Wsiadam do samolotu i czuję, że razem ze mną wsiada ktoś jeszcze, na moich barkach lokuje się nieproszony strach, dłońmi obejmuje gardło… zaczynam mieć problemy z przełykaniem, oddech jest powolny i bardzo świadomy. Boję się latania, ale nie aż tak bardzo, zracjonalizowałam ten strach już dawno, inaczej nie mogłabym żyć na drugim końcu świata. To nie strach przed lataniem jest tu dzisiaj ze mną, to strach przed powrotem do miejsca, gdzie nie chcę być. Moje ciało buntuje się krótko po przylocie, mam zaburzenia wzroku, wieczne problemy ze skórą, mogłabym ciągle spać.
Jestem emigrantką od ponad dziesięciu lat, to nie moja pierwsza destynacja, ale pierwsza, która mnie odrzuca. W Norwegii też było na początku trudno, ale z perspektywy afrykańskiej nie mogę sobie przypomnieć dlaczego…
Kiedy leciałam w przeciwną stronę, z Kenii do Polski, już podczas przesiadki we Frankfurcie poczułam tę lekkość bytu. Wszystko mi mówiło, że jestem blisko. Świat, nawet ten wewnątrz lotniska, był przyjazny i uporządkowany, tak jak lubię. Polska, tym razem po roku nieobecności, wzruszyła mnie do łez. Jestem w pełni świadoma problemów naszego kraju, angażuję się w nie, ale kiedy idę rano pobiegać jest cicho, czysto i ziemia pachnie tak znajomo, przepełniają mnie wtedy radość i spokój, a właściwie nie, takie wzruszenie, że nieświadomie przyspieszam tempo. A potem idziemy oglądać uliczne przedstawienia, posiedzieć przy fontannie, napić się kawy w knajpce na rynku… I to wszystko wydaje się takie normalne, jakie nigdy nie jest tam, gdzie mieszkam.
W Polsce telefon nie dzwoni zbyt często, ale dwa miesiące nie starczają, żeby spotkać się ze wszystkimi, na których mi zależy. Otulam się przyjaźnią jak miękkim kocem i jest tak dobrze! Tam dokąd wracam lub skąd przyjeżdżam, telefon nie dzwoni nigdy. Nikt nie ma nic do powiedzenia. Nikt nie rozumie, co ja mówię. Jestem jak egzotyczny ptak w kurniku albo kura wśród papug. A świat dookoła tonie w śmieciach przy wtórze modlitw, wrzasków egzorcystów i nawoływaniu muezina.
Dzisiaj jeszcze tu jestem, ale bilet powrotny czeka w szufladzie. Po raz kolejny zacznę życie od nowa… ile jeszcze razy? Czy jestem gotowa wrócić na stałe? Czy znowu poczuję pustkę i usłyszę wzywający mnie głos oceanu? Nie wiem, dzisiaj wiem tylko, że jestem w niewłaściwym miejscu i tęsknię za Polską jak nigdy dotąd.
bardzo mi przykro. Przytulam mocno. No i – życzę, żeby następne miejsce okazało się życzliwsze.
Tak samo … ale dzieki temu cudownie jest wracac do Polski ^^ ^^