Dzisiaj, w ten upalny teksański dzień, zjadłabym pierogi z jagodami.
Cienkie ciasto, kwaśno-słodkie nadzienie, zimna śmietana… To zdecydowanie smak, na który mam ochotę.
Zapewne, jeśli powiedziałabym teraz komuś z Polski „zjadłabym pierogi z jagodami”, to by mi trochę współczuł, „no niestety, zjesz, jak przyjedziesz”, albo „oh, ja jadłam wczoraj, były pyszne”. Kiedy jednak powiem to komuś, kto jak ja od dłuższego czasu mieszka za granicą, to oboje bez mrugnięcia okiem czy zadrżenia palca na klawiaturze, będziemy doskonale wiedzieć, o co chodzi. Nasze kubki smakowe zaczną pobudzać wyobraźnię, w naszych głowach pojawią się konkretne obrazy, wspomnienia, uczucia…
Może będzie to nasz dom, może jakieś miejsce z dzieciństwa, może mieszkanie babci…
Na stole talerz, na talerzu pierogi. Z jagodami. Myśli napędzają zmysły, a zmysły pobudzają myśli. Widzę ten krajobraz, ten pokój, to słońce, ten deszcz, ten wiatr i te skrzypiące okna. Czuję zapachy, słyszę liście, czuję ciepło, spokój, ciszę, radość, nic więcej nie trzeba. Jem pierogi z jagodami.
Pierogi z jagodami to moja platońska idea, sen, który nie może się ziścić. Budzę się pewnego dnia i najzwyczajniej w świecie mam ochotę zjeść pierogi z jagodami. Robi mi się smutno, bo zdaję sobie sprawę, że spośród tylu rzeczy, które mam, pierogi z jagodami są właśnie tym, czego mieć nie mogę. Smak pierogów z jagodami to bezpieczeństwo, to szczęście w jego najprostszej formie, to marzenie, które zawłada moimi emocjami, ciałem i duszą; to wspomnienie tego, czego już nie ma, a może i nigdy nie było…
Czemu akurat moje kubki smakowe wybrały pierogi z jagodami?
Czyżbym się nimi objadała w dzieciństwie? Czyżbym miała to jedno konkretne wspomnienie z nimi związane? Czy ja w ogóle aż tak lubię pierogi z jagodami?
Bynajmniej. Pierogi z jagodami to jeden z niewielu smaków, których nie jestem w stanie odtworzyć, będąc tu, gdzie jestem. Mając tyle, mogąc wszystko, przypominam sobie, że jakaś cząstka mnie zawsze będzie pusta, nie-do-załatania. Moja masochistyczna wyobraźnia wybrała mi pierogi z jagodami, żeby wbić dziś parę szpilek w moje kruche serce…
Właśnie dzisiaj, bez żadnego większego powodu, tak bardzo chciałabym zjeść pierogi z jagodami…
Jak doskonale wiem, o czym piszesz!!!! Za mną chodziła zupa ogórkowa, taka zwykła, lekko kwaśnawa, z ziemniaczkami i marchewką…. Z jakiegoś powodu za granicą urosła do symbolu tego, za czym tęsknię, a mieć nie mogę….
Tak <3 A gdzie mieszkasz? Gdy mieszkałam w Meksyku, to tych smaków było o wiele więcej. Teraz mieszkam w Chicago i mogę już dostać większość produktów, z czego się bardzo cieszę, ale mimo wszystko nic nigdy nie smakuje tak jak w Polsce <3
Och, właśnie sobie zdałam sprawę, że odkąd wróciłam do Polski rok temu, ani razu nie jadłam krówek! Nawet o nich nie myślałam, a przecież tak za nimi tęskniłam w Turcji.. Taaak, „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, wspominając klasyka…
haha, ja na przykład nigdy w życiu nie jadłam ptasiego mleczka, a jak wyjechałam do Meksyku to mogłabym jeść tylko ptasie mleczko i przywoziłam tony! Teraz w Stanach mogę kupić ptasie mleczko w sklepie na rogu i nigdy jeszcze nie kupiłam, zupełnie nie mam ochoty…tak to jest z tymi smakami…
Och jak sie pod tym moge podpisac obiema rekami… Pieknie ubrane w slowa moje wlasne tesknoty. Szczegolnie, ze ostatnio mama mi sie chwalila, ze sobie zrobila pierogi z jagodami… i nawet nic dla mnie nie zamrozila… a ja bede w Polsce juz po sezonie jagodowym…
Pozdrawiam z krainy, w ktorej jest wszystko oprocz prawdziwych lesnycgh jagod…
Mieszkam w Polsce, więc jagody mam w każdym sklepie i na ulicy. Zrobiłam raz pierogi, ale domownicy nie byli zachwyceni, więc więcej nie będę lepić.
Za mną „chodzi” langusta, kiedyś pewnie spróbuję, ale na razie zachwycam się jej smakiem, bo myślę, że jest niebiańsko dobra. I niech to niespełnienie trwa jak najdłużej, bo mam do czego tęsknić i o czym marzyć.
Zatem, niekoniecznie trzeba wyjeżdżać, aby marzyć o smakach.
Serdecznie pozdrawiam