FelietonyPolka tu mieszka

Już jako mały grzdyl chodziłam swoimi ścieżkami. Historie o moich samodzielnych wyprawach i odkrywaniu świata raz na jakiś czas opowiadane są w rodzinie, w kontekście mojej odwagi, samodzielności i indywidualizmu. Sama, odkąd pamiętam, byłam ciekawa świata. Uwielbiam obserwować naturę, chłonąć jej energię, oddychać pełną piersią otoczona lasem, wodą czy górami.

Uwielbiam odkrywanie świata, nowych kultur, historii. Zdumiewa mnie potęga natury, ale także tego, co człowiek potrafi osiągnąć. Z niezaspokojoną ciekawością przemierzam stare uliczki, oglądając kilkunastoletnie i kilkusetletnie domy, fortece, kościoły i inne budowle. Zastanawiam się, jak wyglądało życie ludzi w danym mieście, jakie mieli problemy i zmartwienia. Czy uśmiech gościł na ich twarzach równie często jak w „naszych czasach”? Czasem, odwiedzając miejsca, w których ludzkość nie popisała się zbytnio, wzruszam się i bywa również tak, że płaczę nad tragedią, która rozegrała się między murami, które mnie otaczają. A bywa także tak, że o północy, jadąc taksówką z lotniska do hostelu, wdycham gorące powietrze, wiatr rozwiewa moje włosy, nade mną rozciąga się rozgwieżdżone niebo, meksykańska muzyka dudni mi w uszach, a ja czuję się nieskończenie szczęśliwa.

Kilka lat później, siedzę z kubkiem ciepłej herbaty na swojej kanapie, a promyki słońca rozświetlają moją zmęczoną twarz emigrantki. Wyjazd, pierwsze doświadczenia w innym kraju i zdecydowanie zbyt długi pobyt w Niemczech coś we mnie zmienił. Coś we mnie zgasił, zadeptał, aż zapomniałam jak kiedyś lubiłam odkrywać nowe kultury i miejsca. Schowałam się do skorupy i zdecydowanie zbyt dosłownie rozumiałam pojęcie „wszystko w środku we mnie krzyczy”. Mój optymizm, ufność i wiara w ludzi gdzieś się ulotniły. Zapomniałam, jak to jest móc oddychać pełną piersią. 

Po kilku dniach od przeprowadzki do Austrii poszłam z moim psem na spacer. W styczniu dni są mroźne, ale tego dnia od rana świeciło słońce. Na horyzoncie rozciągały się ośnieżone szczyty gór. Wtedy, po ponad dwóch latach, poczułam, że znów mogę wziąć głęboki oddech. Zaczęłam znów oddychać pełną piersią. W otoczeniu majestatycznych gór, rzek i ogromnego jeziora, niewielkich miast, małych górskich domków, wszechobecnych szlaków wędrownych poczułam, że będzie dobrze. Austria, w której mieszkam, jest miejscem, gdzie znów wierzę w to, że ludzie są dobrzy. Moja ciekawość świata powoli wraca, gdy godzinami spaceruję z psem po wzgórzach, a czasem i po stromych zboczach. Dech w piersi zapierają niesamowite widoki i powoli czuję, jak cząstki mnie stopniowo wracają na swoje miejsce. Wiem, że będzie dobrze. 

Na szczęście dziś już wyszłam ze swojej skorupy, znów planuję wojaże. Mimo trwającego lockdownu korzystam z weekendów i zwiedzam mój piękny region Vorarlberg. Czasem czuję się przytłoczona emocjami, bo przeszłość powraca w najmniej oczekiwanych momentach. Idę wtedy na spacer, wchodzę na swój ulubiony punkt widokowy, gdzie biorę głęboki oddech i po prostu jestem. Gdy wracam do domu, jestem już spokojniejsza i wiem, że cokolwiek się nie zdarzy, będzie dobrze. Nie wiem, czy moja ufność do świata wróci, ale wiem, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.

Oliwia Zimniewska, Austria, IG: @myheartonsleeve

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze