Zaskakujące, jak często muszę powtarzać to zdanie po polsku. Dlaczego muszę w mym ojczystym języku tłumaczyć, że moja pasierbica nie jest moim dzieckiem? Dlaczego muszę nieustannie powtarzać, że ja nie jestem jej mamą?
Jak to się dzieje, że dorośli ludzie, którzy mnie znają, staraja się mi wmówić, że stałam się mamą nieurodzonego i niezaadoptowanego przeze mnie dziecka? Jak to jest, że moja polska rodzina i polscy znajomi mówią, że mam dziecko a dziecku, że ma we mnie mamę?
Z czym to się je?
Jako macocha mam swoje miejsce, swoją rolę i swoje życie. Moja pasierbica wpuściła mnie do swojego świata z otwartością, jaką tylko może ofiarować nam paroletnie dziecko. Z ciekawością wsłuchiwała się w to, „jak dziwnie mówię”, z ekscytacją bawiła się w zabawy z polskiego podwórka i z ogromną frajdą malowała pisanki, kleiła łańcuchy na choinkę czy lepiła pierogi. Jej krajobraz się rozszerzył, doszły nowe tradycje, nowe zdziwienia i nowe przygody. Choć Mała nie pamięta swoich rodziców razem, mnie, partnerkę swojego ojca przyjęła z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Moja pasierbica nie jest mi obojętna. Jako dziecko jest bardzo ważna. I choć tak bardzo różnimy się z jej mamą, to jej pozycja ma pozostać niezachwiana dla dobra dziecka. Moją rolą jako macochy nie jest podkopywanie pozycji kochającej matki. Moją rolą jako macochy jest powtarzanie Małej, by zapytała, co na ten temat myśli mama, że mama na pewno robi to najlepiej i, że to właśnie z mamą zdecyduje, jaki kostium ubierze na bal przebierańców oraz jaki tort wybierze na swoje urodziny.
Moja pasierbica tworzy ze mną relację pasierbica-macocha. To będzie relacja partnerki jej ojca i jej, córki dwóch kochających ją nad życie rodziców. Relacja jej i dorosłej kobiety, która ma szansę uczestniczyć w jej życiu.
Jak dobrze, że tego nie rozumiesz, bo byłoby mi wstyd!
„Jak tam twoja córeczka?”
„Jesteś dla niej przecież jak mama.”
Moja odpowiedź zawsze jest ta sama. Moja pasierbica ma mamę. Kochającą, silną i dającą z siebie wszystko mamę. Moja pasierbica nie żyje w deficycie miłości ze strony swojej mamy i nie potrzebuje szukać matczynej czułości u swojej macochy-emigrantki.
Jak krzywdzące dla francuskiej matki mojej pasierbicy jest fakt, że moje polskie otoczenie przypisuje mi jej rolę? Na samą myśl przepełnia mnie fala zażenowania. Mam ochotę kupić jej wino w geście przeprosin i powiedzieć wprost: „My w Polsce nie ogarniamy tej kuwety”. A potem uczciwie przyznać, że brakuje nam dojrzałości, doświadczenia i delikatności, jakiej taka konfiguracja wymaga.
Nie konkuruję z mamą. Nie dlatego, że stałam się jej fanką i uważam ją za objawienie najwyższej formy macierzyństwa. Jesteśmy całkowicie inne i reprezentujemy inne światy i wartości. Nie zgadzamy się w większości tematów. Inaczej spędzamy czas, inaczej oceniamy miliard sytuacji i najprawdopodobniej nigdy nie zostałybyśmy koleżankami. Ale w mikrosystemie paroletniego dziecka to rodzice są najważniejsi. I czy w tej konfiguracji nie powinno się właśnie znaleźć miejsce na wspieranie innej kobiety i jej pozycji? Czy w tym trójkącie matka-córka-macocha nie powinnyśmy znaleźć miejsca na feminizm? Czyż to nie jest dobry test dla tych wszystkich haseł w stylu women supporting women i wartości, które niosą?
kokopelia
***
Jeśli podobał Ci się ten tekst,
ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA
Więcej o naszych Patronach i o nas:
Jesteś najlepsza! Macocha kolegi mojego syna nieustannie krytykowała jego hiszpańską mamę i nie wpuszczała go do domu pod nieobecność jego ojca. Czekał na wycieraczce aż tata dotrze. Ogromne spustoszenie uczyniła w tym chłopcu. Jesteś najlepszą belle-mere!