Sześć lat temu zarejestrowałam się jako dawczyni organów w Szkocji. Decyzja ta była zgodna z moim ówczesnym podejściem do życia. Jednak już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem wycofania mojej zgody. Moje poglądy uległy zmianie i aktualnie taki gest mi nie w głowie. Gdyby coś mi się stało, to pragnę w całości i bez ingerencji udać się jak najszybciej do domu, do Polski. Czy to egoizm, marnotrawstwo? To jest bardzo indywidualny wybór i zdania na ten temat będą podzielone. Dla mnie ogromne znaczenie ma fakt życia w innym kraju niż cała moja rodzina.
List z danymi potrzebnymi do zrealizowania mojego zamiaru leżał na szafce jak poczucie winy już od kilku miesięcy. Zabierałam się za to tak opieszale, że… w międzyczasie ogłoszono nowelizację prawa dotyczącego transplantacji organów w Szkocji.
Co się zmienia?
Począwszy od 26 marca 2021 roku Szkocja wprowadza system deemed authorisation (domniemana autoryzacja), który nie zastąpi całkowicie wcześniejszego systemu opt in (zgłoszenie uczestnictwa/udziału), ale stanie się nadrzędny. Co to znaczy w praktyce? Do rejestru trzeba będzie zgłosić formalny sprzeciw na pobranie organów, a w przypadku jego braku, w oczach prawa, będzie domniemana zgoda pacjenta na przeprowadzenie procedury w odpowiednich okolicznościach1. Tym samym ci, którzy pragną aktywnie wspierać oddawanie organów do transplantacji, wciąż mogą zarejestrować swoją zgodę, aby mieć pewność, że ich decyzja zostanie zrealizowana i aby sprecyzować, które ze swoich organów udostępniają do transplantacji.
System deemed authorisation, nazywany również opt-out (wypisanie się) obejmował będzie jedynie najczęściej przeszczepiane narządy, czyli nerki, serce, płuca, wątrobę oraz ścięgna. Zapis mówi, że rodzina i przyjaciele niezmiennie będą konsultowani, aby upewnić się, że pobranie organów jest zgodne z najbardziej aktualnymi poglądami i wolą zmarłego. W przypadku, gdy takie dodatkowe źródło informacji okaże się nieosiągalne, zespół specjalistów będzie działał z tym, co ma. W teorii oznacza to, że w przypadku pacjenta objętego domniemaną lub zgłoszoną autoryzacją, gdzie rodzina nie wie, jak się zapatrywaliśmy na te kwestie tuż przed śmiercią, przyjęte zostanie, że jest zgoda na pobranie, a od rodziny będzie się oczekiwać akceptacji takiego stanu rzeczy. Ponadto zapis nie uściśla, jak dalece dołoży się “wszelkich” starań , aby dotrzeć do rodziny. Próby kontaktu zakończone fiaskiem mogą zostać uznane za spełnienie tego warunku i w efekcie prawo do aktualizacji/skomentowania decyzji o pobraniu przejdzie na dostępną osobę na miejscu, która “nas dobrze zna”.
Zmiany w prawie nie wpłyną na niektóre grupy osób i będą to dzieci poniżej 16. roku życia; osoby dorosłe niezdolne do zrozumienia nowych przepisów2; dorośli, którzy przed swoją śmiercią żyli w Szkocji krócej niż rok. W przypadku tych osób, podejmowanie decyzji o przekazaniu organów przebiegać będzie jak w poprzedniej regulacji.
Skąd o tym wiemy?
Przeciętny obywatel czy rezydent, w tym ja, otrzymał drogą pocztową kopertę zawierającą broszurę informacyjną. Koperta ta nie była imienna, więc w teorii powinna zostać dostarczona pod każdy adres (jak uciążliwe reklamy). Po wzięciu jej do ręki od razu widzimy, że nadawcą jest z NHS Scotland (odpowiednik NFZ) i jakie kwestie poruszy jej zawartość. Zastanawia mnie czy owa koperta skutecznie dotrze do wszystkich, szczególnie osób z nie ustabilizowaną sytuacją mieszkaniową (często przeprowadzających się i/lub bez stałego adresu zamieszkania widniejącego w rejestrze), w tym wielu rodaków i innych emigrantów.
Jak na ironię, niekończący się lockdown, dzięki któremu większość z nas powinna siedzieć w domach, zdaje się rozwiązywać ten problem, ale czy na pewno?
Czy proces jest skomplikowany?
Broszura, moim zdaniem, prezentuje problem w sposób przystępny, ale konieczna jest znajomość języka angielskiego na poziomie średnim lub średnio-zaawansowanym. Jednocześnie, zaryzykuję stwierdzenie, nawet autochton mógłby bez namysłu odłożyć tę korespondencję na stertę z makulaturą, nie zdając sobie sprawy, że zaniedbanie podjęcia stosownych kroków może mieć niemałe konsekwencje.
Z broszury dowiadujemy się, że swoją decyzję możemy zadeklarować on-line na stronie https://www.organdonationscotland.org/, dzwoniąc na podany numer, gdzie osoba po drugiej stronie słuchawki służy pomocą lub wysyłając wiadomość tekstową.
Na https://www.organdonationscotland.org/resources dostępne są broszury w innych formatach, dostosowane do specjalnych potrzeb: duży druk, pliki audio oraz w językach obcych, w tym w polskim. Broszura została bardzo rzetelnie przetłumaczona.
Dopuszczalną opcją jest również sporządzenie deklaracji na piśmie i poinformowanie o jej istnieniu rodziny i przyjaciół. Zaleca się, aby nie umieszczać tej decyzji w testamencie, który może nie zostać przeczytany na czas.
Wątpliwości
Owszem, mam je. Nie jestem specjalistką w zakresie prawa, lecz przeciętną osobą, która przeczytała dostępne materiały.
Z jednej strony rozumiem przesłanki, czyli usprawnienie systemu i ratowanie jak największej ilości żyć. Statystycznie w Szkocji jedynie około 1% ludzi umiera w sposób, który umożliwia pobranie organów do transplantacji. Każda taka okazja jest niezwykle cenna, a czas, w którym trzeba działać, ograniczony. Niektóre okazje przepadną z powodu niejasności co do życzeń pacjenta.
Z drugiej strony – szczególnie wśród emigrantów, wciąż panuje niewiedza i trudności w nawigowaniu przez gąszcz lokalnych spraw. Niektórzy być może stwierdzą, że ich to nie dotyczy, a więc po co sobie zawracać głowę. Zatem “decyzja” może wyniknąć z niedoinformowania czy ignorancji.
Rozwiązaniem dla takich niejednoznacznych sytuacji ma być skonsultowanie się z rodziną i przyjaciółmi. Lecz jak to przebiegnie, gdy kraj naszego aktualnego pobytu i kraj pochodzenia dzielą nie tylko kilometry, ale również bariera językowa? Co, jeśli przyjaciele “pod ręką” nie są tymi, których chcielibyśmy zaangażować w takie sprawy? Czy ktoś wykona telefon za granicę (do naszej rodziny)? Czy ten telefon zostanie odebrany? Czy dzwoniący będzie rozumiany?
Nie i kropka
Czemu zmieniłam zdanie, choć wcześniej chciałam być częścią tej inicjatywy? Na skutek zderzenia idealizmu z brutalną rzeczywistością. To więcej niż teoria i pusta deklaracja. Na własne oczy widziałam, że Polacy umierają za granicą, nierzadko przedwcześnie. Niekiedy rodzina decyduje się na sprowadzenie ciała do kraju, a nie kremację i urnę, co jest zrozumiałe, bo to pozwala się pożegnać, szczególnie jeśli ostatnie spotkanie było dość dawno temu. Czasem migają mi zrzutki on-line organizowane w tym celu. Sprowadzenie zwłok z Wielkiej Brytanii do Polski to koszt (transport + trumna transportowa + koszty administracyjne) rzędu 10.000 do 12.000 PLN3, a to tylko wierzchołek góry lodowej. To są prawdziwe ludzkie dramaty. W ciągu ostatnich kilku lat zdarzały się tak blisko mnie, że dało mi to do myślenia.
To jest wystarczająco trudne. Nie chciałabym narażać mojej rodziny na traumę dowiadywania się dopiero po fakcie, że zgodnie z możliwościami, które daje nowe prawo w Szkocji, doszło do pobrania organów, a ją ominęło zabranie głosu w tej sprawie. Kiedy emocje związane z tragedią i poczucie niesprawiedliwości biorą górę, różne myśli mogą przyjść do głowy: wypatroszenie, pokrojenie, zbezczeszczenie. Dlatego ja świadomie rejestruję moje NIE.
Być może skumulowanie się tych niefortunnych okoliczności na raz to szansa jedna na milion, ale… Czy moje ciało jest naprawdę moje? Nie czuję, aby to nowe prawo stuprocentowo chroniło przed niepożądanymi zwrotami akcji ludzi, których korzenie są gdzie indziej, choć żyją w Szkocji i niewykluczone, że tu im przyjdzie umrzeć.
Agnieszka Ramian
Przypisy:
1. Przez odpowiednie okoliczności rozumiany jest rodzaj śmierci kwalifikujący do pobrania organów i dotarcie do punktu, w którym nic już więcej nie można zrobić, aby uratować życie pacjenta.
2. Moje przypuszczenie: osoby dorosłe niezdolne do rozumienia zgodnie z definicją określoną w Adults with Incapacity (Scotland) Act 2000 (AWIA).
3. Informacje zaczerpnięte z oferty jednej ze specjalistycznych firm pogrzebowych świadczącej usługi w tym zakresie.