Felietony

Mówi się, że babcia jest trochę rodzicem, trochę nauczycielem i trochę najlepszym przyjacielem. Dla wnuków stara się zawsze mieć czas, nakarmi, ukoi. Po prostu jest… Dzisiaj, w Dzień Babci przywołujemy nasze wspomnienia, by ocalić to, co najcenniejsze. Pamięć o nich.

Babcia Janka

Pada śnieg. Przyleciałam do Polski na chwilę, siedzę na siódmym piętrze i wspominam. Ten śnieg oglądany z wysokiego piętra kojarzy mi się z moją babcią. Babcią, która mnie wychowywała kilka lat, kiedy moi rodzice mieszkali za granicą – przywołuje swoje wspomnienia o babci Ewelina. Pamiętam, jak zafascynowana oglądałam miliony spadających płatków śniegu, takich podobnych, a jednak różnych. Z kuchni czuć było zapach ziemniaków, wykładanych na talerz za pomocą specjalnej łyżki formującej kulki. Do  tego gotowana marchewka, schabowy. 

Dziecięca beztroska, przebieranie w stare ciuchy babci i penetrowanie szafek w poszukiwaniu skarbów. Czego tam nie było! Książki po rosyjsku, złote kolczyki i bardzo stare kartki żywnościowe, szkolny zeszyt mojej mamy i pudełko na zdjęcia, robione podobno przez więźniów ze starych pocztówek zszytych razem. 

Babcia z dziadkiem wrócili na wieś po 30 latach. Pamiętam to siedzenie do późna w kuchni, przy palącym się piecu/kuchni. Zawsze gdy przyjeżdżaliśmy, była otwarta brama, a piec aż huczał od gorąca. To właśnie babcia zaszczepiła we mnie pasję do pisania i do poznawania ciekawostek z własnego otoczenia. Babcia namawiała mnie do pisania o Islandii, o ludności i otoczeniu. Nie trzeba jechać tysięcy kilometrów, by być odkrywcą i podróżnikiem. Babcia pokazała mi, jak wiele tajemnic skrywa jedna wieś, a nawet jedno jezioro, tak niepozorne. Pokazała mi, że czasem nie trzeba szukać daleko, by odkryć świat, a zanim zaczniemy podróżować coraz dalej i dalej, warto poznać własny ogródek. 

Tydzień temu jechałam pociągiem. Zobaczyłam jeden z wielu domów, leciał dym z komina. Z komina w domu babci już nie leci dym, a piec stoi zimny jak lód. Gwarną niegdyś kuchnię opiewa cisza. Gdy do Polski wróciła mama i potem, gdy ja ponownie wróciłam na Islandię, babcia powiedziała: ,,dzwoń zawsze, jak będzie ci źle”. Już nie zadzwonię. Czemu po jej odejściu tak ciężko, boleśnie wręcz, było usunąć jej numer? W mojej głowie słyszę tylko słowa z jednego z jej ostatnich listów: ,,To, jak myślisz o sobie, kieruje twoją przyszłość. Myśl dobrze, myśl ostrożnie”. Myślę o tych słowach, gdy widzę dym z komina, mirabelki, sosny, ziemniaki nakładane kulkami i z wolna padający śnieg. 

Babcia Lida

Na mojej półce honorowe miejsce zajmuje stary zegar, który bije co pół godziny. Właściwie nie bije już, zepsuł się, ale wciąż pamiętam ten dźwięk z dzieciństwa – wspomina Natalia. Jedne z najpiękniejszych dni przeżyłam u babci Lidy, w starym mieszkaniu w bytomskiej kamienicy, z tym zegarem właśnie. Przed wojną dziadkowie mieszkali na Wołyniu, w Równem. Dziadek musiał uciekać z Równego (obecnie Ukraina) już w 1942 roku, po wejściu Niemców, babcia została jeszcze ze swoją matką i nowo narodzoną córeczką do 1943, przeżyła rzeź wołyńską (nie raz nocowała w polu, ostrzeżona przez sąsiadów) i też udało jej się uciec. Druga córka, czyli moja mama, urodziła się jakoś „po drodze”.

Mama mojej babci była Niemką, a ojciec Rosjaninem. „Babciu, to jak ty możesz być Polką? A w domu w jakim języku rozmawialiście? Chodziłaś do cerkwi czy do kościoła?” Odpowiadała mi nieco żartobliwie: „Jestem Polką, bo tak wybraliśmy. Tatuś w domu nie pozwalał mówić po niemiecku. Rodzina chodziła do cerkwi, ale ja zaczęłam po kryjomu chodzić na procesje Bożego Ciała, bo podobało mi się sypanie płatków róż”. Babcia długo nie chciała mówić o swojej przeszłości ani o rosyjsko-niemieckim pochodzeniu (urodziła się w Rosji, w Kursku), ukrywała to. Do dziś żałuję, że nie udało mi się więcej od niej dowiedzieć.

Dziadek zmarł, kiedy miałam niecałe pięć lat, ale pamiętam, jak uczył mnie pisać – najlepiej zapamiętałam literę h, którą pieczołowicie skrobałam pomarańczowym ołówkiem. Babcia żyła 93 lata, doczekała się prawnuków, mimo ciężkich przeżyć, do końca pozostała pogodna i wesoła; swoim optymizmem zarażała całą rodzinę. Całe życie gospodyni domowa, prowadziła dom otwarty i nieustannie coś pysznego gotowała, głównie kuchnię wschodnią.

Na święta cała rodzina zjeżdżała do babci Lidy, żeby posmakować pysznych pierogów czy barszczu, wspólnie pośpiewać i pobiesiadować. Babcia była ogromnie tolerancyjna i otwarta na świat, chociaż przecież siedziała w domu i nie podróżowała, chroniąc powojenną małą stabilizację. Zaszczepiła we mnie miłość do wschodu, do Rosji, Ukrainy, które jawiły mi się zawsze jako nieco dzikie, ale wspaniałe kraje, pełne gościnnych i szczerych ludzi. Później, kiedy mieszkałam w Mołdawii i w Rosji, kiedy podróżowałam po Ukrainie i Białorusi, przekonałam się, że babcia miała rację.

Babcia Awa

Rok 2020 odchodząc i robiąc miejsce na nowe – zabrał ze sobą moją babcię. Zabrał ją brutalnie, niespodziewanie, pozostawiając ranę w sercu i rozbijając resztę rodziny na milion kawałków – opowiada Diav. „Co mogę dla ciebie zrobić babciu?” – pytałam podczas ostatniej rozmowy telefonicznej. „Nic, kochanie, chciałabym cię tylko zobaczyć, przytulić, ucałować.” Nie udało się.

Moja Babcia kochała przyrodę, jak tylko przeszła na emeryturę, rozwinęła skrzydła niczym motyl i wyfrunęła ze stolicy, by zamieszkać w małym domku pod lasem. Praktycznie z niczego wyczarowała piękny ogród pełen kwiatów i pyszności, które potem przerabiała na wałówkę dla nas wszystkich. Zbierała pyłek sosnowy i maleńkie szyszeczki, z których powstawał dla nas syrop na kaszel. Robiła syrop z malin i konfiturę z pigwy. Każda wizyta u niej kończyła się wspólnym pójściem do piwniczki, w której pakowała dla każdego z nas ulubione smakołyki – sok z pomidorów, ogórki na zupę, dżemy, warzywa w różnej formie… 

Patrzę na słoik pomidorów, który wciąż stoi w mojej lodówce i nie potrafię zaakceptować, że to już ostatni, że nigdy więcej ich nie będzie. Że nigdy więcej nie zjem jej placków z cukinii czy krokietów z pieczarkami. 

Była taka wszechstronna! Kochała matematykę, jej logiczność i spójność, a jednocześnie robiła obrazy z liści jesiennych i szyła sukienki dla całej naszej gromadki. Zawsze miałam wrażenie, że jest czarodziejką, bo potrafiła wszystko, bo czegokolwiek nie dotknęła, zawsze jej wychodziło, dokładnie tak jak zaplanowała. 

Kiedy byłam dzieckiem, spędzałyśmy razem każde wakacje. Jeździłyśmy do jej siostry, która znacznie wcześniej niż moja babcia wybrała życie na wsi. Te wspomnienia wciąż są takie żywe, pachnące rozgrzanym sianem, świeżym ciastem drożdżowym i domową śmietaną… Rozedrgane świerszczami o zmierzchu. Leniwe. Czytałyśmy razem książki, leżąc na trawie, obserwowałyśmy pracujące w upale pszczoły, zajadałyśmy się ogórkami i pomidorami prosto z krzaczków, huśtałyśmy się razem na przeogromnej huśtawce, śmiejąc się, że sięga aż do nieba – i rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy… o absolutnie wszystkim.

Aż do (niespodziewanego) końca rozmawiałyśmy tak jak przez całe życie wcześniej, jak nigdy z nikim innym; łączyła nas szczególna nić porozumienia. 

Nie byłam na pogrzebie. W tych pandemicznych czasach mogłam jedynie obejrzeć transmisję w Internecie. Tęsknię, tak bardzo, bardzo, bardzo.    

Babcia Marta i dziadek Stefan

Z dziadkami ze strony mamy łączyła mnie więź specjalna – dzieli się swoimi wspomnieniami Ewa. Babcia Marta i dziadek Stefan byli bardzo pogodnymi, uczynnymi i skromnymi ludźmi, którzy dla swoich wnuków zrobiliby wszystko. Mimo zmęczenia nigdy nie odmawiali nam partyjki w karty, warcaby czy bierki. Z babcią można było upiec ciasto, szyć na maszynie i pracować w ogórku. Z dziadkiem można było konie kraść, chętnie jeździł z nami na rowerze i od czasu do czasu zabierał nas na grzyby. Jego nagła śmierć, kilka miesięcy po mojej maturze, była dla mnie ogromnym wstrząsem i długo nie mogłam się z nią pogodzić.

Jakkolwiek by to nie brzmiało, z dziadkiem ostatni raz widziałam się w maju 2012 roku – dziesięć lat po jego śmierci. Byłam wtedy w kompletnej rozsypce, gdyż kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że Stefano, mój pierworodny syn, spieszy się na ten świat i najprawdopodobniej do końca ciąży, czyli przez najbliższe trzy miesiące, będę skazana na szpitalne łóżko. Starałam się być dzielna, ale po głowie krążyło wiele nieogarniętych myśli, paraliżował mnie strach, a oczy często zachodziły łzami. I wtedy, którejś nocy przyszedł On, tak po prostu zadzwonił dzwonkiem do drzwi, a gdy je otworzyłam, szeroko się uśmiechnął, jakby chciał powiedzieć – nie martw się, bądź spokojna, wszystko będzie dobrze. Obudziłam się dziwnie spokojna, z głębokim przekonaniem, że jeszcze tego samego dnia powitamy syna na świecie. Nie pomyliłam się, o 20:00 przyszło na świat nasze kilogramowe maleństwo, które niedługo skończy dziewięć lat. 

Babcia dożyła dostojnych dziewięćdziesięciu lat i mimo iż ostatnie lata jej życia były bardzo ciężkie i przepełnione bólem, to nigdy się nie skarżyła. Bardzo cierpiała, a mi, na obczyźnie, było naprawdę ciężko pogodzić się z faktem, że nie mogę być przy niej. Modliłam się, by móc, choć ostatni raz się z nią zobaczyć i uścisnąć jej dłoń. Moje prośby zostały wysłuchane, babcia odeszła dobę po naszym ostatnim spotkaniu.

Jestem wdzięczna losowi, że miałam tak cudownych dziadków, których cały czas noszę w sercu i myślach.

Opowiedziały:

Ewelina Gąciarska,

Natalia Wojas,

Diav Draconia,

Ewa Ostrowska

Nasze wspomnienia z zeszłego roku możecie znaleźć tu

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
jolasolotrips
3 lat temu

Również dołączam się do życzeń dla wszystkich ukochanych babć i dziadków!!!! Wspomnienia z dziadkami są zupełnie inne niż z rodzicami, dla mnie to jest zupełnie inna relacja niż z rodzicami. Miałam to szczęście, że miałam młodych dziadków, którzy mieli siłę na zajmowanie się wnukami i zabierali mnie często do siebie na wakacje lub wyjazdy do Gołunia. Pomogli mi w życiu bardzo, mieszkałam u dziadków przez dziesięć lat przed wyjazdem za granicę, popchnęli mnie z nauką aż na studia. Penie gdyby nie oni moje życie wyglądało by zupełnie inaczej.  Niestety już ich nie ma między nami. Mam natomiast mnóstwo wspomnień i… Czytaj więcej »

trackback

[…] wrażenie, że o nikim nie napisałam już tyle tekstów jak właśnie o mojej babci  – śmieje się Roksana Lewandowska z Hiszpanii. I nie ma co się dziwić! Moja babcia była […]

trackback

[…] wrażenie, że o nikim nie napisałam już tyle tekstów jak właśnie o mojej babci  – śmieje się Roksana Lewandowska z Hiszpanii. I nie ma co się dziwić! Moja babcia była […]