Felietonypsychoterapia

Przyjaciół, którzy są ze mną na emigracji mogę policzyć na palcach u jednej ręki. Ich istnienie zaś zawsze uważałam za jeden ze swoich największych emigracyjnych sukcesów. Jednak wszystko przestało być takie jak dotychczas, kiedy tamtego wieczoru zobaczyłam w telefonie wiadomość od bliskiej mi osoby. To była Rafaela. Napisała, że są takie momenty w życiu, kiedy trzeba coś zmienić bądź odpuścić, że nie jest to dla niej łatwe, że taki moment właśnie nadszedł i że musimy się pożegnać.  

Wiadomość była zwięzła i bardzo ogólnikowa. Nie nawiązywała do żadnej z naszych poprzednich rozmów. Przeczytałam ją kilka razy, czując bijące serce. Nie miałam dobrego przeczucia. Z Rafaelą znałyśmy się od czterech lat. Była jedną z najbliższych mi tu osób. Mimo różnic językowych doskonale się rozumiałyśmy, wspierałyśmy się wzajemnie w trudnych chwilach, a w dobrych wariowałyśmy razem jak pokręcone nastolatki. Niedawno spędzałyśmy razem wakacje. 

Zszokowana próbowałam dowiedzieć się, co się stało. Na wiadomości na WhatsAppie, sms-y i próby dodzwonienia się nie było ze strony Rafeli żadnej reakcji. Czułam przerażenie i jednocześnie wściekłość. Co to, do cholery, za cyrk? Kto przy zdrowych zmysłach wysyła nagle enigmatyczną wiadomość, w której pisze, że musi się pożegnać, po czym naprawdę znika bez śladu. Nie mogłam się uspokoić. Serce nadal waliło mi jak oszalałe, dodatkowo miałam wrażenie, jakby jakaś niewidzialna ręka ściskała mi je z wielką siłą, skutecznie utrudniając oddychanie. Po kilkunastu minutach skontaktowała się ze mną Judith, nasza wspólna znajoma, z którą sporadycznie spotykałyśmy się we trójkę. Okazało się, że Rafaela wysłała do niej identyczną wiadomość. 

Po krótkiej wymianie zdań założyłyśmy z Judith najgorsze.

Przyszło mi na myśl, aby skontaktować się z ojcem Rafaeli. Nie wydawał się jednak jakoś specjalnie przejęty tym, co mu opowiedziałam, mówił, że kilka godzin wcześniej z nią rozmawiał. W głowie pojawiło mi się więc inne rozwiązanie. Byłam w tym czasie poza Szwajcarią, ale poprosiłam Judith, aby poszła do Rafaeli do domu i sprawdziła, czy nie dzieje się jej krzywda. Niestety, również ten pomysł nie wniósł nic konkretnego do całego zamieszania. Judith zastała ją wprawdzie w mieszkaniu, ale nawet nie została do niego wpuszczona.

Rafaela rozmawiała z nią z góry, wyglądając przez otwarte okno, kiedy ta cały czas stała na zewnątrz. Powiedziała tylko, że nic się jej nie dzieje, że bardzo nas lubi, ale że dzień wcześniej pojawił się w jej głowie przebłysk myśli, że powinnyśmy zerwać kontakt, bo stoimy sobie na drodze do rozwoju. Wracając, Judith otrzymała jeszcze od niej wiadomość na WhatsAppie. Rafaela przesłała jej odnośnik do przychodni ezoterycznej, w której między innymi praktykuje się numerologię. „Jeżeli nie wiesz, jak sobie poradzić z tą sytuacją, to może być to dla ciebie jedna z możliwości” – brzmiał jej komentarz do linka, który jednocześnie był ostatnią od niej wiadomością.

Rafaela od lat pasjonowała się numerologią, wierzyła też w horoskopy.

Ostatnio brała udział w kursach, w których zagłębiała tajniki liczb. Przygotowywała się nawet do związanych z tym egzaminów. Zawsze szanowałam jej pasję, bo odnosiłam wrażenie, że jej to pomaga. Nie raz nawet prosiłam, aby wyczytała mi coś z liczb, jednak nigdy nie traktowałam tego na poważnie w przeciwieństwie do niej. Ponieważ brakowało mi logicznych i faktycznych przyczyn jej kuriozalnego zachowania, wysnułam teorię: Rafaela musiała wyczytać w liczbach coś, co sprawiło, że zdecydowała się zniknąć z życia mojego i Judith. 

Od tego czasu minęło kilka tygodni. To nie dużo. Rana wciąż jest świeża. Może Rafaela jeszcze się odezwie, może się zreflektuje, a może nie. Uczucie porównywalne do bycia porzuconą przez wieloletniego partnera przez sms-a, które pojawiło się w tamtych dniach, przestało mi towarzyszyć. Niedowierzanie też powoli znika. Wściekłość i niepokój nie. Codziennie wertuję wspomnienia w głowie. Szukam nietypowych, alarmujących chwil z przeszłości, które mogłyby zapowiadać to zajście, ale ich nie znajduję. Co się zmieniło? Czego nie dostrzegałam przez te lata? Co skrywała przez cały czas naszej znajomości? 

Często wracam myślami do tamtego zajścia. Mój umysł dryfuje gdzieś na pograniczu tego, że każdy z nas ma prawo do decyzji, z których nie musimy się tłumaczyć i tego, że „tak się nie robi” i, że jest coś takiego, jak szacunek do drugiego człowieka. Nie mówiąc już o przyjaźni, o której chyba wiem już coraz mniej.

Imiona bohaterek tekstu zostały zmienione.

Karolina Duszka

4.7 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Jedno Oko na Maroko
2 lat temu

Rozpad przyjaźni może być tak samo ciężki (a może i jeszcze cięższy?) niż rozstanie z partnerem. Czasami myślę sobie, że tak samo jak w tym drugim przypadku, w przyjaźni też lepsze by było czyste cięcie niż powolna agonia relacji z epizodycznymi próbami reanimacji…

W przypadku Rafaeli jednak, chyba bym nie odpuściła, dla mnie to brzmi jak zachowanie ofiary potężnego prania mózgu a nawet sekty.

Kinga Eyst
2 lat temu

Czasem ludziom trzeba pozwolić odejść

Gosia
Gosia
2 lat temu

Czasami tak lepiej, nic na sile 🙂