Połowę naszego życia spędzamy w pracy! Sprawdźcie, jak wygląda droga do pracy Polek na Obczyźnie

Jak można usłyszeć w telewizji oraz przeczytać w licznych gazetach czy na blogach ekspertów biznesowych, przeciętny człowiek spędza połowę swojego codziennego czasu w pracy. Także my, Polki na Obczyźnie nie leniuchujemy! Nasza droga do pracy jest tak różnorodna jak my same. 

Niektóre z nas mogą sobie pozwolić na luksus codziennego kilkuminutowego spaceru poprzez idylliczny krajobraz, inne czeka długa i pełna przesiadek droga, jeszcze inne musiały nauczyć się samodyscypliny, aby móc efektywnie pracować z domu. Poczytajcie o drodze do pracy Polek z całego świata; jak wygląda ich codzienna trasa, o czym rozmyślają, czym się w tym czasie zajmują, jakie towarzyszą im emocje.

A jak wygląda Wasza droga do pracy? Dojeżdżacie zatłoczonym po brzegi pociągiem lub tramwajem czy przechodzicie na drugą stronę ulicy? Podzielcie się z nami waszymi historiami. 

Natalia. Biały Mały Tajfun

Kunming, Yunnan, Chiny,

Żeby dotrzeć do pracy na dziewiątą, muszę z domu wyruszyć trochę po siódmej. Idę z dzieckiem w chuście na plecach przez mroczny świat, który powoli zaczyna barwić świt. Większość mojej drogi to nudne metro, ale żeby dojść na najbliższy przystanek metra, muszę przejść przez piękny park, który jest jednocześnie ważnym miejscem historycznym, placem zabaw oraz… zoo.

mały bialy tajfun

Agata.  Agaty Tureckie Kazania

Çanakkale, Turcja

Jeśli tak wygląda zima, nie trzeba odliczać dni do wiosny (patrz fotografia). Niestety, spacer nadmorską promenadą do pracy trwa tylko kwadrans. Dobrze, że zostaje droga powrotna, przy odrobinie szczęścia – o zachodzie słońca. 

agaty tureckie kazania

Dominika Kierunek Kuba i reszta świata

Szkocja

Moja droga  z domu do pracy to piętnastominutowy leniwy spacer wzdłuż okolicznych pól. Staram się nie wychodzić z domu na ostatnią chwilę i mieć czas na  prawdziwe celebrowanie tego momentu dnia; nie spieszę się i nie układam w głowie grafiku na kolejnych osiem godzin. To mój czas, mój kwadrans na doładowanie akumulatorów. Mój niezbędnik na drogę to buty, którym nie straszne żadne błoto (o szpilkach trzeba zapomnieć), nieprzewiewna kurtka i przedmiot w Szkocji absolutnie niezbędny: parasolka. Bardzo często zabieram też ze sobą aparat fotograficzny, bo ścieżka, którą codziennie wędruję jest bardzo malownicza. Najpierw prowadzi obok lokalnego wiejskiego kościoła i szkoły, potem ciągnie się wzdłuż potężnego żywopłotu i pól. Niektórzy zapewne powiedzieliby, że taka droga tchnie nudą. Ale nie dla mnie! Pola zmieniają się z każdą porą roku i dnia, a na ścieżce spotkać można ciekawe towarzystwo: równie rozmarzonych co ja współpracowników, a czasami nawet zagubionego lisa lub bażanta! I tylko wtedy, gdy szkocka pogoda daje się wyjątkowo we znaki, wieje tak, że łamie najbardziej solidne parasolki i leje jak z cebra, to z ciężkim sercem wsiadam w samochód i w trzy minuty jestem na miejscu.

Kierunek Kuba

Karolina Francuskie życie

Bordeaux, Francja

Jestem studentką pracującą, żadnej pracy się nie boję! Dlatego od ponad dwóch lat dorabiam sobie, pracując w jednym ze sklepów całkiem sporej sieci. 

Moje weekendy zaczynają się budzikiem o 4:30, szybką kawą i kilkunastominutową podróżą tramwajem, który o tej porze jest cały mój! Lubię bardzo tę pustkę, nikt wtedy nie przeszkadza, nie przepycha się i panuje względna cisza. Idealnie, żeby nadrobić kilka filmików na YouTube, głównie dotyczących astronomii, ciekawostek biologicznych czy też sceptycyzmu. To też kilka chwil dla mnie, lubię wtedy przemyśleć sobie miniony tydzień i próbować zaplanować kolejny. Z moich ambitnych planów zazwyczaj nic nie wychodzi, ale dobrze jest tak porozmyślać. 

Mijam uniwersytet, który jest moim celem w pozostałe dni tygodnia, a po kilku chwilach docieram na swój przystanek. Wystarczy przejść przez ulicę. Neony świecą po oczach już z daleka. Jak to dobrze, że za sześć godzin wsiądę w tramwaj powrotny – szkoda tylko, że nie tak pusty jak ten poranny…

francuskie życie

Monika Prekorupe

Chorwacja

A co jeśli droga do pracy przebiega pomiędzy sypialnią a salonem? Z krótką przesiadką w kuchni?

Kiedy zaczynałam pracę z domu, tak modny dziś home office, widziałam tylko plusy tej sytuacji: oszczędność czasu, paliwa, mniejsze koszty prowadzenia biura. Praca w wybranych przeze mnie godzinach, no i żadnych spięć o strój służbowy. Rzeczywistość odrobinę skorygowała moje wyobrażenia. Oszczędności się sprawdziły, ale „praca w piżamie” już nie tak dobrze. To, co wydawało się wielkim plusem, okazało się pułapką na niezorganizowanych. Ale i lekcją, jak ogarnąć siebie i pracę, bez konieczności wpasowywania się w ośmiogodzinny system pracy. Wciąż zdarzają się dni, zwłaszcza w jesienną niepogodę, kiedy pracuję z przytulnej sypialni, jednak częściej wygrywa samodyscyplina. Czyli „wyjście do pracy w pełnym rynsztunku”.

Niektórzy pytają, czy nie brak mi kontaktu z ludźmi. Cóż, praca z domu z pewnością nie jest dla osób, które potrzebują codziennego kontaktu z żywym człowiekiem, a nie z głosem w telefonie. Bywają takie dni, tygodnie, kiedy jedynym sposobem na spotkanie człowieka, jest wyprawa do sklepu. Ale z drugiej strony, komu potrzebne biurowe pogaduchy, jeśli może pracować w takim biurze? (patrz zdjęcie) 

prekorupe

Justyna

Cottbus/Chóśebuz, Niemcy

Właśnie przeprowadziłam się z Hamburga do Cottbus/Chóśebuza. Codziennie dojeżdżam do pracy ponad 70 km w obie strony. Jeżdżę pociągiem lub autobusem. Po drodze mijam m.in. kopalnię węgla brunatnego CottbusNord oraz dymiące kominy elektrowni napędzanej tym surowcem w Jänschwalde (dolnołuż. Janšojce). Te widoki zmuszają mnie do refleksji, ponieważ aby wydobywać tutaj węgiel brunatny zniszczono ponad 130 łużyckich wiosek, co przyczyniło się do spadku tożsamości narodowej Serbołużyczan, zaniku ich kultury oraz języka. Niestety nawet w obecnych czasach, kiedy Niemcy, wydawałoby się, stawiają na ekologię i odnawialne źródła energii, kolejne łużyckie wioski są niszczone w imię…no właśnie, w imię czego? Najnowszy przykład to Mühlrose (górnołuż. Miłoraz) – kolejna wioska, którą już niedługo pochłonie węgiel brunatny. 

Sylwia @eduhibou

Kanada

Moja droga do pracy to wieczne „z górki i pod górkę”. Dosłownie i w przenośni. Gwarantuje to piękne widoki, jak ten ze zdjęcia. Widzimy urocze domki, a w oddali, częściowo zamarzniętą rzekę Św. Wawrzyńca. W takich okolicznościach trudno się skupiać tylko na znakach drogowych.

Zebrała: Justyna Michniuk

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Asia
Asia
3 lat temu

Jucha, a ja slychalam, ze Niemcy przechodza na odnawialne zrodla energii? Pozdrawiam Ą. 😉