Felietony

Otworzyć oczy, jeszcze w półśnie, jeszcze w krainie marzeń i cudów, która umyka bardzo szybko. Ustępuje miejsca rozpychającej się łokciami rzeczywistości. A ta nadciąga jak tsunami. Przypomina, który dzień, jaka sytuacja i co dziś w planie. Trzeba wstać, na nowo wstać, dojść do łazienki, siku, twarz, soczewki. Poczłapać do kuchni i na nowo zacząć żyć. Herbata. Chwila powrotu do krainy, którą właśnie tak brutalnie opuściłam.

Ale na nowo trzeba ruszyć, obudzić dzieci. „Nie chcę, zostaw mnie, nie będę wstawać, nie chcę żyć, chcę przespać ten dzień”. Na nowo zająć, odciągnąć od ekranów i nudy, wymyślić coś, co ich zainteresuje. Bo pięć miesięcy w domu potrafi zabić wszystko. Nawet roziskrzone dziecięce oczy i ich entuzjazm. Zabiło też iskrę życia w matce, ale to ona na nowo się szarpie ze sobą i życiem. Kolejny krok, tym razem, by zrezygnować, i tak nie słuchają i zarażają apatią. Wyrzuty sumienia podszeptują jednak, że tak nie może być.

Te bystre, ciekawe świata dzieciaki nie mogły się aż tak zmienić. Więc jeszcze raz. Może jednak razem coś? Gra? Znamy wszystkie na pamięć. Książka? Ile można. Basen? Samemu nudno. Spacer. W życiu. Ping-pong? Z tobą to nie to. Zabawa z psami? Na piętnaście minut. Obiad? Nie wiem, na co mam ochotę. Ale na to, co proponujesz, też nie. Plaża? Nie, samemu nudno. Rodzinna wycieczka więc. Zmusiłam, przekupiłam, wydarłam z domu. „Mama, on mnie dotknął. Mama, ona mnie bije. A w ogóle to nie chcemy. W maseczce żadna przyjemność”.

I na nowo podnieść się, przetrwać. Jakoś zmusić do aktywności, wiedząc, że trzeba przetrzymać kolejne miesiące. Ile razy jeszcze dam radę? Ile razy będzie mi się chciało? Ile razy stracę energię na bezsensowne rozmowy. Ile razy zorientuję się, że mi życie ucieka.

Ale będę się wygrzebywać na nowo. Małymi krokami w przód. I wielkimi wstecz. Raz się na nowo zachwycę światem, a potem niemrawo zalegnę z oczami w ścianie. Rozgrzebię życie, wyciągnę traumy, wytrzęsę ciałem lęk. Będę żałować, że nie doktorat, nie te studia, nie ta ścieżka, a potem sobie przypomnę, że nigdy nie żałuję raz podjętej decyzji. Znajdę wino i optymizm. A potem wodospad żali zaleje mój umysł i padnę. Zwątpię we wszystko, co zrobiłam. Pogrążę moje wychowanie w bezkresie porażki. Zobaczę szczęśliwe zdjęcia szczęśliwych ludzi i wyrzygam cały lęk i ból. A potem? Znowu pozbieram każdy kawałeczek, poskładam i na nowo zacznę żyć. Jak długo? Tego nie wie nikt.

5 4 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze