Zima w Montrealu słynie z tego, że jest sroga. Tego też się spodziewałam, przeprowadzając się tutaj sześć lat temu z Terytoriów Północno-Zachodnich. Wyobrażałam sobie, że teraz będę mieć zimę z większą ilością śniegu i z temperaturami oscylującymi w okolicach -10 zamiast -40 stopni. Wydawać by się mogło, że to całkiem niezła zamiana. Niestety od mojej przeprowadzki do Quebecu nie doświadczyłam jeszcze ani jednej zimy, która wykazałaby się stałością w pogodzie. I chociaż moim postanowieniem przed przeprowadzką do Montrealu było częste chodzenie na biegówki, to do tej pory każdego roku ze względu na warunki pogodowo-śniegowe udało mi się wyjść na narty najwyżej dwa albo trzy razy w ciągu sezonu.
W tym roku Quebec cieszył się ciepłą, słoneczną pogodą bardzo długo, bo aż do drugiej połowy listopada. Potem przyszły deszcze i typowa jesienna szaruga. Na początku grudnia spadł pierwszy śnieg. Niestety po dwóch dniach wszystkie bałwany roztopiły się i zostały wchłonięte przez przydomowe, zielone trawniki. Tym sposobem wróciliśmy do pory deszczu i szarugi. W końcu tydzień przed świętami Bożego Narodzenia spadł piękny, puszysty śnieg i wszyscy mówili, że oto nastała typowa montrealska zima. Sanki, narty, rakiety i skutery śnieżne pojawiły się w parkach i na pokrytych śniegiem ścieżkach.
Ja, która bardzo ciężko znosiła polską zimę, pierwszego dnia, kiedy spadł śnieg, spędziłam dobre kilka godzin na zewnątrz.
Warunki ku temu były idealne. Puszystego, białego śniegu było po kolana, a temperatura wynosiła 0 stopni i było słonecznie. Śnieg się kleił jak szalony, więc łatwo było robić kulki śnieżne i lepić bałwany. W takich warunkach nawet odśnieżanie podwórka było czystą przyjemnością. Po tym jak całą rodziną ulepiliśmy bałwana, zbudowaliśmy ze śniegu podwyższoną rampę z torem saneczkowym. Dzieciaki turlały się w białym puchu jak małe szczeniaki, robiły orzełki i garściami pakowały sobie śnieg do ust.
Dwa dni później udało mi się nawet wyjść na biegówki i w myślach sobie wtedy przyrzekłam, że w tym roku pójdę na narty więcej niż dwa razy. Następnego dnia idąc za ciosem, też chciałam pójść na biegówki, ale rano temperatura spadła poniżej minus 10 stopni, więc odpuściłam. A następnego dnia już padał deszcz i było po nartach.
Na szczęście śnieg znowu pojawił się w prognozie pogody w czwartek, dwa dni przed Wigilią.
Moją pierwszą reakcją była radość z powodu białych świąt, ale mina szybko mi zrzedła, kiedy zaczęłam przewijać szczegółową prognozę pogody na najbliższe 24 godziny. Okazało się, że przez noc z czwartku na piątek ma spaść 30 centymetrów śniegu. Jednak nad ranem w piątek temperatura ma wzrosnąć do dodatnich temperatur i śnieg ma zamienić się w deszcz, a potem po południu temperatura ma ponownie spaść poniżej zera i zamrozić to wszystko. Niestety, tym razem prognoza pogody się nie myliła. Dodatkowo, drastycznym wahaniom temperatury towarzyszył silny wiatr. Jeszcze w czwartek wieczorem przedszkole przysłało wiadomość, że następnego dnia wszystkie szkoły i przedszkola w regionie będę zamknięte ze względu na pogodę i złe warunki na drogach.
Mieszkańcy Montrealu zaczęli się zastanawiać, czy przez te anomalie pogodowe w okresie świątecznym nie powtórzy się burza lodowa (ice storm) z 1998 roku, kiedy to marznący deszcz pokrył wszystko, a drzewa i słupy elektryczne łamały się dosłownie jak zapałki.
W wyniku burzy lodowej bardzo duża część infrastruktury elektrycznej została zniszczona, zostawiając 4 miliony ludzi na wiele dni bez prądu. W niektórych częściach Quebecu dostawy prądu zostały wznowione dopiero po trzech tygodniach. Połamało się wtedy ponad milion drzew, w wyniku czego ucierpiało wielu producentów syropu klonowego, będącego symbolem i znakiem rozpoznawczym tej prowincji. Ogólne straty związane z burzą lodową w 1998 roku szacuje się na 5 miliardów dolarów.
Jako że historia lubi się powtarzać, postanowiliśmy przygotować się na najgorsze.
Kupiliśmy jedzenie w puszkach i przygotowaliśmy małą kuchenkę na gaz, żeby w razie czego móc przygotować coś ciepłego do jedzenia. Wszystkie latarki zostały wykopane z czeluści szafek i schowków, drewno do kominka przyniesione do domu. Na szczęście tym razem kataklizm burzy lodowej się nie powtórzył, chociaż wiele ludzi straciło prąd na dzień albo dwa. Nasz prąd wysiadł wieczorem dzień przed Wigilią, a wrócił w pierwszy dzień świąt po południu. Na szczęście ewakuowaliśmy się do rodziny i spędziliśmy białe święta w Górach Laurentyńskich.
Oczywiście wraz z nowym rokiem przyszły znowu dodatnie temperatury i duża część śniegu z okresu świątecznego stopniała.
Teraz kiedy to piszę, za oknem duże płatki śniegu opadają na ulice. I tak pewnie już będzie przez następne trzy miesiące: śnieg, deszcz, mróz, deszcz, roztopy, śnieg etc. Ale biegówki mam gotowe i następnym razem nie będę się wykręcać temperaturą poniżej -10 stopni, bo wiem że pogoda w Montrealu zmienną jest.