pościgu za doskonałością i nieumiejętnością dokonywania wyborów jest spora wina edukacji.

Tej szkolnej i tej domowej. Za moich czasów w Polsce nie uczono podejmowania decyzji ani stawiania sobie małych celów, które doprowadziłaby do realizacji tych większych wyzwań. Uczono nas posłuszeństwa i wypełniania odgórnie narzuconych zadań. Człowiek całe życie robił coś dla ocen, a zachowanie wzorowe miało się będąc grzecznym, a nie proaktywnym. Gdzie w tym wszystkim inicjatywa? Potem dorosłe dzieci bez wyraźnego sygnału, że wykonały coś dobrze, nie potrafią same tego docenić. Zwłaszcza dotyka to „dorosłe dziewczynki”, na które w szczególności kładzie się nacisk grzeczności i posłuszeństwa, a jednocześnie dzisiejsze czasy wymagają, aby być niezależną i przebojową. Od tych podwójnych standardów może czasem zakręcić się w głowie, a niemożność podjęcia decyzji, co jest dla nas (nie dla innych!) kluczowe, tylko potęguje poczucie zagubienia.    

Holenderska kobieta jest inna. Wychodzi sama z inicjatywą i umie sobie stawiać priorytety. Holenderska kobieta nie musi udowadniać na każdym kroku, że jest kobietą. Każda jej czynność to projekt, który realizuje i który jest dla niej powodem do dumy. Holenderska kobieta niekoniecznie potrafi dobrze gotować. Za to może poświęcić się czemuś, na czym jej najbardziej zależy. Holenderska kobieta czasami nie goli nóg i okolic bikini, bo jej się nie chce, a jej poczucie wartości nie jest budowane na opinii mężczyzn i kolorowych magazynów. Ona sama wie, co jest dla niej w danej chwili najważniejsze. Holenderska kobieta nie musi być matką, żeby być i czuć się pełnowartościową kobietą. Przynajmniej chcę wierzyć w to, że nie jest to jedynie iluzja w tym kraju wolności.  

Jak ma się do tego Polka, imigrantka?

Polska kobieta łapie się za głowę i nie może się nadziwić, jak męska jest Holenderka. Nie rozumie, jak każdą pierdołę można nazwać projektem i jak można być z siebie tak zadowoloną, wykonując nieskomplikowane czynności. Polska kobieta nie chce wyjść z nieogolonymi nogami, bo przecież to nieestetyczne i co sobie ludzie o niej pomyślą. Słyszy stąd i zowąd, że zegar biologiczny tyka i czas pomyśleć o dzidziusiu. Polska kobieta chce wyglądać atrakcyjnie i przeglądać się w oczach mężczyzn. Polska kobieta, która nie umie gotować to ofiara losu i wypadek przy pracy.

A gdyby tak… Wziąć wszystko, co najlepsze od obu tych kobiet? Bez presji, bez przymusu, bez sugerowania się opinią społeczeństwa? Przecież Polka może być Holenderką, a Holenderka może być po trosze Polką. Jeśli uszczęśliwia ją praca, może z czystym sumieniem odrzucić karierę pani domu, a jeśli jest na odwrót, to też nic nikomu do tego. Czy kobieta musi pełnić określone role, żeby móc nazwać się kobietą? Pozostawię to pytaniem retorycznym, bo ja już sobie na nie odpowiedziałam.

No właśnie. A ja?

Ja jestem Polką-Holenderką. Chcę być ładna i powabna, ale nie musieć zawsze prezentować się w swoim najlepszym wydaniu. Zależy mi na tym, żeby czasem upichcić coś wyjątkowego, ale nie chcę, żeby stało się to sensem mojego życia. Pragnę się realizować, ale nie chcę, żeby stres zabijał moją kreatywność. Jeśli zapragnę mieć dzieci, to chcę, żeby była to jedynie decyzja moja i mojego partnera. A projekty? Zwał, jak zwał! Najważniejsze, żebym nauczyła się je kończyć i nie szukać potwierdzenia z zewnątrz, a po prostu była z siebie zadowoloną. Że to zrobiłam, że chciało mi się, że coś osiągnęłam. Po czterech latach emigracji widzę w sobie znacznie więcej z holenderskiej kobiety, niż z tej dawnej polskiej.  Wiem też, że po prostu zmieniam się i uczę się patrzeć na siebie z innej perspektywy. I decyduję się brać z tych lekcji to, co uważam za najbardziej słuszne. Tak samo, jak każda kobieta w innym miejscu globu – Polka, Holenderka, a może Japonka czy Brazylijka. I to jest chyba najpiękniejsze.

Magda Kubiak

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Donna
Donna
6 lat temu

Jakie to prawdziwe i aktualne…zatem brytyjki sa jak holenderki…nie ma presji- robia na co maja ochote. Mozna wzajemnie sie uczyc 🙂 pozdrawiam

Ilona
Ilona
6 lat temu

Nasuwa mi sie taki apel,,Kobiety wszystkich krajów stańmy się Holenderkami,, a tak na poważnie nauczmy się być bardziej asertywne i żyć w zgodzie z sobą , a nie tym czego oczekują od nas inni. Abyśmy nigdy nie musiały wybierać pomiędzy ogoleniem sobie nóg,a przeczytaniem książki. Pozdrawiam i życzę sensownych wyborów…

Paula
Paula
6 lat temu

Magdo, wspaniały tekst. Ja czuję i myśle dokładnie tak samo. Tutaj we Francji kobiety są takie jak piszesz o Holenderkach. Z każdym dniem uczę się jak wyluzować, jak nabrać dystansu. Jak wytrzymać z włosami pod pachami do następnej wizyty u kosmetyczki. Jak pracować bez presji i jak pogodzić się z własną nieperfekcyjnością.

Awatar użytkownika
Magda Emigrantka
6 lat temu
Odpowiedz  Paula

Dziękuję Paula! Tak podejrzewałam, że jest nas więcej z podobnymi odczuciami. Ja wciąż się tego uczę, niemalże każdego dnia, ale jeszcze sporo pracy przede mną 🙂

Dorota
Dorota
6 lat temu

Wydaje mi się, że z polskimi kobietami nie jest już tak źle. Czasy się zmieniają, podejście do życia także – wśród moich rówieśniczek (30+) są takie, które nie potrafią gotować i podkreślają to z pewną butą (nie umiem i co mi zrobisz?…). Sa też takie, co gotują świetnie, ale robią to, bo lubią – a nie dlatego, że trzeba. Ciężar zadbania o rodzinę (czy to chodzi o dzieci, czy psa, czy po prostu sprzątanie domu) spada w równej mierze na nią, jak i na jej partnera. Wybór między karierą a domem często wymuszany jest przez sytuację ekonomiczną bardziej niż przez… Czytaj więcej »

Tina
Tina
6 lat temu

Ja mam podobne doświadczenia. W Niemczech większość kobiet ubiera się okropnie niechlujnie, nawet do pracy! Zakładają ubrania, w których ja nosze węgiel do piwnicy lub rąbię drewno :-)) Domy niemieckie wcale nie lśnią czystością…za to u moich polskich znajomych…hmm..można jeść z podłogi. Ale trudno jest się nauczyć sobie odpuszczać. Ja jeszcze nie umiem, ale pracuję nad tym!

trackback

[…] festiwalu Best Kept Secret, który odbywa się rokrocznie w Safaripark Beekse Bergen, na południu Niderlandów. Kilka lat temu szukając miejsca, gdzie obcowanie z muzyką wiązałoby się przede wszystkim z […]