EmigracjaFelietony

Europa Wschodnia to bardzo szerokie pojęcie.

Pochodząc z tego ciągnącego się od Szczecina, przez Bukareszt i Sofię aż po Kamczatkę regionu, automatycznie ma się na zachodzie status eksperta, specjalisty od wszystkiego, co „wschodnie”. Ktoś pyta, jak nazywają się koczownicze plemiona Kazachstanu? Pada wątpliwość, czy Łukaszenko rządzi na Białorusi czy Ukrainie? A może należy wytłumaczyć nieoświeconym masom, jakie dialekty występują we współczesnym Azerbejdżanie? Wszystko to i wiele więcej kryje się za pochodzeniem ze wschodu.

Język polski jest trudny, ale być może dzięki temu właśnie Polacy to poligloci.

Niemiecki urząd pracy podesłał mojej przyjaciółce swego czasu ofertę zatrudnienia, gdzie warunkiem była płynna znajomość tureckiego. Zastanawiałyśmy się wtedy, czy to w międzyczasie standard w Polce, że uczymy się tego języka „rzekomego sąsiada”, a może to drugi język urzędowy? Najbardziej zaskoczyłam jednak swego czasu kolegę z biura obok. Ów kolega to starszy, obecnie emerytowany już pracownik międzynarodowej firmy, w której na co dzień rozbrzmiewają co najmniej cztery różne języki. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, dostałam od niego wiadomość z prośbą o pomoc. Kolega miał problemy z filią naszej firmy w Rosji i umówił się z nią na telekonferencję, aby rozwiać wszelkie wątpliwości. Chodziło tutaj o sprawy systemowe, techniczne, które dobrze znałam, zgodziłam się więc wziąć udział w tym wirtualnym spotkaniu. Jakież było zdziwienie mojego niemieckiego kolegi, kiedy wytłumaczyłam Rosjanom całą sprawę po angielsku! Po zakończonym spotkaniu zapytał, dlaczego nie mówiłam w swoim ojczystym języku. Zdziwiona przypomniałam mu, że pochodzę z Polski, jednak on dalej zdawał się nie rozumieć, w czym rzecz. 

Wielokrotnie, czy to w pracy czy prywatnie, pytano mnie o różne dziwne i kompletnie nieznane zwyczaje, słowa i miejsca.

Jestem ze wschodu, więc POWINNAM wiedzieć. Bycie ze wschodu zobowiązuje. Nie można się wyprzeć swoich korzeni. Zdarzyło mi się dostać od szefa do tłumaczenia dokumenty po rosyjsku. “Wiem, że nie znasz rosyjskiego, ale też używacie cyrylicy, więc jakoś dasz radę” – powiedział i położył papiery na moim biurku. Do dziś nie wiem, kim są ci tajemniczy ludzie, którzy zapisują mój język ojczysty rosyjskimi bukwami, ale nie wątpię, że istnieją. Innym razem w szkole językowej dyskutowano zacięcie na temat rosyjskiej polityki i osoby Putina. Nauczycielka poprosiła mnie o wyjaśnienie, o co w tym wszystkim chodzi. W końcu jestem ze wschodu. Można więc powiedzieć, że grałam w piłkę pod blokiem z synem Putina, podczas gdy on sam stał na bramce. 

Inny aspekt bycia ze wschodu to znajomości.

Wiadomo, Polska jest mała, jeśli porównamy ją np. z Australią, a Bayer Full nie bez przyczyny śpiewa, że „wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Znajomi znajomych słysząc, że jestem z Polski, snują historie o dziadkach z Prus Wschodnich i liczą, że ze zrozumieniem będę kiwać głową, kiedy wymieniają nazwy jakichś wsi, gdzie przed wojną stały cztery chałupy. Podobnie robią sami staruszkowie urodzeni na Mazurach. Nie znam wioski X czy Y, albo pana XX czy ZZ? Czy ja na pewno jestem z Polski? – powątpiewają. 

Polacy znają także wszystkie knajpy w granicach swojej ojczyzny.

Zmęczona tłumaczeniem, że nie znam dobrego baru w Chałupach, wymyśliłam sobie więc kilka odpowiedzi na zapas. Przykładowo zapytana o dobrą restaurację w Olszynie czy na Helu, polecam niezmiennie lokal o nazwie KUCHNIA DOMOWA , na co większość rozmówców reaguje euforycznie. W końcu każdy lubi zjeść jak u mamy. 

Obalam także mity mówiące, że w Polsce żyją białe niedźwiedzie.

Chociaż tutaj akurat mogę się mylić. W końcu ogrody zoologiczne nie należą w Polsce do rzadkości. Powszechny jest również pogląd dotyczący talentu Polaków do samodzielnego wykonywania remontów. Nierzadko pytano mnie, czy nie znam jakiegoś Polaka, który za przysłowiowe pięć zł i flaszkę zrobiłby remont mieszkania. Również warunki mieszkaniowe w naszej ojczyźnie stanowią dla wielu terra incognita.

Kiedy wynajęłam z małżonkiem niewielki dom za miastem,

jego znajomi zapytali, czy zamierzam sprowadzić resztę rodziny do Niemiec, w końcu “teraz miejsca mamy dość”. Gratulowali mi również, że W KOŃCU mieszkam w tak wspaniałych warunkach. Ze zdziwieniem słuchali, że w Polsce mieszkałam w jeszcze piękniejszym domu, a nie w ciasnym mieszkaniu w czternastopiętrowym bloku ze zsypem. Te bloki znali pewnie z opowiadań kolegów, którzy ostatni raz temu byli w Polsce w latach 80.  

Lubię czasem wcielać się w rolę specjalisty od Europy Wschodniej

i opowiadać naiwnym i nieznającym Polski ludziom różne banialuki. Zdarzyło mi się wmówić kilku niemieckim studentom, że to Polska wywołała II wojnę światową, a rosyjski to język obowiązkowy w każdej szkole. Wszystkim zaś, którzy twierdzą, że w Polsce ceny są dużo niższe, mówię że za jedną pensję mogliby kupić mieszkanie w Gdańsku. Bawi mnie bycie autorytetem i nie ukrywam, że lubię tej władzy nadużyć, kiedy jestem w nastroju do żartów.  

A ty? Czy także wzięto cię za eksperta od wschodu? A może zdarzyło ci się takowego udawać? Podzielcie się ze mną waszymi doświadczeniami.  

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
4 lat temu

Pośmiałam się. 🙈 świetny tekst!