Nienawidziłam swojego pokoju. Najbardziej za to, że był taki ogromny, łóżko stało pod oknem, a włącznik światła był po drugiej stronie. Po wieczornym wyłączeniu światła pędziłam po dywanie i wskakiwałam do łóżka, modląc się o to, żeby żaden czyhający w ciemności potwór nie złapał mnie za nogę. Tak samo pędziłam po zgaszeniu światła w przedpokoju; przerażał mnie wielki stojak na płaszcze umieszczony po drodze do „dużego pokoju” (nikt z domowników nigdy nie nazwał go salonem).
Szybko wpadałam do słonecznej kuchni, cudownej nie tylko dlatego, że pełnej światła odpędzającego potwory, ale również dlatego, że w kuchni zawsze była babcia. A ponieważ była babcia, nigdy nie byłam sama. Kiedy babcia zmarła, chyba najbardziej odczułam to, że nagle zaczęłam być sama – i zaczęłam szukać sposobów na odpędzenie samotności. Samotność gryzła. Książka czy film odpędzają samotność ledwie na chwilę. Ludzie – na dłużej. Więc szukałam ludzi, na miejscu i w innych miejscach. Właściwie przyjaciele korespondencyjni byli nawet lepsi, bo zawsze mogłam po prostu wyciągnąć papeterię i pisząc, poczuć, że są blisko.
Na studiach wynajęłam pokój z koleżanką. Żeby było taniej? Żeby nie być samą. Pokoje się zmieniały, koleżanki się zmieniały, ale zawsze chciałam mieć pod ręką kogoś, do kogo można usta otworzyć. Nic nie potrafiło tego zmienić; potrzebowałam towarzystwa ludzi. Chciałam móc się wygadać, pośmiać, zagrać w chińczyka, pójść do kina i móc na gorąco opowiadać o filmie. Cały czas miałam kogoś gdzieś obok siebie.
Kiedy miałam dwadzieścia dziewięć lat, pękło mi serce. Chciałam uciec od wszystkiego i wszystkich – i tak właśnie wylądowałam w tropikach. SAMA.
Oczywiście nadal mogłam z kimś pogawędzić na skypie czy przez telefon, ale – to były minuty i to nie codziennie. Codzienność to była samotność. Samotne śniadania, lunche, kolacje, dni pracujące, weekendy, poranki, wieczory, w zdrowiu i w chorobie. Najpierw w otępieniu i tęsknocie za dawnym stylem i rytmem życia oraz LUDŹMI, a potem…
Odkryłam, że mam w kuchni maleńkiego gekona. Zawsze przezornie zostawiałam dlań okruchy. Czy wiecie, jak pachnie hibiskus? Podczas spacerów z przyjaciółmi nie skupiałam się na spacerze, tylko na przyjaciołach. Podczas samotnych spacerów zaczęłam odkrywać świat wokół mnie. Dlaczego mieszkałam w tropikalnym mieście na drugim końcu świata i rozpaczałam zamiast się cieszyć?
Nie zrozumcie mnie źle: zachwyt nad każdą chwilą i wdzięczność za to, że żyję nie przyszły jak natchnienie jednego dnia, by pozostać już ze mną na zawsze.
Ale każdy dzień to był cudowny trening wdzięczności – za kwiat, za śpiew ptaka, za to, że umiem czytać, za to, że umiem się utrzymać, za to, że nie muszę nikogo o nic prosić… I w końcu – tak, za samotność też. Za te chwile niewymownego piękna, kiedy wiedziałam, że Bóg istnieje. Za tę ciszę, w której nikt nie zagłuszał myśli. Za to, że jeśli mi się nie chce, to mogę coś zrobić kiedy indziej. Za to, że sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem – i że mogę się moim oceanem życia napaść do syta.
To wszystko jednak to tylko drobiazgi. Najważniejszy prezent od samotności to miłość do samej siebie. Nagle znalazł się czas, żeby każdy dzień rozpocząć od uśmiechu pełnego czułości dla najważniejszej osoby w moim życiu – mnie samej. Dopiero, gdy naprawdę pokochałam samą siebie i znalazłam dla samej siebie czas, czułość i uśmiech, nauczyłam się, że samotność też jest darem.
Jak to w życiu bywa, nic nie trwa wiecznie. Pojawił się mąż, dziecko, nowe znajomości, nowe przywiązania. Samotność wróciła nie jak ukochana przyjaciółka, a jak dojmujący ból i pustka. Nie przywitałam jej z otwartymi ramionami, o nie! Jak śmiesz wracać do mojego życia? Nie ma tu już dla ciebie miejsca!
To bardzo niegrzecznie z mojej strony stroić fochy względem kogoś, kto już raz mi pomógł. Niewdzięcznica ze mnie. A w dodatku głuptas.
Zaprosiłam ją więc znów. A ona znów cierpliwie mnie uczy tego, że mogę być sama dla siebie najlepszym towarzystwem. Że znajomości czy nawet przyjaźnie nie są celem, a ledwie wątkami splatającymi się z moją osnową.
Samotności moja – dziękuję, że nauczyłaś mnie siebie. I że nauczyłaś mnie MNIE.
Jedyny w swoim rodzaju
KSIĄŻKOPLANER
TYLKO TERAZ 30% TANIEJ!
z kodem PROMO30

CIEKAWOSTKI
ZDJĘCIA
PRZEPISY
CYTATY
ŚWIĘTA
WSPOMNIENIA
REFLEKSJE
PLANERY
PODSUMOWANIA