Felietonysąsiadów

Za każdym razem, gdy ktoś mnie pytał, co najbardziej lubię w Maladze, odpowiadałam, że pogodę, niesamowite centrum z najpiękniejszą katedrą świata i dostęp do morza. W sierpniu poleciałam do Peru, gdzie spędziłam prawie dwa tygodnie, mieszkając w nowoczesnym bloku w Limie. Za każdym razem wchodząc do windy, mówiłam sąsiadom dzień dobry i jakie było moje zdziwienie, gdy nikt mi nie odpowiadał.

Myślałam, że to przeze mnie – że wiedzą, że jestem nowa i może boją się, że nie rozumiem hiszpańskiego. Później zauważyłam, że wszyscy lokatorzy traktują siebie nawzajem jak cienie. Zero wymiany zdań, zero uśmiechu, zero jakiejkolwiek reakcji. Po tygodniu mijania się z peruwiańskimi sąsiadami uświadomiłam sobie, że w Maladze najbardziej lubię właśnie moich sąsiadów. 

Zacznijmy od Franciski. Francisca ma ponad siedemdziesiąt lat, urodziła się i praktycznie całe życie spędziła w Andaluzji.

Już podczas naszego pierwszego spotkania przeprowadziła ze mną krótki wywiad, pytając, co ja tu robię, skąd jestem i dlaczego i na jak długo. Spodobał jej się fakt, że uwielbiam kulturę andaluzyjską. Od pięciu lat codziennie podczas spotkań na schodach opowiada mi jakąś historię związaną ze swoim życiem, w którą wplata jedno typowe dla dialektu andaluzyjskiego słówko i pyta mnie, czy kiedyś gdzieś to wyrażenie słyszałam. Gdy przyznaję, że nie, z dumą tłumaczy mi pochodzenie tego wyrażenia. Do dzisiaj myślę, że codziennie przed wyjściem z domu musi szukać w słowniku andaluzyjskim najdziwniejszego słówka i zaplanować wplecenie go do nowej historii

Za pierwszym razem, gdy mnie odwiedzili rodzice, zaczęli się żalić, że Francisca opowiada im w windzie niekończące się historie, a oni nie wiedzą, jak jej wytłumaczyć, że nie rozumieją, bo nie mówią po hiszpańsku. Ona zaś chyba sądzi, że znają ten język i denerwuje się, że jej nie odpowiadają. Zapukałam więc do drzwi Franciski, by jej powiedzieć, że mimo jak największych chęci moi rodzice nie mogą z nią porozmawiać. Francisca popatrzyła na mnie z uśmiechem i odpowiedziała: No wiem, dlatego właśnie ja ich w windzie uczę hiszpańskiego! Kurtyna. 

Nie mogę zapomnieć o sąsiadce Julii, która dwa razy dziennie zabiera swoje psy na długie spacery i wszystkim sąsiadom prawi komplementy, mówiąc, że przepięknie wyglądają.

Można naprawdę wyglądać jak chodzące nieszczęście, które nie przespało nawet nocy, a ona i tak znajdzie coś niesamowitego. Czy to oczy, które błyszczą przepięknie w tym świetle, czy zauważy, że spodnie idealnie pasują do swetra i że ona nigdy by na to połączenie nie wpadła. Raz mi powiedziała, że bardzo głośno słychać u niej w domu moją muzykę. Zaczęłam od razu przepraszać, tłumacząc, że pierwszy raz mieszkam w bloku i wciąż zapominam, że innych moja muzyka może denerwować. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i odpowiedziała: No co ty, ja sama nie umiem włączyć muzyki, więc bardzo się cieszę, że ty się tym zajmujesz! Od razu tak jakoś milej, jak leci coś przyjemnego! Myślałam, że żartuje, ale poważnie zapytała, co to za polska muzyka, bo jej się podoba. I bardzo możliwe, że stała się pierwszą malagijską fanką Lady Punk. 

Jest też sąsiad José, który jest na emeryturze i mówi, że teraz ma czas tylko dla siebie.

Najczęściej można go spotkać na spacerach w naszej dzielnicy. Widząc mnie, zawsze krzyczy: Sąsiadko miło Cię widzieć, ale nie mogę się zatrzymać, bo jak już się zatrzymam to koniec spaceru, miłego dnia! Pewnego dnia zobaczył, jak w supermarkecie kupuję już gotową tortillę de patatas. Zapytał, czy jej sama nie przyrządzam, a ja odpowiedziałam, że nie. Następnego dnia podrzucił mi do mieszkania własnoręcznie zrobioną tortillę de patatas

I jest jeszcze sąsiad, który pracuje jako strażak i zawsze zmęczony wraca do domu. Gdy mijaliśmy się w windzie, zawsze pytał, jak ten uniwersytet mi idzie, jak profesorowie się spisują, bo jak mam jakiś z nimi problem, to mam mu dać znać, a on się tym zajmie. Skończyłam studia w zeszłym roku. Gdy mu o tym powiedziałam, to aż podniósł swoją zmęczona głowę do góry i odpowiedział ze szczerym uśmiechem: Gratulacje, to przecież wielka sprawa. To chyba był dla mnie najpiękniejszy moment związany z końcem studiów. 

Nie wszyscy moi sąsiedzi to Hiszpanie. Obok mnie mieszka Brazylijka, Alicía.

Jesteśmy  prawie w tym samym wieku. I oprócz tego jesteśmy najmłodszymi lokatorkami całego bloku, więc to zazwyczaj nas określa się córka bądź wnuczka. Ali traktuję jak siostrę. I to, że mieszka obok mnie, jest najfajniejszą rzeczą pod słońcem. Jest na każdy mój telefon – i ja na jej! Ile razy siedziałyśmy o trzeciej w nocy i popijałyśmy melisę u mnie czy u niej w mieszkaniu, bo któraś z nas miała bardziej stresujący czas w życiu. Ja czasami się opiekuję jej kotami, ona moimi. I nawet nie wiecie, jak świetnie jest chodzić razem na imprezy, wiedząc, że później będziemy wracać tą samą drogą do domu. 

Gdy pojawił się covidowy lockdown i zakaz wychodzenia z domu, razem z Alicią wiedziałyśmy, że jako wnuczki bloku musimy coś zrobić.

W windzie wywiesiłyśmy plakat głoszący, że jeśli ktoś potrzebuje czegokolwiek (pójścia po zakupy, zostania z dzieckiem czy nawet porozmawiania), to może na nas liczyć. Podpisałyśmy się jako wnuczki, dałyśmy swoje numery telefonu. I sąsiedzi dzwonili. Głównie po to, by tylko pogadać. By zająć głowę czymś innym. Codziennie wymienialiśmy się z sąsiadami daniami. Oni próbowali polskiej kuchni, ja brazylijskiej i jeszcze bardziej zakochiwałam się w kuchni hiszpańskiej. Moi sąsiedzi prawie codziennie organizowali turnieje bingo. Siedzieli na tarasie i wykrzykiwali numery. Czasami też ktoś śpiewał flamenco. O 20 codziennie biliśmy brawo służbie zdrowia. Rozmawialiśmy. Piliśmy razem kawę i wino na dystans, każdy na swoim tarasie. 

Wiele prawdziwych wnucząt lub dzieci moich sąsiadów w pierwszy dzień po zakończeniu lockdownu przyjechało odwiedzić swoją rodzinę. Jakie było moje zdziwienie, gdy przychodzili do mnie i do Alicii z kwiatami, dziękując nam za okazaną pomoc. Ostatnio spotkałam sąsiada Josego przy skrzynce na listy. Popatrzył na mnie i powiedział: Smutne to czasy, same rachunki, już nikt nie pisze listów miłosnych. Chciałabym, żeby właśnie ten tekst był listem miłosnym do moich sąsiadów. Dziękuję kochani sąsiedzi, że rozumiecie, że jesteśmy w jednej drużynie.

Roxana Lewandowska

5 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze