EmigracjaFelietony

Właśnie otrzymałam wiadomość od męża na WhatsAppie; melduje, że dojechał bezpiecznie do Coventry. Moje pierwsze angielskie miasto, w którym szlochałam na tyłach polskiego sklepu, bo odkryłam, że nic nie wiem, nikogo nie znam i tak w sumie to jednak chcę do mamusi – odpisałam w ramach żartu, a jednak bardzo na serio. Nagle powrócił do mnie ten dzień, przynosząc ze sobą cały wachlarz szczegółów. Poczułam się jakbym spacerowała właśnie swoimi starymi szlakami po Coventry sprzed ponad dziesięciu lat. 

Miałam osiemnaście lat i bardzo chciałam odkrywać świat, rzucić wszystko i zmienić otoczenie.

Potrzebne mi to było na już, natychmiast. Kiedy znajoma zaoferowała mojej mamie pracę w Wielkiej Brytanii, nie chciałam nawet słyszeć o innej opcji. Ja pojadę. Znam angielski. Dojedziesz do mnie tak szybko jak się da – powiedziałam. Mama nie była przekonana, a ja nie byłam gotowa na negocjacje. Ostatecznie tak też zrobiłyśmy, pojechałam pierwsza, pomimo jej zagadywania, że może jednak skończyłabym szkołę, matura by się przydała, bo jak wrócę, to bez niej nawet nie pozmywam w ramach pracy. Ale ja nie wracam. W Anglii też mogę zrobić maturę – byłam nieugięta.

Podekscytowana odliczałam dni do wyjazdu, żegnałam znajomych, obiecywałam, niepotrzebnie zresztą, że będziemy się regularnie widywać. Że nawet się nie obejrzą, a ich odwiedzę. Doczekali się pięć lat później, przez tydzień. Taki tam drobiazg w narracji z perspektywy czasu. Taka byłam pewna, że wszystko będzie wspaniale, natychmiast się ułoży i pójdzie dokładnie tak, jak sobie wymyśliłam. Jechałam z takim nastawieniem, jak gdybym już tam spędziła pół życia, a w Polsce była zaledwie na wakacjach. Uroki nastoletniego przekonania o nieśmiertelności.

Najpierw spakowałam się i byłam gotowa jechać na lotnisko o tydzień za wcześnie. Tuż przed wyjściem z domu spojrzałam po raz kolejny na bilet i odkryłam, że odlot jest za siedem dni. Ze złamanym sercem odbijałam się od kątów mieszkania przez calutki tydzień, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Przecież pożegnałam nawet psa i sąsiadów przyjaciółki, a teraz mam egzystować w zawieszeniu! To były najdłuższe dni mojego życia, tak bardzo chciałam już stanąć twarzą w twarz z emigracją.

W Polsce, w dniu wylotu pożegnała mnie ulewa. O dziwo, kiedy wylądowałam, pogoda była piękna. 

Wszystko mnie fascynowało. Emigracyjne różowe okulary nie opuszczały mnie przez kilka długich miesięcy. Byłam zachwycona architekturą, luzem wszystkich wokół, różnorodnością. Na rynku pod dużym wyświetlaczem informującym o lokalnych wydarzeniach odkryłam, że może być dziesięć stopni różnicy pomiędzy temperaturą wyimaginowaną a odczuwalną. Poganiana przez znajomą mamy do jedzenia wielkich porcji obiadów i stosu witamin, „bo musisz mieć siłę zasuwać, inaczej Anglia cię wykończy”, w wolnych chwilach zajadałam się słodyczami, odkrywając centrum miasta i soczystozielone parki.

Byłam zachwycona, bardzo naiwna, nieświadoma potencjalnych zagrożeń. Jedynym momentem, kiedy bycie samiuteńką w obcym kraju naprawdę mnie przytłoczyło, był pierwszy dzień pracy. Nie rozumiałam akcentów klientów, nie potrafiłam wydać reszty z słabo opisanych monet, nie kojarząc ich jeszcze po rozmiarze i kształcie, a współpracownica wyraźnie nie miała dobrego mniemania o moich zdolnościach do pracy w tym sklepie. Poszłam segregować towar na tyłach sklepu i wyjrzałam na ulicę. Była obca, jak całe to miasto, ludzie, a nawet i język, bo co mi po umiejętności przekazania, co zechcę, skoro niczego nie rozumiałam.

Poczułam się malutka, przerażona i bardzo samotna.

Dotarło do mnie, że zaraz nie będę mieć pracy i nie mam pojęcia, co z sobą zrobić, nikogo nie znam i nic nie wiem na temat życia tu. Płakałam w ukryciu, tęskniąc za rodziną. Odtąd już nic nie miało pójść zgodnie z planem, a ja zostałam zmuszona zwyczajnie przywyknąć i zupełnie przestać się przejmować, nadal z euforią odkrywając ten niezrozumiały dla mnie kraj. Ale w tamtym momencie wiedziałam jedynie tyle, że przeżywam swój prywatny koniec świata. Nieświadoma, jak na nastolatkę/młodą dorosłą przystało, że jest chwilowy i że jest jednym z wielu, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć.

W bardzo krótkim czasie zamieszkałam gdzie indziej, podejmowałam pracę za pracą, przejechałam pół kraju i, tak, dołączyła do mnie mama. Z perspektywy czasu uważam, że był to szalony okres w moim życiu, nie wiem jakim cudem nigdy nie stała mi się krzywda (choć przyłożyło się do tego faktu kilka osób), długo też nie rozumiałam komentarzy o mojej odwadze. Aż się nieco zestarzałam i dotarło do mnie, ile złego mogło przytrafić się osiemnastoletniej dziewczynie samej w obcym kraju.

Myślę, że ta emigracja była bardziej głupotą niż odwagą i bardzo wątpię, że zrobiłabym to samo po raz drugi.

Nie w taki sposób. Zdecydowanie miałam więcej szczęścia niż rozumu. Chociaż wtedy nie było ogólnodostępnych filmów dokumentalnych o seryjnych mordercach i handlu ludźmi na Netflixie, których się naoglądałam ostatnimi laty. Przypuszczam, że szczęśliwsi są ludzie nieświadomi. 

Samo Coventry udało mi się odwiedzić raz jeszcze, przy okazji pobytu w Northampton. Znudzona chodzeniem po mieście poszłam na pociąg i kupiłam bilet do mojego pierwszego angielskiego prawie domu. Miasta, którego nigdy nie udało mi się poznać i oswoić do końca, a jednak było już trochę moje. Przeszłam wszystkie dawne trasy, odtwarzając intensywność odczuć, wspomnienia, odwiedzając osoby, które na trwałe wpisały się w moje życie jako pierwsi znajomi w nowym kraju, choć kilkoro z nich ledwo mnie pamiętało. Dla nich byłam jedną z wielu osób, które przewinęły się przez ich pracę. Przyjemnym było przejść się przez moment po miejscu, które stało się tłem zwariowanego punktu zwrotnego w moim życiu.

Mimo wszystkich niewiadomych, nadal nie chciałam wrócić do Polski i nie zrobiłam tego. Coventry – oto moje miasto przejściowe pomiędzy starym i nowym domem, dawnym i obecnym życiem. Znanym i tym, czego nie udałoby mi się nigdy przewidzieć. Mam szczerą nadzieję odwiedzić je jeszcze kiedyś, by zanurzyć się ponownie w wspomnieniach.

Sadeemka

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Paulina
Paulina
3 lat temu

Ciekawy wpis, odrazu uruchamiam pamięć i wracam do swoich przeżyć z pierwszego wyjazdu za granice. Nie wspominam tego dobrze, natomiast traf chciał, że mieszkam do tej pory w innym kraju