Felietonynowa ty

“Nic się nie zmieniłaś, taką cię pamiętam, w szarej bluzie i sportowych butach” – stwierdziła znajoma, kiedy odwiedziłam po raz pierwszy od wyjazdu Polskę. 

Nic nie odpowiedziałam.

Może wizualnie faktycznie jeszcze nie było widać żadnych zmian, ale wewnątrz wszystko było inne. Zmieniał się mój światopogląd, w ekspresowym tempie dorosłam (wyjechałam zaraz po osiemnastce), stałam się bardziej odpowiedzialna, niezależna. Moi znajomi mieszkali z rodzicami, studiowali. Ja zasuwałam po dwanaście godzin sześć dni w tygodniu i w momencie tych odwiedzin dopiero od niedawna zwalniałam tempa. 

Tak naprawdę zatkało mnie i nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Wyraziła swoje spostrzeżenie z ogromną ulgą, jak gdyby jakakolwiek zmiana była czymś złym, co najmniej zdradą narodu polskiego. Tak, nadal byłam tą samą osobą. Mój charakter aż tak się nie zmienił, może poza większą pewnością siebie. W końcu na obczyźnie nieustannie musiałam wychodzić poza swoją strefę komfortu.

A jednak ze względu na doświadczenia, które spotkały mnie właśnie poza granicami Polski, wiele się nauczyłam. Oswoiłam dużo “obcego” i moje życie wyglądało zupełnie inaczej, niż gdybym pozostała w kraju. To musi mieć wpływ na to, kim się stajemy. Nie oznacza to jednak, że w tym procesie tracimy siebie albo swoją polskość.

Są kraje, w których czujemy się dobrze, i takie, które są dla nas chwilowym przystankiem w drodze do kolejnych części świata. Nawet jeśli nie kochamy na zabój miejsca swojego pobytu, jego kultury a nawet i mieszkańców, wszystko to czegoś nas uczy, zdobywamy cenne lekcje, wyrabiamy pewne cechy. Emigracja jest szkołą życia. Trzeba się na niej uczyć siebie od nowa ze względu na ogrom wyzwań, jakie zrozumie jedynie ktoś, kto opuścił swój dom, bliskich i wszystko, co dobrze znał. 

Uważam, że ludzie którzy nie idą naprzód, nie uczą się życia i świata, a co za tym idzie, dużo tracą.

Dlatego nie potrafię zrozumieć ulgi, że ktoś się – pozornie zresztą – nie zmienił. Oznacza to przecież, że przez wiele lat tkwi w tym samym miejscu, niczego w życiu nie zrozumiał ani nie przemyślał. Czy zmiana jest zatem zła?

Oczywiście, że nie chcemy, by ludzie, których kochamy, stawali się kimś zupełnie innym. To zrozumiała obawa, boimy się, że to ich nowe “ja” będzie już obce. Jednakże, jeśli naprawdę kochamy, dostrzeżemy rozwój danej osoby i zaakceptujemy ją taką, jaką się stała – już trochę bardziej świadomie niż za młodu, a także ze względu na to, jaką uczyniło ją życie. Pod warunkiem rzecz jasna, że nie są to zmiany oparte jedynie na egoizmie i negatywnych nawykach, bo zapewne i tak się niestety zdarza. 

Co do samej emigracji, jest ona sporą podróżą życiową.

Podróże zaś, jak pisałam o nich w swojej powieści “Miasta mają dusze”: kształcą, poszerzają horyzonty. Otwierają źrenice. Wdzierają się w serce i kradną. Nic nie może być jak dawniej, skoro wracasz do domu z sercem o innym kształcie. Zmieniasz się ty, twój świat, kierunek twoich myśli. Doświadczenia odbijają piętno wystarczająco głęboko, by nie dać o sobie zapomnieć. 

Taka jest właśnie emigracja, jest podróżą, lekcją życia zupełnie od nowa, często jazdą bez trzymanki. Gdybyśmy po przeżyciu tego wszystkiego były nadal takie same, jak w dniu, w którym wyjechałyśmy po raz pierwszy, oznaczałoby to tylko marnowanie własnego potencjału do nauki i naturalnej człowiekowi zdolności adaptacji. Dziś mówię zatem z dumą: tak, emigracja mnie zmieniła. Przeżyłam na niej więcej, niż byłabym w stanie opowiedzieć… Mam nadzieję, że i ty doceniasz tę nową, emigracyjną siebie. 

Ajsza 

5 5 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
baixiaotai
11 dni temu

Tak.