Rozmowa z Danutą Łazarczyk, która od dwóch i pół roku mieszka w Berlinie, a wcześniej przez wiele lat pracowała i zdobywała międzynarodowe doświadczenie w Gruzji, Turcji i na Bałkanach. Prywatnie żona, miłośniczka kotów, historycznych pałaców oraz “Małego Księcia”.
Anna Maślanka: Przedstaw swoją językową historię.
Danuta Łazarczyk: Pierwszym językiem obcym, jakiego zaczęłam się uczyć, był rosyjski w czasach szkoły podstawowej. Później w liceum uczyłam się angielskiego i niemieckiego, a fascynacja tym drugim doprowadziła mnie do studiów w Niemczech. Tutaj zaczęło się robić zabawnie, bo po niemiecku uczyłam się łaciny, rosyjskiego i francuskiego. Później, kiedy zamieszkałam w Gruzji, rosyjski przydał mi się do nauki gruzińskiego, gdyż właśnie po rosyjsku zwracała się do mnie moja nauczycielka Lali. Następnie podczas rocznego pobytu w Turcji próbowałam jeszcze uczyć się tureckiego po angielsku, ale tutaj nie odniosłam zbyt wielkiego sukcesu. Obecnie pracuję w Niemczech i moim największym językowym wyzwaniem jest błyskawiczne przełączanie się w rozmowie z niemieckiego na rosyjski lub angielski i tłumaczenie między tymi językami, bo często wymaga tego ode mnie moja praca.
AM: Jak radziłaś sobie z używaniem trzech alfabetów na raz, czy ich opanowanie było trudne?
DŁ: Rosyjską cyrylicę miałam opanowaną już w szkole podstawowej, więc kiedy zamieszkałam w Gruzji, wystarczyło ją odświeżyć. Alfabet gruziński mcchedruli opanowałam sama na zasadzie cierpliwego rysowania litery po literze. Doprowadziło to zresztą do śmiesznej sytuacji, bo kiedy zdecydowałam się na naukę gruzińskiego z nauczycielką, okazało się, że wiele liter piszę w odwrotnej kolejności prowadzenia kreski niż robią to Gruzini i Lali pękała ze śmiechu.
AM: Czym charakteryzuje się język gruziński?
DŁ: Gruziński jest w wymowie językiem bardzo ciemnym, gardłowym, z małą ilością samogłosek. Gruzini są narodem bardzo ekspresyjnym, więc kiedy rozmawia kilka osób, ma się wrażenie charczącej kłótni. Za to alfabet jest piękny, litery wiją się jak gałązki winorośli i można je bardzo kreatywnie wykorzystać do celów dekoracyjnych. Aż szkoda, że korzysta się z niego tylko w Gruzji! Z innych ciekawostek – w wersji pisanej nie odróżnia się małych i wielkich liter, a litery w wyrazach nie są ze sobą połączone.
AM: Co robisz, by utrzymać znajomość wielu języków na dobrym poziomie?
DŁ: Staram się słuchać dużo piosenek w językach, którymi przynajmniej trochę władam i wyłapywać w nich znane mi słowa, a potem na podstawie tych słów uczyć się reszty tekstu. Dzięki temu mogę śpiewać w wielu językach, a to mi sprawia wielką frajdę – więc mamy tu klasyczne “przyjemne z pożytecznym”. Poza tym kiedy tylko mogę, wykorzystuję okazję do rozmawiania w językach obcych, nawet jeśli wiem, że moja znajomość, na przykład francuskiego, daleka jest od ideału. Ale z reguły i tak ja lepiej mówię w języku obcym niż obcokrajowiec po polsku, więc nie ma powodu do kompleksów.
AM: Jakie metody nauki języków sprawdzają się najlepiej w twoim przypadku?
DŁ: Jestem typowym słuchowcem, więc piosenki, rozmowy, oglądanie telewizji w obcym języku to podstawa. Nie cierpię uczyć się gramatyki i uważam ją za zło konieczne, ale staram się chłonąć jak najwięcej słówek, bo z tym zawsze sobie można jakoś poradzić. Moja mama, która jest germanistką, zawsze powtarza, że lepiej powiedzieć “ja jedzenie”, niż nie powiedzieć nic.
AM: Jakiego języka było ci się nauczyć najtrudniej i dlaczego?
DŁ: Wbrew pozorom wcale nie rosyjskiego czy gruzińskiego, a francuskiego. Spowodowane to było formami gramatycznymi, które w języku polskim nie występują. Nieszczęsny subjonctif, którego sens ciężko mi było poukładać sobie w głowie, zepsuł mi całą radość z nauki i na pewnym etapie po prostu poddałam się.
AM: Czy masz językowe marzenia?
DŁ: Oczywiście. Dla czystej przyjemności chciałabym nauczyć się języka hiszpańskiego lub włoskiego oraz solidnie odświeżyć gruziński, który sześć lat po wyjeździe z Gruzji mocno zardzewiał.
AM: Opowiedz proszę o swojej wielojęzycznej kolekcji “Małego Księcia”.
DŁ: Od ponad dziesięciu lat zbieram egzemplarze “Małego Księcia” z całego świata. Kolekcja zaczęła się niewinnie, gdy pracowałam w ośmiu krajach bałkańskich i z każdego z nich chciałam przywieźć coś niedużego, ale trwałego. Miałam już w domu książki po angielsku, niemiecku i francusku, więc pomyślałam, że fajnie będzie powiększyć ten zbiór. Dziś moja kolekcja to ponad trzysta egzemplarzy z całego świata, w różnych językach i dialektach. Związanych jest z nią wiele emocji i wspomnień, bo przyjęłam zasadę, że nie kupuję książek w internecie, tylko sama je nabywam podczas podróży albo proszę znajomych o przywiezienie/przesłanie co bardziej egzotycznych egzemplarzy.
AM: Co doradziłabyś naszym uczącym się języków czytelnikom?
DŁ: Wydaje mi się, że nauka języka obcego przychodzi najłatwiej, kiedy się go traktuje jak coś przydatnego i kiedy odnajduje się w nim takie same emocje jak w języku ojczystym. Warto się uczyć śmiesznych, dziwnych słówek zapadających w pamięć (czy wiecie, że “araba” po turecku to samochód? Albo że “mama” po gruzińsku to tata?), układać na próbę takie zdania, jakie faktycznie mogą się nam przydać i korzystać z każdej okazji do wypróbowania nabytych umiejętności.
Miejsca Danuty w sieci:
Blog Turcja okiem nieobiektywnym
Blog Gruzja okiem nieobiektywnym