CiekawostkiEmigracjaPolka tu mieszka

Przywitanie to w Polsce dość błaha czynność, krótkie „cześć”, „dzień dobry” i/lub podanie sobie ręki wystarcza.

W Belgii dla niektórych obcokrajowców, a z pewnością dla zagubionej Polki, jaką byłam dwadzieścia lat temu, ten gest urósł do rangi dylematu. Belgia jest małym krajem, ale na tej małej powierzchni mieści się cała gama różnic kulturowych, nawet wśród rodowitych Belgów. Największe różnice są pomiędzy północą a południem, a dokładniej między Flandrią a Walonią, gdzie mówi się w zupełnie innych językach (Flandria – niderlandzki, Walonia – francuski). W związku z tym w każdej z tych części naleciałości kulturowe pochodzą bardziej z Francji lub z Holandii. Do tego dochodzi Bruksela, która oficjalnie jest dwujęzyczna, w praktyce jest jednak bardziej francuskojęzyczna, jest też największą w tym kraju mieszanką nie tylko Belgów, ale i emigrantów od paru pokoleń, tych dopiero przybyłych oraz tych będących tu przejściowo z powodu pracy w instytucjach europejskich, w NATO lub w międzynarodowych firmach. 

Przykładem na wielokulturowość Belgii jest właśnie sposób witania się.

W części francuskojęzycznej oraz wśród frankofonów w Brukseli całowanie się, tzn. jeden buziak w policzek jest na porządku dziennym, żeby się przywitać, pożegnać, nawet jeśli widujemy się codziennie. Pomiędzy dobrymi znajomymi, rodziną i w niektórych miejscach pracy ten gest jest równy polskiemu „cześć”. Moim zaskoczeniem lata temu było (gdy pierwszy raz jako gość zostałam na noc u rodziny przyszłego męża – Belga), że oni całują czy też „buziakują” się prawie na okrągło. Rano, po przebudzeniu się (i nieważne, że zęby jeszcze nieumyte i oczy na wpół otwarte), przed wyjściem do pracy, po powrocie z pracy, na dobranoc, czyli cztery razy na dzień. Nie tylko mąż z żoną, wszyscy domownicy, dzieci, nawet już dorosłe, oraz ewentualni goście na jeden lub na wiele dni, mężczyźni między sobą (szwagier, teść czy przyjaciel rodziny). Wydaje się to sympatyczne, ale dla niezbyt całuśnej Polki, która zazwyczaj wita się tak jedynie z dawno niewidzianymi znajomymi lub rodziną czy też  z chłopakiem lub mężem, to było dość stresujące doświadczenie. Czasami się okazywało, że gdy z braku przyzwyczajenia zapominałam o tym i mówiłam jedynie “cześć”, brano mnie za zadufaną albo obrażoną o coś! Gdy  (jeszcze nie mąż) mi potem te niuanse grzecznie wytłumaczył, tak się stresowałam, że dawałam te buziaki nawet i po raz drugi, na wszelki wypadek! Zabawnie jest, gdy spotyka się paczka znajomych przy piwie, w restauracji czy też z innej okazji i jest tam już spora grupka osób. Ci, którzy przychodzą jako ostatni, muszą się nieźle nagimnastykować, by obejść cały stół i obcałować każdego! Do tych trudności dochodzi też zwyczaj mówienia przy tym „dzień dobry” i dodania imienia danej osoby. Czyli: „dzień dobry Anno”, „dzień dobry Januszu”, do tego często dochodzą imiona dwuczłonowe, czyli na przykład: „dzień dobry, Jean-François” i nieważne, że nie jesteś panią z okienka w urzędzie miasta a wieloletnią znajomą, nie ma taryfy ulgowej! W głowie wybucha mi wtedy wielka bomba z zapytaniem – jak oni się do cholery nazywają?

Ale to nie wszystko, do tego dochodzi przeważnie zapytanie ça va?,

czyli „jak się masz” z tym, że przeważnie nikogo nie obchodzi, jak się naprawdę miewasz? To tylko dodatek do „dzień dobry”. Wspomniałam na początku o Flandrii i o różnicach między nią a Walonią. Otóż tam przeważnie wystarczy „dzień dobry” i/lub podanie ręki, czasami jest to zależne od zażyłości danej rodziny lub przyjaciół, ale Flandryjczycy wydają się mieć mniej więcej takie same przyzwyczajenia, jak my w Polsce. Miałam więc już sytuacje, że wśród zupełnie nowego towarzystwa zastanawiałam się, czy witać się buziakiem czy nie. Na szczęście czasami ktoś wychodzi z inicjatywą, mówiąc „on se fait la bise?” czyli w moim tłumaczeniu „buziakujemy się?”, to zresztą przeważnie też rozładowuje sztywną na początku atmosferę. Mój problem z buziakami rozciąga się na wiadomości tekstowe jak sms-y czy Messenger, WhatsApp itp. Mianowicie frankofoni używają słowa bisous czyli buziaki jako zwieńczenie niemalże każdej rozmowy, coś na zasadzie naszego „pa” lub „papatki” i nie tylko wobec swojego ukochanego, ale nawet do dalszej znajomej. Zapomnienie o tym słowie na końcu konwersacji wiąże się z ryzykiem obrażenia się co wrażliwszych. Zapomniałam kiedyś w ten sposób odpowiedzieć mężowi, był po tym przekonany, że jestem na niego obrażona lub zła! Od tej pory bacznie się pilnuję, by o „buziakowaniu” pamiętać również, gdy piszę. 

Rozwiązaniem tych dylematów będzie prawdopodobnie strach przed koronawirusem, jeszcze długo będziemy unikać buziaków czy podania ręki. Cóż, pozostaniemy więc przy buziaku pisanym i taki wam tu na zakończenie tego tekstu zostawiam.

Całuję i ściskam!   

 

Anna Tylman

Polka mieszkająca od ponad dwudziestu lat na stałe w Belgii. Autorka książki „Anna i Evelyne, historia dwóch żyć”, w której opisuje swoje perypetie niełatwych początków w Belgii (praca na czarno, nieznajomość języka, po czym uśmiech losu w postaci pracy w Komisji Europejskiej) oraz życie jej córeczki, którą w wieku pięciu lat zabrał z tego świata rak. Od czasów choroby jej córeczki zaangażowana w szerzenie świadomości na temat raka u dzieci a także współpracująca z belgijską fundacją „Kick Cancer” finansującą badania w onkologii pediatrycznej. Pisanie, poczucie humoru, dystans do siebie i do świata pozwalają jej na cieszenie się życiem pomimo przykrych przejść. 

 

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Igomama
Igomama
4 lat temu

No proszę i ale zamieszania może wprowadzić taki zwykły buziak! 😉
Podjerzewam, że obcałowywanie wszystkich znajomych (i znajomych znajomych)w klubie na dobry wieczór – równie mocno by mnie zestresowało.
W sumie ciekawa jestem, czy po ustaniu pandemii Walończycy wrócą do tak częstych buziaków czy jednak staną się bardziej powściągliwi i poprzestaną na „Cześć, ca vas?”, a całus stanie się tylko symboliczną ikonką w wiadomościach tekstowych?
Ps. Dziękuję za ciekawy artykuł, pozdrawiam serdecznie. 🙂

Anna
Anna
4 lat temu
Odpowiedz  Igomama

tez jestem ciekawa, chociaz juz teraz gdy juz obostrzenia wszystkim wychodza bokiem to wielu wrecz za tym buziakiem chyba tesknilo i wyskakuja z „oj przestan, nie mam zadnej korony” albo ze „nie ma zadnej korony”

Aga
Aga
4 lat temu

Ciekawy opis. Zastanawia mnie ta Flandria jednak, bo mieszkam od 7 lat w Holandii, mam meza Holendra i oni sie tu buziakuja nawet nie raz tylko 3 razy (lewy, prawy, lewy policzek). I to nie tylko wsrod rodziny, ale wlasnie na przywitanie ze znajomymi w restauracji, oraz przy skladaniu zyczen z wszelkich okazji (rowniez gdy widzisz sie pierwszy raz z daleka nawet rodzina partnera). Zwykle z okazji zyczen ludzie podaja ci reke i od razu ida do buziakow, trzymajac nadal reke w uscisku. O ile w PL ze znajomymi chetnie sie witalam przytuleniem „na misia”, tak tutaj te sformalizowane calusy… Czytaj więcej »

Anna
Anna
4 lat temu
Odpowiedz  Aga

O ,to zmienia moje spojrzenie na Holendrów, chociaż fakt, że jeśli chodzi o Flamandów to w sumie zależy od rodziny ale i tak ogólnie to nie są aż tak całuśni jak frankofoni 😊

4 lat temu

Mieszkam we Flandrii już jakieś dobre 6 lat i nie zdarzyło mi się trafić na „buziakujących się”. Całe szczęście!! Zwykłe dzień dobry każdego zadowala. A co do Walonii, miałam swą przygodę w tamtejszych kręgach i też byłam mocno zdziwiona tymi buziakami z osobami, które dopiero co poznałam. Jakieś było też moje zdziwienie, gdy nachylali się do buziaka tuż przed śniadaniem… Jednak cenię sobię dystans… : )

Anna
Anna
4 lat temu
Odpowiedz  maadziak

Oj tak, pod tym względem myślę, że Polakom bliżej do Flamandów niż jak Walonów 😁