Edukacja i językiWywiadyedukacja domowa

Rozmowa z Dorotą Chen-Wernik – sinolożką i nauczycielką trudniącą się edukacją domową. Swoje dzieci uczy w trzech językach. Pełni funkcję doradczyni i członkini komisji do spraw edukacji domowej w Biurze Edukacji Urzędu Miasta Taipei. Mieszka na Tajwanie, okresowo również w Japonii. Prowadzi bloga Babel School in Taiwan. 

Anna Maślanka: Przedstaw w skrócie swoją językową historię.

Dorota Chen-Wernik: Języki obce były obecne w moim życiu od zawsze. Gdy byłam małym brzdącem, prababcia i babcia mówiły do mnie po francusku. Później w wieku dziesięciu lat wyjechałam z rodzicami na kilka lat do USA i tam oczywiście chodziłam do amerykańskiej szkoły, a także kontynuowałam naukę francuskiego i zaczęłam się uczyć rosyjskiego. Po powrocie do Polski, jako nastolatka, dalej uczyłam się francuskiego, rosyjskiego i podtrzymywałam znajomość angielskiego. W liceum podjęłam decyzję o studiowaniu języka chińskiego. Bo czemu nie, prawda? Były to wczesne lata 90., więc chiński nie był “na topie”. Jednak mi podobały się znaki chińskie i koniecznie chciałam się nauczyć pisać i czytać po chińsku.

AM: Opowiedz, jakimi językami posługujecie się w domu i jak wielojęzyczność funkcjonuje w przypadku twoich dzieci.

DCW: Mamy trójkę dzieci – Zosię (23 lata), Jasia (18) i Anię (10). Cała trójka jest trójjęzyczna. Gdy dzieci były małe bardzo zwracałam uwagę, by stosować metodę OPOL (One Parent One Language) – ja mówiłam do nich po polsku, a mąż po chińsku-mandaryńsku. Byli również osłuchani z językiem angielskim, gdyż w tym języku rozmawiam z mężem. Teraz, gdy dzieci są starsze, nie trzymamy się aż tak mocno tej zasady, gdyż we wszystkich trzech językach porozumiewają się swobodnie i nie ma obawy, że któryś z nich odrzucą. Ciekawe jednak jest, że starsze dzieci między sobą rozmawiają po angielsku, a z młodszą siostrą po polsku. Należałoby również dodać, że poza wyżej wymienionymi językami Zosia i Jaś rozumieją i trochę mówią po tajwańsku i po japońsku. Z kolei Ania całkiem nieźle daje sobie radę z japońskim, gdyż spędziła kilka miesięcy w japońskiej szkole. 

AM: Opowiedz o trójjęzycznej edukacji domowej, jakie metody stosujesz? 

DCW: Żadne z trójki moich dzieci nie chodziło na Tajwanie do szkoły, gdyż to ja wraz z mężem jesteśmy ich głównymi nauczycielami. Dzieci są uczone w domu, w tak zwanej edukacji domowej. Dzięki temu mogą uczyć się wszystkich przedmiotów w trzech językach. Większość książek i podręczników, z których korzystamy jest w języku angielskim, jednak uzupełniamy je słownictwem w języku chińskim i polskim. Matematyki od najmłodszych lat uczę zarówno w języku polskim jak i angielskim oraz chińskim. Historię świata czytamy i omawiamy po angielsku, historię Polski po polsku, a historię Tajwanu po chińsku. Podobnie jest oczywiście z literaturą. Jednak słownictwo z zakresu biologii, geografii, fizyki i chemii dzieci poznają w trzech językach. Bardzo często dzieci robią projekty dwu- lub trójjęzyczne.

AM: Jak wygląda przykładowa wielojęzyczna lekcja?

DCW: Starając się zgłębić jakiś temat, czytamy o nim w różnych książkach i w różnych językach. Notatki są więc wielojęzyczne, a co za tym idzie projekt, który powstaje, jest również w dwóch lub trzech językach. Poza książkami w danym temacie dzieci posiłkują się Wikipedią, gdyż tam najłatwiej sprawdzić odpowiedniki danych zwrotów w różnych językach. Często robią też słowniczki tematyczne, np słowniczek pojęć matematycznych.

AM: Jakie metody nauki języków sprawdzają się najlepiej w twoim przypadku? Czy przeniosłaś je na nauczanie swoich dzieci?

DCW: Dzieci uczą się zupełnie inaczej niż dorośli. Ja zaczęłam uczyć się chińskiego jako studentka i na dodatek w Polsce, przy czym nauczycielami byli Polacy. Nie miałam więc idealnych warunków do nauki tego języka. Dzieci, mieszkając na Tajwanie, są osłuchane z językiem chińskim i bez problemu go przyswajają. Jednak w jednym nasza nauka jest podobna – by zapamiętać znaki chińskie, należy ćwiczyć ich pisanie. Nie ma innego sposobu niż po prostu wielokrotne przepisywanie znaków.
Środowisko obcojęzyczne bardzo pomaga w nauce języka obcego. Gdy miałam dziesięć lat, zostałam “wrzucona” do szkoły w USA. Nie rozumiałam ani słowa, a już po trzech miesiącach mogłam swobodnie dogadywać się z koleżankami i kolegami. Podobnie Ania, ona również została “rzucona” na głęboką wodę do japońskiej szkoły. I podobnie jak ja, po kilku miesiącach bez problemu zaczęła porozumiewać się z innymi dziećmi.

AM: Jakiego języka było ci się nauczyć najtrudniej i dlaczego?

DCW: Z języków, które już znam, to oczywiście chińskiego. Nie dość, że zaczęłam się go uczyć jako osoba dorosła, to jeszcze jest to naprawdę trudny język. Tonalność języka chińskiego (jeden znak – sylaba, wymówiona w różnych tonach oznacza zupełnie co innego) nie pomaga w jego nauce, a znaków chińskich można uczyć się całe życie.

AM: Co robisz, by utrzymać znajomość wielu języków na dobrym poziomie?

DCW: Niestety francuskiego i rosyjskiego nie udało mi się podtrzymać. Od wielu lat nie miałam z nimi styczności. Znam je jedynie biernie. Innych języków używam na co dzień. Chińskiego uczę się cały czas, czytając i tłumacząc poznaję nowe znaki i idiomy. Ta nauka nigdy się nie skończy.

AM: Czy masz językowe cele?

DCW: Od zeszłego roku, gdy z powodu pandemii utknęłam na pół roku w Japonii, chodzi mi po głowie nauka japońskiego. Niestety na lekcje nie mam czasu, więc pozostaje mi nauka z różnych apek. Mam nadzieję, że niedługo córka będzie mogła mnie uczyć.

AM: Czy znasz język tajwański? Jest podobny do chińskiego? 

DCW: Na Tajwanie językiem urzędowym jest chiński-mandaryński, jednak dodatkowo w użyciu są tajwański (nazywany również Minnan, Hokkien), Hakka i kilkanaście języków aborygeńskich. Rodzina mojego męża mówi w domu po tajwańsku, ja jednak nie znam tego języka. Tajwański wydaje mi się dużo trudniejszy, gdyż ma osiem tonów (chiński ma ich cztery). Tajwański jest głównie językiem mówionym, właściwie nie ma literatury pisanej w tym języku. Ciekawostką jest, że Biblia tłumaczona na tajwański jest zapisana nie znakami chińskimi, a alfabetem łacińskim. 

AM: Czy przypominasz sobie jakieś językowe faux pas?

DCW: Nie przypominam sobie jakiś wielkich faux pas. Jednak do tej pory, po 19 latach na Tajwanie nadal mam problemy z wychwyceniem różnicy pomiędzy 4 [sy4] i 10 [szy2]. Tajwańczycy “seplenią”, zamiast [sz] mówią [s]. Tak więc 4 i 10 wymawiają tak samo – [sy], ale w innym tonie. 14 i 40 też brzmi bardzo podobnie [sy sy]. Trzeba mieć dobre ucho, ucząc się chińskiego.

AM: Co doradziłabyś naszym uczącym się języków czytelnikom?

DCW: W nauce języków obcych bardzo ważne jest środowisko, często pomimo wielu lat nauki języka, gdy jedzie się do kraju, w którym mówi się w tym języku, nie jesteśmy w stanie prawie niczego zrozumieć. Musimy się najpierw osłuchać, przyzwyczaić do innego akcentu, innej intonacji. W osłuchaniu się z językiem pomaga na przykład oglądanie filmów w oryginale. 

5 5 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
trackback

[…] Cariuk: Wychowywałam się w domu dwujęzycznym (język białoruski i rosyjski), a właściwie dwuipółjęzycznym, gdyż z językiem polskim […]