FelietonyOgólnekultura wysokiego kontekstu

– Mieszkam w Turcji.

– Ale ci zazdroszczę! – słyszę w odpowiedzi, a mojemu rozmówcy przewijają się przed oczami obrazy palm, plaż, słońca i fajki wodnej.

Czy jest rzeczywiście czego?

Kiedy ktoś mnie pyta, gdzie dokładnie mieszkam, odpowiadam, że na południu Turcji. Wyrażenie “południowy wschód” byłoby mylące, bo to już bardziej egzotyczna dawna Mezopotamia. My jesteśmy na jej przedprożu, chociaż właściwie dopiero w połowie szerokości Turcji. Jest ona bowiem szersza, niż wielu sobie wyobraża, zachodni kraniec od wschodniego dzieli 1660 kilometrów.

Chcąc zaszokować rozmówcę, mówię, że mieszkam pod granicą z Syrią i wcale nie mijam się z prawdą.

Zaraz za wschodnim wyjazdem z naszego miasta pojawiają się drogowskazy na Aleppo. A kiedy nie chcę szokować, mówię, że mieszkam w tym samym regionie co Antalya i to też prawda, bo miasto nasze jest najdalej na wschód (i najdalej od morza) wysuniętą prowincją regionu Morza Śródziemnego.

Jak widać, i do morza, i do Orientu trochę nam brakuje. Trochę to nasze miasto nijakie, sami Turcy nabijają się z niego jak Polacy z Radomia. Uważane jest za bastion tradycjonalistów, zwolenników rządzącej, konserwatywnej partii. Sąsiednie miasta – Gaziantep, Adana, Mersin mają bogatą ofertę kulturalną, rozrywkową i nawet, uwaga, uwaga, lokale serwujące alkohol. U nas takie atrakcje dostępne są tylko w restauracji mieszczącej się w jedynym w mieście centrum handlowym (i w dwóch melinach, do których wstyd byłoby iść, a i tak pewnie by nie wpuścili). Większość mieszkańców jest zadowolona z obecnego stanu rzeczy. Kiedy tutejsza prywatna szkoła zorganizowała koncert młodziutkiej gwiazdy pop Aleyny Tilki, spotkał się on z bojkotem i koncert odwołano, by nie siać zgorszenia wśród młodzieży.

O jakim mieście piszę?

Właściwie nie ma to znaczenia, bo to miasto przestało istnieć. 6 lutego ubiegłego roku, o godzinie 4:17 w nocy ziemia pod miastem poruszyła się tak gwałtownie, że w kilka sekund padły całe pierzeje domów w centrum. Pod gruzami uwięzione zostały osoby wspierające partię rządzącą, dziewczynki słuchające wbrew rodzicom piosenek Aleyny i sąsiadki z Syrii, które kilka razy zwróciły mi uwagę, że nie powinnam chodzić w szortach. Zaskakujące tutaj opady śniegu i mróz uniemożliwiły ratunek, a także ewakuację i dostarczenie pomocy.

Tragedia dotknęła ponad 13 milionów mieszkańców regionu.

Wielu wyjechało i już nie wróciło; wstrząsy wtórne jeszcze nie ustały, choć minął już rok. Z 750 tysięcy ludzi mieszkających w centrum zostało 100 tysięcy. Ja z rodziną z różnych względów wróciłam jako jedna z pierwszych już dwa tygodnie po katastrofie, gdy tylko nasz dom został zatwierdzony przez specjalną komisję jako zdatny do zamieszkania.

Gdy przyjechaliśmy, miasto było wymarłe, wieczorami wszystkie okna ciemne, a sklepy nie prowadziły sprzedaży, bo nie było dla kogo. Policja patrolowała ulice, by zapobiec włamaniom do opuszczonych mieszkań. W maju zaczęli wreszcie wracać sąsiedzi i powoli zaczęły się remonty. Czy miasto odżyje? Myślę, że tak, znając turecką przedsiębiorczość i umiłowanie swojej małej ojczyzny. Na razie życie toczy się przede wszystkim w miasteczkach kontenerowych na obrzeżach miasta. Na zegarach ulicznych godzina zatrzymała się na 4:17 i nie sądzę, żeby te wskazówki prędko ruszyły, ale mam nadzieję, że kiedyś napiszę o mieście odbudowanym.

Gosia Battal

4.7 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
baixiaotai
8 miesięcy temu

Mowę mi odbiera ze strachu, że kiedyś jakiś kataklizm – naturalny, nienaturalny, co to w sumie za różnica? – odbierze mi moje miejsce na ziemi. Ściskam mocno.

Marian
Marian
8 miesięcy temu

Byłem w tym pięknym mieście, przeżyłem wraz z Najbliższymi piekło trzęsienia ziemi, tragedię ludzi, miasta… Pozostaje w pamięci godzina 4.17 i ten dzień…