Zatłoczone metro paryskie. Ja z wielkim ciążowym brzuchem ledwo mieszczę się w pozostałym w wagonie miejscu, o siedzeniu nawet nie marzę. Nie muszę o nie prosić, ktoś wstaje i uśmiechając się, wskazuje na swój fotel. Ludzka fala otwiera się przede mną jak Morze Czerwone przed Mojżeszem . Toruje mi drogę, bym mogła się doczłapać do zwolnionego miejsca.
Wchodzimy do piekarni, w której mamy odebrać paczkę pieczywa nie pierwszej świeżości, żeby uratować je przed zmarnowaniem.
Podczas gdy mąż szuka kodu odbioru w aplikacji, pani za kasą uśmiecha się. Spoglądając na mój brzuch, pyta o moje samopoczucie i czy nie męczą mnie mdłości. Prowadzimy krótką rozmowę, którą kończymy, odbierając większą niż zwykle torbę pieczywa ze świeżutką tarteletką na wierzchu: „żeby bobas zdrowo rósł”. Od tej pory do końca ciąży, nawet gdy w piekarni pojawia się sam mąż, zakupy zawsze będą zawierać niespodziankę. Bo „ciąża nie jest łatwym czasem”.
Człapię ulicą, uczepiona ramienia męża, nie oddycham, a dyszę i zatrzymuję się co kilkadziesiąt metrów na odpoczynek.
Wiem, że muszę i chcę jak najwięcej ruszać się do samego porodu. Ale na końcówce ciąży kilkunastominutowy spacer staje się wysiłkiem równym kilkugodzinnej wspinaczce górskiej sprzed ciąży. Chce mi się płakać. Wtedy z naprzeciwka słyszę: „będzie dobrze, już bliżej do końca niż dalej”, rzucane w przelocie przez starszą panią z jednym z najbardziej krzepiących uśmiechów, jakich dane mi było doświadczyć. Łza spływa mi po policzku, ale nie ta rozgoryczenia, która zbierała się pod powiekami, a wzruszenia.
Znów paryskie metro, które schodami stoi.
Już z bobasem w wózku staję przed schodami, żeby poprawić torbę na ramieniu, aby nie zsunęła mi się podczas znoszenia wózka. W ciągu tych kilku sekund pojawia się ktoś, kto z uśmiechem na ustach proponuje pomoc. Trudno mi odmówić, nawet gdy wózek z dzieckiem waży mniej niż umieszczona już w odpowiedniej pozycji torba. Przejście przez bramki, kolejne schody, kolejna pomoc i kolejny uśmiech.
Paryżanie są podobno nieuprzejmi, nieprzyjemni i nigdy się nie uśmiechają.
Sama miałam podobne doświadczenia, kiedy odwiedzałam Paryż turystycznie. Nie wiem, czy ten obraz zmienił się w chwili, gdy zostałam mamą, czy gdy jeszcze nosiłam dziecko w brzuchu, czy w momencie zamieszkania w Paryżu. Te wydarzenia są niemal równoczesne, bo w ciążę zaszłam kilka tygodni po przeprowadzce. Jedno jest pewne – te liczne sytuacje na paryskich ulicach, w których spotkałam się z uśmiechem, pomocną dłonią czy miłym słowem od zupełnie obcych mi osób, całkowicie przekreśliły obraz aroganckiego paryżanina.
co zyskasz każdego dnia roku dzięki
Kalendarzowi Polki
czas
różnego rodzaju planery i matryca priorytetów pozwolą Ci się lepiej zorganizować i zaplanować zadania
codzienne podróże
zdjęcia i ciekawostki pozwolą Ci się przenieść w najdalsze zakątki świata każdego dnia
nowe smaki
mnóstwo lokalnych, ale łatwych w przygotowaniu przepisów poszerzy Twoje kulinarne horyzonty
lepszy humor
absurdy prawne Cię rozśmieszą, a refleksje i wspomnienia Polek na Obczyźnie wywołają uśmiech na twarzy i prześlą dobrą energię
wiedzę o świecie
niebanalne ciekawostki, niesamowite miejsca oraz kalendarium pełne świąt i tradycji poszerzy Twoją wiedzę o świecie
pomysł na prezent
Kalendarz Polki jest jedynym w swoim rodzaju książkoplanerem, dlatego może być idealnym prezentem dla bliskiej osoby
inspirację
dziesiątki stron zdjęć i tekstów pozwolą Ci zaplanować wspaniałe podróże
wciągające książki
dzięki naszym polecajkom książkowym poznasz lokalne kultury i najdalsze zakątki świata od kuchni
samoświadomość
60 pytań wzmacniających samoświadomość oraz podsumoniki miesiąca pozwolą Ci zatrzymać się na chwilę w biegu i zastanowić nad tym, co w życiu ważne
Zgadzam się! Mamy z brzuchami i z dziećmi są dobrze traktowane w Paryżu ❤️